~~~WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO GERARD~~~
W sobotę wieczorem rodzice Franka zwykle wychodzili z domu.
-Dokąd dzisiaj idziecie?-Zapytał chłopiec po południu, kiedy mama kręciła włosy w łazience.
-Oh, najpierw pójdziemy na kolację, a później może potańczyć.
-Yhm-odpowiedział Frank.
-A czemu pytasz?
-Oh, nieważne-mruknął brunet.
Wolał się nie przyznawać, że o jedenastej chcę obejrzeć horror w telewizji. Mama niestety nabrała podejrzeń.
-Frank-odwróciła się, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.-Nie chcesz chyba oglądać telewizji po nocy?
-Oh, mamo!-Powiedział.-O co ty mnie podejrzewasz?
Na szczęście Linda uważała swojego syna za grzeczne dziecko. Nie zdawała sobie sprawy, że chłopak pali, a jego "choroby" istnieją tylko w wyobraźni.
-Może pójdziemy do kina-powiedziała.-W każdym razie nie wrócimy przed północą.
Przyszedł wieczór i Frank został sam. Siedział w piżamie na łóżku, z kołdrą podciągniętą pod brodę i czytał "Całą prawdę o Frankensteinie". Nagle zadzwonił budzik. Chłopak podniósł głowę znad książki i wyskoczył z łóżka.
W telewizji leciały jeszcze wiadomości. Pokój opanował przyjemny, trochę niesamowity mrok. Plakat Bring Me The Horizon odklejał się od ściany, a łóżko skrzypiało, przy każdym ruchu.
Frank pomyślał tęsknie o piwie w lodówce, do której prowadziła długa droga przez ciemny korytarz. Ruszył w drogę. Nienawidził korytarza z wiecznie popsutą lampą. Nie cierpiał płaszczy na wieszaku, dyndających jak wisielcy.
Wreszcie dotarł do kuchni, wyjął piwo z lodówki i nasłuchiwał, czy program się nie zaczyna. Wziął butelkę i popędził do pokoju.
Daleko nie dotarł, bo już w korytarzu spostrzegł, że coś jest nie tak. Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Nagle zrozumiał, co to było: nie słyszał telewizora. Ktoś musiał zakraść się i wyłączyć urządzenie. Serce podskoczyło mu w piersi i zaczęło łomotać jak szalone.
Nagle rozległ się huk. Butelka z piwem wypadła Frankowi z ręki i potoczyła się pod drzwi pokoju. Wstrzymał oddech i czekał... Ale nic się nie stało. Wyobraził sobie całą tą historię z włamaniem? Tylko dlaczego nie gra telewizor?
Chłopak podniósł butelkę i ostrożnie otworzył drzwi swojego pokoju. Poczuł dziwny zapach mokrej ziemi i dymu papierosowego. Może przepalił się kabel? Szybko wyciągnął wtyczkę z kontaktu.
Od strony okna dobiegł go dziwny trzask. Frankowi wydawało się, że na tle oświetlonej księżycem szyby widzi jakiś cień za zasłoną. Powoli przysunął się bliżej. Dziwny zapach był coraz mocniejszy. Nagle chłopak stanął jak wryty. Na parapecie, na tle powiewającej firanki coś siedziało i wpatrywało się w niego. Wyglądało tak strasznie, że prawie zaczął krzyczeć, ale się powstrzymał.
W białej jak kreda twarzy błyszczały dwa zielone, przekrwione oczka, zmierzwione, czarne włosy opadały długimi kosmykami aż na poplamioną, czarną pelerynę. Miało czerwone jak krew usta, z bielutkimi zębami, ostrymi jak sztylety.
Frankowi serce prawie przestało bić.
Temu czemuś sprawiało najwidoczniej przyjemność, że chłopak tak się go boi, bo wykrzywiło usta w paskudnym uśmiechu, przy czym odsłoniło ostre jak igły, wystające kły.
-Wampir!-Wrzasnął Frank.
-Owszem-zeskoczyło z parapetu i stając przed chłopakiem, zapytało.-Boisz się?
Frank nie mógł wykrztusić ani słowa.
-Zupełnie niepotrzebnie.-Wampir mierzył go dzikim wzrokiem.-Gdzie są twoi rodzice?
-W k-kinie-wyjąkał.
-A twój ojciec jest zdrowy?-Czarnowłosy zachichotał.-Ma dobrą krew?
-J-ja mam bardzo złą krew-wyszeprał Frank.
-Na pewno?-Wampir zbliżył się o krok.
-Tylko mnie nie dotykaj!-krzyknął chłopak, próbując się odsunąć.
Potknął się o torebkę z żelkami, leżącą przy łóżku i cukierki potoczyły się po dywanie. Zielonooki wybuchnął gromkim śmiechem.
-Kiedyś też takie dostawałem-zawołał dużo łagodniej.-Od babci.
Wziął jednego żelka do ust i żył przez chwilę. Nagle wypluł ją i zaczął się okropnie dławić i kaszleć, przeklinając przy tym na czym świat stoi. Wampir osłabiony napadem kaszlu padł na łóżko i przez chwilę w ogóle się nie ruszał.
-C-co się stało?-Pytał przestraszony Frank.
-Wampiry mają bardzo delikatny żołądek.
Chłopak na chwilę zapatrzył się w hipnotyzujące, zielone oczy. Jego gość wydawał się mniej straszny, niż potwory w filmach. Wyglądał też o wiele lepiej.
-Nie wyglądasz na starego.
-Bo nie jestem-odrzekł.-Miałbym niedługo czterdzieści lat.
-Ja dałbym ci maksymalnie dwadzieścia.
-No jesteś blisko-wampir uśmiechnął się.-Umarłem, mając dziewiętnaście.
-A zostałeś... Masz grób?
-Mam i możesz mnie kiedyś odwiedzić-starszy zachichotał.-Jak ci na imię?
-Frank-przedstawił się.-A tobie?
-Gerard.
-Pasuje do ciebie-chłopak wpatrywał się w błyszczące kły z fascynacją, ale i strachem.
-Słyszałeś o nowym stróżu cmentarza?
-Nie-miodowooki wyglądał na zaciekawionego.
-Pewnego wieczora...-Zaczął wampir, ale nagle przerwał.-Słyszysz?
-Tak-pod dom Franka podjechali rodzice.
-Często zostajesz sam?-Szybko spytał Gerard.
-Każdą sobotę-odpowiedział pośpiesznie młodszy.
-Przyjdę za tydzień-powiedział zielonooki i wyskoczył przez okno.