2. Śpiew

51 7 0
                                    

Pokój był naprawdę duży, ale pusty. Przy ścianie stało duże łóżko, drewniana podłoga skrzypiała pod stopami Wonwoo, a powietrze pachniało kurzem i drewnem. Usiadł na krzesełku przy biurku i spojrzał na okno, przez które wpadał snop światła. Wnętrze było proste i w jakiś magiczny sposób napełniało Wonwoo spokojem. Wstał i przeszedł przez pokój, by usiąść na łóżku. Materac był trochę twardy, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Przypominało mu to tygodnie spędzone u babci w dzieciństwie, gdy wszystko było proste.
Wstawał wtedy razem ze słońcem, biegał po polu i kąpał się w rzece. A potem wracał do małego, wiejskiego domku na obiad, zawsze robiony z miejscowych składników. Wieś dla Wonwoo była synonimem tej beztroski.
A las?
Wziął głęboki wdech, delektując się zapachem świeżej pościeli, gdy nagle jego ciało zgięło się w ataku kaszlu. Zacisnął powieki. Musiał to przeczekać. Musiał dać sobie radę. 
Po chwili kaszel ustał, zostawiając po sobie piekący ból płuc i łzy w kącikach oczu. Wonwoo otarł je szybko, starając się uspokoić. Powinien już się do tego przyzwyczaić. Powinien, a jednak nie mógł. To wciąż było dla niego takie niespodziewane, zawsze, gdy myślał, że kolejnego ataku kaszlu nie będzie, to znowu się zaczynało. Czy kiedykolwiek się skończą? Sięgnął do walizki i wziął tabletki. 
-Nie rozumiem- mruknął sam do siebie i połknął lekarstwo.-Dlaczego to musiało się stać... 

Był środek nocy, gdy się obudził. Na niebie jasno lśniły gwiazdy, ale to nie ich blask wyrwał go ze snu. Zza ściany dochodził go cichy, melodyjny śpiew. Piosenka była smutna i delikatna, a wysoki głos, który ją śpiewał, przyprawiał Wonwoo o dreszcze. Kto tak pięknie śpiewał o tej porze? 
Przetarł oczy, starając się zrozumieć, co się dzieje. Kręciło mu się w głowie...
I nagle piosenka skończyła się. Wszystko znowu stało się jasne, zawroty głowy ustały. Zmarszczył lekko brwi. 
-Kto tam jest?- zapytał cicho w stronę ściany. Nie otrzymał odpowiedzi. Gdzieś daleko usłyszał dziwną muzykę, jakby odpowiedź na pieśń, ale nie mógł się nad tym zastanawiać. Zasnął... 

-Pobudka! Nie ma spania do południa! 
Otworzył oczy. Ale tak bardzo chciał spać dalej... Łóżko było takie wygodne i ciepłe, przecież pięć minut nie zaszkodzi...
-Ruchy, ruchy! Śniadanie nie będzie czekało wiecznie! 
Usiadł powoli i przeciągnął się. 
-Dzień dobry...- wymamrotał. Wspomnienie nocnej muzyki niemal całkowicie wyblakło, jednak udało mu się je uchwycić.-Proszę pani, czy ten chory krewny... 
-Co z nim?- twarz kobiety od razu zmieniła wyraz. Teraz była napięta, rysy wyostrzone. 
-Czy to on śpiewał w nocy? 
-Śpiewał?- zaśmiała się cicho, ale jej oczy pozostały chłodne.-Nie, on nie śpiewa. On ledwo mówi. Pewnie miałeś jakiś zwariowany sen. A teraz ubieraj się i na śniadanie! 
Pokiwał głową. 
-Tak, pewnie coś mi się przyśniło- mruknął i wstał. 

Po śniadaniu staruszka wstała od stołu. 
-Mógłbyś posprzątać? Świetnie. Możesz iść do ogrodu, jeśli chcesz. Ja posprzątam w domu, a potem pójdę zbierać jagody. 
-Tak jest, proszę pani- uśmiechnął się lekko i zaczął sprzątać ze stołu. To nie zajęło mu dużo czasu. Przebrał się, umył zęby i wyszedł z domu tylnymi drzwiami. Do ogrodu. 

Słońce oświetlało kolejne grządki kwiatów jasnym blaskiem, muskało ich płatki promieniem delikatnym jak dłoń kochanka. Wonwoo czuł się jak intruz w tym miejscu, zupełnie z innego świata w swoich podartych jeansach i czarnej koszulce. Rozejrzał się uważnie, starając się chłonąć to piękno. Na samej granicy ogród i las łączyły się, wszystko dziczało. Poszedł tam szybko, zafascynowany widokiem kwiatów między drzewami. Uśmiechnął się, widząc niezapominajki. 
-Chociaż jeden kwiat, który znam- powiedział zwycięsko i ruszył dalej, przed siebie. Zatrzymał się dopiero, gdy prawie zdeptał... coś. 
-Grzyby- mruknął, zaskoczony. Podniósł nogę, żeby przekroczyć przeszkodę.
-Co ty do cholery robisz?!

The Fairy // MeanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz