Rozdział V "Nadzieja"

511 52 5
                                    

Opuściłam szpitalną salę Andiego, czułam że serce wyrywa mi się z piersi. Odwróciłam się, patrzył w moja stronę, uśmiechał się. Ale jego oczy były smutne. Nie chciałam wychodzić, chciałam z nim spędzić więcej czasu, ale skoro prosił nie będę protestować.

Tej decyzji będę żałowała już do końca życia, będzie kroczyła za mną jak koszmarny cień, który nie opuszcza człowieka.

Przyspieszyłam kroku i ruszyłam do parku, pogoda była piękna więc usiadłam na ławce i wyjęłam książkę.
Słońce przyjemnie muskało moje policzki, nawet nie wiem ile czasu minęło zanim zorientowałam się że powinnam pójść już do Andiego.

Kiedy wróciłam na salę, Andreas wyglądał dość dziwnie. Na początku nie zauważyłam tego aż tak bardzo, ale gdy podeszłam bliżej nogi się pode mną ugiely. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Nie dochodziło to do mojej świadomości, starałam się z niej wyrzucić ten okropny obraz. Andi leżał nieruchomo, bez życia i tylko na jego policzku i torsie widoczny był ślad łzy, jeszcze mokrej, która żłobiła stróżke na jego opalonej skórze.

Na podłodze leżało opakowanie po lekach, zupełnie puste. Teraz jego wcześniejsze słowa i nasza rozmowa zaczęły układać się w spójną całość, wszystko powoli stawało się jasne. Jaka ja byłam głupia, nic się nie domysliłam choć dawał mi tak wyraźne znaki. Zaczęłam się obwiniać, wiedziałam że pewnie już jest za późno.

Lekarze usłyszeli mój krzyk i zbiegli się na salę. Od razu mnie z niej wyrzucili, chyba nie mieli pojęcia co ja mogę czuć i czego mogę potrzebować. Zaczęli walczyć o życie Andiego.
Łzy nie przestawaly płynąć z moich oczu, które w jednej chwili zgasły i utraciły dawny blask.  Biegłam przed siebie, do końca nie wiedząc gdzie. Nie widziałam zupełnie nic, łzy zatopily moje źrenice ograniczając im widoczność do minimum.
Nie dałam już rady, upadłam na kolana, skończyły mi się sily. Skuliłam się na zimnym chodniku i ukryłam twarz w dłoniach.

Nagle poczułam czyjeś ciepło, przytulił mnie, a ja zaczęłam się uspokajac. Wypłakalam już chyba wszystkie łzy. Czułam, że to mnie oczyscilo, było bardzo potrzebne. Nadal nie wiedziałam kim jest ten ktoś, kto pojawił się tu nagle nie wiadomo skąd i swoim magicznym uściskiem przywrócił we mnie życie. Gdyby mógł to samo zrobić z Andreasem..

Powoli zaczęłam otwierać oczy, mój odech się uspokoił. Zobaczyłam granatową bluzę, wiedziałam że skądś ją znam. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam w jego oczy. To był Daniel. Nie miałam pojęcia skąd on się tam wziąl, ale nawet nie pytałam.  Byłam mu bardzo wdzięczna, za to że mi pomógł. Gdyby się tam nie pojawił pewnie umarlabym z żalu, albo wpadła pod samochód. On jednak tu był, czułam jego bliskość i nadludzkie ciepło jakim emanowal. Dotknął mojej twarzy i wytarł łzy, które nadal splywaly po moich policzkach.
Zbliżył usta do mojej szyji i szepnal do ucha:

-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Daj mi rękę.

I zamknął moją dłoń w uścisku, pełnym troski i miłości. Fala spokoju zalała moje ciało. Poczułam się bezpieczna.

Believe In Angels | Andreas Wellinger Daniel Andre TandeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz