Ciesz się, póki możesz

50 9 9
                                    

Weszłam do windy z uśmiechem na twarzy. Ostatnio przeze mnie wszyscy się denerwowali i martwili. Nie ma co się oszukiwać, jestem przyczyną smutku tych, których kocham, ale nie dzisiaj. Dzisiaj na twarzy jednej z tych osób pojawi się uśmiech, a przynajmniej taką mam nadzieję. Tydzień temu Aida powiedziała mi, że chciałaby mieć włosy takie jak ja, więc zrobiłam jej małą niespodziankę.

Usłyszałam dźwięk ogłaszający, że winda dojechała na miejsce. Wyszłam na korytarz i od razu skierowałam się do sali z numerem 7. Moja druga chemia! Po pierwszej nie czułam się zbyt dobrze, dlatego przewiduję, że i tym razem nie będzie lepiej. Weszłam do bardzo jasnego pomieszczenia i moim oczom ukazała się niebieskooka dziewczynka z chustą na głowie. Widziałam, jak przygląda się mojej twarzy, zresztą nie dziwię się. Zniknęła z niej burza moich brązowych włosów. Teraz są krótkie, do połowy policzków, ale nie narzekam. Mogłam tym sprawić komuś radość, a ja przynajmniej nie mam z nimi tyle pracy.

- Witaj Aido! - uśmiechnęłam się do niej promiennie. - Mam dla Ciebie niespodziankę.

- Jaką? - słyszałam zaciekawienie w jej głosie. Podeszłam do niej i wyciągnęłam średniej wielkości pudełko, w którym znajdowała się perułka wykonana z moich włosów.

- Proszę, rozpakuj. - powiedziałam i położyłam się na moje łóżko, ponieważ przyszła pielęgniarka, by podłączyć mi chemię. Usłyszałam radosny krzyk dziewczynki.

- Dziękuję Gertrude! - ściągnęła chustę i zastąpiła ją perułką.

Uśmiech nie schodził zarówno jej, jak i mi z twarzy. Nigdy bym nie pomyślała, że taką rzeczą można sprawić komuś tyle radości. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak łatwo można kogoś uszczęśliwić. Marnujemy życie na zajmowanie się głupstwami, wolimy myśleć o problemach, które czasem tak naprawdę są niczym. Ludzie często zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo byli głupi dopiero na końcu swojej drogi. Szkoda, że nie widzą tego, że nawet uśmiechem można komuś pomóc, rozweselić jego dzień. Powinniśmy się cieszyć z każdej godziny, minuty, sekundy, z tego, że oddychamy, że widzimy i słyszymy otaczający nas świat. Powinniśmy nauczyć się doceniać to, co mamy i dzielić tym z innymi. Ja to zrozumiałam, ale niestety dopiero teraz, gdy zachorowałam. To smutne, że czasem musi stać się coś złego, żebyśmy przejrzeli na oczy.

- Podoba Ci się? - zapytałam, a ona potrząsnęła gwałtownie głową.

- Jest piękna! - krzyknęła i przytuliła mnie. - Dziękuję Gertrude. - znowu usłyszałam jej cichy tym razem głos. Pożyła się obok mnie.

- Jakie jest twoje największe marzenie? - zapytała, a ja przekręciłam głowę w jej stronę.

-Moje największe marzenie? Żeby moi rodzice i przyjaciele byli szczęśliwi. Chcę, żeby się uśmiechali każdego dnia, żeby żyli pełnią życia i żeby nie cierpieli, gdybym jednak przegrała z chorobą. - wzruszyłam ramionami. To nic specjalnego, większość ludzi na świecie ma podobne marzenia do mojego. - A ty Aido? Jakie masz marzenie? - spytałam. Dziewczynka wpatrywała się przez chwilę w sufit, głęboko się nad czymś zastanawiając.

- Chcę zobaczyć mojego tatę. - powiedziała ledwo słyszalnie. Nie wiem, gdzie jest teraz jej tata, ale coś mi mówiło, że zaraz się dowiem. Złapałam ją za rękę, chcąc dodać jej otuchy i pokazać tym samym, że z nią jestem. - Tata rok temu poszedł do nieba i już nie wrócił. - mówiąc to, z jej oczu wypłynęły łzy. - Tęsknię za nim. - zaczęła szlochać. Objęłam ją ramieniem i zaczęłam głaskać po włosach.

- Wiem, co czujesz Aido. Też tęsknię za moim dziadkiem, ale i mój dziadek i twój tata uśmiechają się teraz do nas z nieba i oboje nie chcą, żebyśmy płakały. - próbowałam ją pocieszyć, ale chyba mi nie wyszło. Nigdy nie byłam w tym dobra, więc objęłam ją i delikatnie głaskałam, tak jak moja mama mnie, gdy byłam chora. Po kilku minutach usłyszałam jej równy oddech. Zasnęła, odpłynęła w tę piękną nicość, gdzie nikt nie wie, co to są problemy. Chciałam pójść w jej ślady, gdy ktoś otworzył drzwi do naszej sali. Odwróciłam głowę w ich stronę i zobaczyłam Alana-barta Aidy.

- Cześć Lea. - jego wzrok powędrował w moją stronę, a zaraz potem na jego siostrę. Widziałam w nich obawę i zmartwienie. To dziwne, ale nie widziałam w szpitalu jeszcze nikogo z ich rodziny. Niepokoiło mnie to.

- Cześć. - uśmiechnęłam się niepewnie, a on zrobił to samo. Podszedł do mojego łóżka i przysunął sobie krzesło.

- Dawno zasnęła? - wskazał ruchem głowy na swoją siostrę, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Kilka minut temu. - Alan cały czas przyglądał się z uwagą dziewczynce, jakby bał się, że jak tylko odwróci od niej wzrok, ona przestanie oddychać.

- Boisz się o nią. - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Chłopak potrząsnął głową.

- Bardzo. - odpowiedział po dłuższej chwili. - Tylko ona mi została.

- A twoja mama? - zapytałam. Aida wspominała o tacie, ale o mamie nic nie mówiła.

- Mama dla mnie nie żyje. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Gdy dowiedziała się miesiąc temu, że terapia nie przynosi rezultatów, stwierdziła, że nie może chodzić do szpitala i patrzeć jak jej córka umiera. Od tego czasu codziennie się upija, nie pracuje, tylko leży cały czas na kanapie przed telewizorem z butelką piwa. Nawet mnie nie pyta, jak ona się czuje. - wskazał na Aidę. - Wiesz, nie mogę zrozumieć, jak można zostawić swoje dziecko same w takim momencie. Zwłaszcza teraz, gdy mała najbardziej potrzebuje wsparcia mamy. Może i jestem głupi, mówiąc to, ale dla mnie mama umarła miesiąc temu, gdy po raz pierwszy wolała się upić niż odwiedzić swoją chorą córkę w szpitalu. - wypowiedział te wszystkie słowa, nie odrywając wzroku od moich oczu.

Czułam, że musiał w końcu to z siebie wyrzucić. Przecież nikt nie może na dłuższą metę trzymać w sobie wszystkich emocji, bo by oszalał. Nawet osoby, które wydają się być takie silne, mogą kiedyś się złamać i powiedzieć "Dość! Ja was zawsze wysłuchiwałem, a teraz wy wysłuchajcie mnie".

Chwyciłam jego rękę, chcąc dodać mu otuchy.

- Przykro mi Alan. - chłopak wzruszył ramionami. - Jesteś świetnym bratem i naprawdę dobrym człowiekiem. - powiedziałam, ciągle trzymając jego dłoń. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że przez takie zwykłe gesty można dodać komuś więcej otuchy niż słowami "Będzie dobrze". Czasem po prostu lepiej okazać komuś wsparcie niż dać mylne poczucie, że te wszystkie złe rzeczy miną. Potem można się rozczarować, a to boli jeszcze mocniej.

- Dziękuję Lea. - ponownie spojrzał mi w oczy. - Za wszystko, a w szczególności za to, że jesteś przy Aidzie. Może nie wiesz, ale zanim Cię poznała, nie była taką wesołą dziewczynką. Nie wiem, w jaki sposób, ale pomagasz jej i dziękuję Ci za to. - przysunął się i przytulił mnie. To dziwne, ale czułam, że mimo naszej krótkiej znajomości powstała pomiędzy nami nic porozumienia. Czułam, że jest moim przyjacielem.

- Masz wspaniałą siostrę Alan. - wyszeptałam mu do ucha, ciągle trwając w jego objęciach. - Jest bardzo mądrą dziewczynką.

- Kocham ją Lea! Jest najważniejszą osobą w moim życiu i cholernie się o nią boję. - z przejęciem spojrzał na śpiącą dziewczynkę.

- Musisz być dla niej silny, mimo wszystko. Rozumiesz? - chciałam, żeby zrozumiał jakie to ważne. Osoba chora nie chce widzieć, jak jej bliscy rozpaczają. To ją dodatkowo przytłacza, żeby im pomóc trzeba być po prostu takim jak zawsze. Trzeba śmiać się z głupstw, rozmawiać tak jak zawsze i nie dać odczuć, że boisz się jej choroby. - Żeby komuś pomóc wystarczy po prostu być obok. - spojrzałam w jego zielone oczy i już wiedziałam, że rozumie to lepiej, niż ktokolwiek inny.

Z dziennika GertrudeWhere stories live. Discover now