Rozdział nie sprawdzony!
Z całkowitą pewnością mogę stwierdzić, że choroba wyniszcza człowieka. Z moim rakiem walczę dopiero od trzech tygodni, a już czuję się wykończona zarówno psychicznie jak i fizycznie. Niektórzy ludzie myślą, że lepiej by było wszystkim, gdyby umarli. Szczerze? Z jednej strony też tak sądzę. Nikt by już preze mnie nie cierpiał, nie musiał się mną opiekować, ale...no właśnie ALE! Z drugiej strony wiem, że byłby to cios dla moich bliskich, gdybym się poddała. Tylko co przysporzy im więcej cierpienia? Dwa wyjścia i żadne z nich nie wydaje się w pełni dobre. Muszę w końcu podjąć decyzję. Mam nadzieję, że wszyscy zaakceptują mój wybór.
Obudziłam się w szpitalu, nie musiałam nawet otwierać oczu, żeby to wiedzieć. Wystarczył sam zapach tego miejsca, gdzie spotykają się śmierć i życie. Jedno toczy walkę z drugim i nigdy nie możemy być w stu procentach pewni, które z nich okaże się zwycięzcą. Chciałam już otwierać oczy, gdy usłyszałam szloch mojej mamy.
- Walcz kochanie! Dla mnie i taty. Bardzo Cię kochamy, pamiętaj o tym. - poczułam jak dotyka swoją dłonią mojej dłoni. - Nie poddawaj się teraz, proszę Cię.
- Skarbie - tym razem odezwał się tata.
- Ona nie może odejść! Rozumiesz? Nie może! - szlochała dalej. Dosyć tego! Otworzyłam oczy i zobaczyłam tatę, obejmującego mamę. W tej samej chwili jego twarz odwróciła się w moją stronę.
- Cześć kochanie! - przywitał mnie delikatnym głosem.
- Skarbie! - mama szybko otarła łzy. - Jak się czujesz?
- Chyba dobrze. - odparłam na tyle silnym głosem, na ile było mnie stać. - Co się stało? - rodzice wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Coś tu nie gra.
- Nic takiego, już wszystko dobrze. - zaczęła głaskać mnie po głowie, a na usta przywołała nieprzekonujący uśmiech.
- Nie kłam mamo! - Podniosłam lekko głos.
- Śpij słoneczko, jesteś zmęczona. - Miała rację. Jestem bardzo zmęczona. -Porozmawiamy jutro. - Nie miałam sily się kłócić. Ponownie zamknęłam oczy, a zaraz potem zasnęłam.
***
- Cześć! - usłyszałam dobrze znany mi głos, należący do pewnej sześciolatki. Przede mną znajdowała się uśmiechnięta Aida.
- Witaj Aido! - odpowiedziałam jej z uśmiechem.
- Jak się czujesz? Widziałam jak Cię przywieźli. - powiedziała przechylając lekko głowę, bacznie mi się przyglądając.
- Już dobrze, dziękuję. - Podniosłam się wyżej na łokciach. - Ale co Ty tutaj robisz? Pielęgniarki wiedzą, że tu jesteś? - zmarszczyłam czoło.
- Obiecaj, że im nie powiesz! Nie chcieli mnie wpuścić, a mi tak strasznie się nudziło. - Przybrała minę godną kota ze Shreka.
- To będzie nasza mała tajemnica. - Puściłam jej oczko, a ona uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz co? Powiem Ci coś, ale obiecaj, że nie powiesz Alanowi! - podparła ręce na biodrach, co wyglądało naprawdę komicznie.
- Strasznie dużo tych obietnic, jak na jeden dzień. Nie uważasz? - Podniosłam się jeszcze wyżej.
- No to Ci nic nie powiem!
- Och no dobrze! Obiecuję. - Podniosłam ręce, na znak, że się poddaję. Na twarz dziewczynki wpłyną triumfalny uśmiech.
- Alan pytał się o Ciebie! - zawołała uradowana, jakby to byla nie wiadomo jak dobra wiadomość.
- Aido, to chyba normalne. Ludzie lubią rozmawiać o innych.
YOU ARE READING
Z dziennika Gertrude
Teen FictionGertrude Farewell to siedemnastoletnia dziewczyna, której życie diametralnie się zmienia, gdy dowiaduje się o swojej chorobie. Zaczyna zupełnie nowy rozdział, przepełniony szpitalem, chemią i...Aidą. Spróbuje odpowiedzieć sobie na pytania: Czym jest...