Prolog

101 14 13
                                    

Opowiem wam historię, moją historię. Nie wiem, jak się skończy i nie chcę snuć przypuszczeń. Gdy z góry coś obstawiamy, możemy się zawieść, a ja nie chcę potem płakać. Chcę, żeby koniec mojej historii był tajemnicą, którą z czasem odkryję.

Mam siedemnaście lat na imię Gertrude i ostrą białaczkę szpikową. Świetna informacja na początek, prawda? Całe życie niby przede mną, powinnam się bawić i upijać do nieprzytomności, a tymczasem siedzę teraz w gabinecie mojego onkologa, słucham o sposobach leczenia i się uśmiecham . Tak uśmiecham się, ponieważ mogłam dzisiaj się obudzić, wypić kawę zbożową, której tak bardzo nie lubię i zobaczyć osoby, które kocham. To dziwne, ale człowiekowi takie drobnostki sprawiają radość dopiero wtedy, gdy wie, że niedługo to wszystko może się skończyć. Ja mogę się skończyć, ale na razie, to jeszcze żyję i to jest dobra wiadomość. Nie mam zamiaru poddać się bez walki, ja zawsze walczę do samego końca, do ostatniej sekundy i tak będzie i tym razem.

- Na początku Gertrude przejdzie przez chemioterapię. Pierwsze sześć chemii to będą tak zwane białe, a ostatnie dwie czerwone. Następnie przeszczep szpiku. Oczywiście już szukamy dla Ciebie dawcy Gertrude. - Lekarz zwrócił się do mnie.

Siedziałam w gabinecie z rodzicami, kątem oka dostrzegłam pojedyncze łzy spływające po policzkach mamy. Zawsze się tak zachowywała. Ciągle jeszcze żyłam, a ona zachowywała się, jakbym już była jedną nogą w grobie, ale halo ja żyję! Wiecie, co jest najgorsze dla osób chorych? To, że wszyscy zachowują się, jakby oni już byli skreśleni, posyłają im ciągle te współczujące spojrzenia, a ja za każdym razem, gdy ktoś zachowuje się tak w stosunku do mnie, mam ochotę strzelić mu w twarz z prawego sietpowatego! No bo proszę was! Ja chcę, żeby ludzie się ze mną śmiali, a nie zachowywali, jakbym miała zaraz umrzeć.

- Lea - nie zwracałam uwagi na wypowiedź lekarza, jedyne co usłyszałam to "Gertrude". Boże jak ja nienawidzę tego imienia! Kto normalny tak nazywa swoje dziecko?

- Gertrude! - matka zwróciła mi uwagę.

- Trzeba było dać mi normalne imię! Też byś nie chciała, żeby ktoś Cię nazywał Gertrude. Chorelna Gertrude! - założyłam wyzywająco ręce na piersi. Nie miałam zamiaru przepraszać. Tata jakoś nie miał problemu, żeby nazywać mnie Lea, jednak tym razem zobaczyłam jak kręci głową.

- Zachowuj się! - krzyknęła mama. - Bardzo pana przepraszam za moją córkę. - spojrzała przepraszająco na pana Adamsa.

- Nie przepraszaj za mnie! - podniosłam ton. Ostatnio nie radzę sobie z moimi nerwami, nie wiem, co się dzieje.

- Lea. - tym razem usłyszałam głos taty, który o dziwo był spokojny. Spojrzałam na niego i cała złość ze mnie spłynęła.

- Przepraszam. - spuściłam głowę na dół.

- Nic się nie stało. Jak już mówiłem Leo - uśmiechnęłam się, gdy tak mnie nazwał. - szukamy już dla Ciebie dawcy. - doktor uśmiechnął się do mnie ciepło. - Więc widzimy się za tydzień na pierwszej chemii. Pamiętaj, żebyś była wcześniej. Zanim ją dostaniesz, musimy zrobić ci jeszcze badania. Do zobaczenia. - doktor wstał i uścisnął nam po kolei ręce.

- Do widzenia. - odpowiedziałam i wyszłam z gabinetu na korytarz, przez który akurat przechodziła jakaś dziewczynka. Miała na oko  sześć lat i zawiniętą chustę na głowie. Witaj raku! Była bladziutka, strasznie bladziutka i zmęczona. Czemu takie małe dzieci chorują? To jest nie fair! Czemu nie mogą zachorować jacyś pieprzeni gwałciciele?

Stałam w tych drzwiach przez dobrą chwilę, aż w końcu podeszłam do tej dziewczynki. Czułam, że muszę to zrobić.

- Cześć! - stanęła w miejscu, a ja uśmiechnęłam się do niej. Miała piękne niebieskie oczy. Zawsze chciałam takie mieć, a tymczasem zostałam obdarzona mieszanką zieleni i brązu. Porażka!

Z dziennika GertrudeWhere stories live. Discover now