Nieszczęście

905 166 34
                                    

Nico wszedł do baru krzywiąc się, gdy poczuł nieprzyjemny zapach piwa i potu. Rechoczący ludzie spoglądali na niego z każdej strony, jednak nic sobie z tego nie robił i od razu podszedł do lady. Obrzucił kelnerkę obojętnym spojrzeniem zamawiając butelkę wina. Kobieta podała mu zamówiony alkohol i odbiegła na drugą stronę, nie chcąc przebywać w towarzystwie tego ponurego człowieka, zdecydowanie bardziej pociągał ją złotowłosy, który zagościł w lokalu, chwilę po nim. 

Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając najbardziej oddalonego miejsca. Głośna muzyka drażniła jego uszy, jednak nie mógł wybrać się do eleganckiej restauracji, w której lampka wina kosztowała tyle, co tutaj cała butelka. Usiadł przy ciemnym stoliku i wypełnił kieliszek, aż po brzegi. Z niesmakiem wytarł chusteczką klejącą się plamę, która denerwowała jego wewnętrzny estetyzm. Spojrzał w okno, za którym pędziły auta. Oczyma wyobraźni widział ojców wracających do rodzin lub śpieszących do kochanek. Wykrzywił usta w grymasie, który w pierwotnym zamierzeniu miał być uśmiechem. Naiwność ludzi zawsze go śmieszyła. Nadzieja często upada w spektakularnych warunkach. 

Usłyszał głośny śmiech i spojrzał w kierunku, z którego dochodził. Złotowłosy chłopak trzymał się za brzuch, kołysząc się na krześle. Kelnerka rzucała mu uwodzicielskie spojrzenia, ale on pogrążony był w swoim radosnym świecie. Nienawidził takich ludzi, ich światło wydobywało na wierzch jeszcze więcej mroku, którym był spowity. Pociągnął kolejny łyk i mruknął niezadowolony, kiedy okazało się, że pierwsza butelka jest już pusta. Skinął ręką, wzywając kelnerkę i poprosił o więcej. Alkohol delikatnie szumiał w jego głowie zagłuszając radosne krzyki i rozmowy otaczających go ludzi. 

Oparł głowę na ręce, kontemplując nad beznadziejnością takich miejsc. Tylko wino było tanie. Otworzył szeroko oczy, kiedy ujrzał lekko zataczającego się blondyna zmierzającego w jego stronę. Uniósł wysoko brwi, gdy na stoliku znalazł się kufel z ciemnym piwem. Ścisnął mocniej swój kieliszek.

- Hej, jestem Will Solace. Wydajesz się być bardzo smutny - odezwał się, a on miał ochotę roztrzaskać mu na głowie pustą butelkę. 

- Ty za to promieniejesz nieskazitelną radością - powiedział, próbując włożyć w to, jak największą ilość sarkazmu i przybliżył do ust kieliszek z winem. 

- To się nazywa szczęście. 

- Tak? Nie przyjaźnię się z nim. 

- Możesz zaprzyjaźnić się ze mną - puścił oczko w jego kierunku. Nienawidził ludzi.

- Może spróbuję cię przekonać, opowiadając ci coś o sobie? 

Machnął lekceważąco ręką, dając przyzwolenie na rozpoczęcie opowieści. Uważnie śledził jego ręce, którymi rzucał na wszystkie strony. Dostrzegł mnóstwo piegów okalających jego twarz oraz iskrzące błękitne oczy. Miał ochotę wyśmiać go, kiedy z takim szczęściem opowiadał o ratowaniu życia. Śmierci nie da się pokonać, zawsze zabierze to, co będzie chciała nie patrząc na krzyki i łzy. 

- Opowiedziałem ci, dlaczego jestem szczęśliwy. Powiesz mi, czemu ty jesteś nieszczęśliwy? - blondyn uśmiechnął się szeroko i Nico miał wrażenie, że jego policzki zaraz się rozerwą. 

Nie miał nic do stracenia. Był nieszczęśliwy przez samotność, która zamykała go w ciasnej klatce zakrytej czarnym prześcieradłem. Pochodził z Włoch, gdzie familia była najważniejszą rzeczą w życiu każdego człowieka. Bez rodziny nie należało się do żadnej społeczności i równie dobrze można było wyjechać z kraju, co właściwie zrobił. Jego matka zmarła, kiedy miał dziesięć lat. Zamordowana przez zazdrosnego brata ojca, który rościł sobie do niej prawa. Leżała w trumnie otoczona białymi kwiatami o mdlącym zapachu. Siostra odeszła, kiedy miał piętnaście lat. Zginęła w wypadku, wyciągając z płonącego auta jakąś małą dziewczynkę. Jej heroiczny czyn zniknął z pierwszych stron gazet po dwóch dniach, razem z pamięcią. Ojciec opuścił ten świat, kiedy miał dwadzieścia lat. Postanowił odebrać sobie życie w bardzo kameralny sposób. Do najdroższego wina wlał truciznę i zasnął trzymając w ręce kubańskie cygaro. Rano, gdy garnitur miał na sobie dziury od żaru, nie wyglądał już tak dostojnie. Teraz miał dwadzieścia pięć lat i cierpliwie czekał na własną śmierć. Miał nadzieję, że utopi się w kieliszku dobrego alkoholu. 

Spojrzał na blondyna, który słuchał go z uwagą i wyraźną troską wypisaną na twarzy. 

AlkoholOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz