☆18☆

5 2 1
                                    

Autor

Remigiusz Mróz (ur. 15 stycznia 1987 w Opolu) – polski , autor powieści oraz cyklu publicystycznego „Kurs pisania". Ukończył z wyróżnieniem Akademię Leona Koźmińskiego w Warszawie, gdzie uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych. Laureat Nagrody Czytelników Wielkiego Kalibru z 2016 roku za powieść pt. Kasacja.

W 2017 roku ujawnił się jako Ove Løgmansbø, autor kolejnych trzech powieści.

Fragment "Kasacja" 

"Młody mężczyzna stał pod biurowcem Skylight, tocząc wzrokiem po przeszklonej fasadzie. Pociągnął łyk latte, które chwilę wcześniej wziął na wynos w Coffeeheaven. Potem zaciągnął się papierosem, piątym w ciągu godziny, jeśli jego szacunki były trafne.

Kordian pamiętał, jak niegdyś niezagospodarowany teren naprzeciw Pałacu Kultury straszył pustką i stanowił namacalny dowód marnotrawienia miejsca w samym sercu Warszawy. Teraz do stojącego tu biurowca ściągały największe polskie i międzynarodowe firmy — każda chciała mieć siedzibę obok centrum handlowego, przez które każdego dnia przewijały się tysiące osób. Jedną z tych korporacji była kancelaria prawna, w której tego dnia Kordian Oryński miał zacząć aplikację.

Żelazny & McVay powstała jako spółka komandytowa, owoc współpracy polsko-brytyjskiej. Jak to zwykle bywa, kilka innych firm musiało przestać istnieć, by ta zajęła swoje miejsce na dwudziestym pierwszym piętrze biurowca Sky­light. Od jakiegoś czasu nie spadała z piedestału w rankingach — plasowała się zazwyczaj zaraz za Dentons oraz Domańskim Zakrzewskim Palinką. Wedle obiegowej opinii obowiązywały w niej najwyższe standardy, a właściciele już zacierali ręce, by w nadchodzącym roku zdetronizować pozostałe warszawskie korporacje.

Oddziały kancelarii znajdowały się w dziesięciu innych miastach wojewódzkich, zaś liczba zatrudnionych prawników znacznie przekraczała setkę. Przed wstąpieniem w progi biurowca Skylight każdy szczęśliwiec aplikancki powinien zostać poinformowany o wszystkich tych faktach... a dodatkowo otrzymać broszurę na temat tego, jak pracować dwanaście godzin na dobę i nie uzależnić się od amfetaminy czy innych wspomagaczy.

Po prawdzie, Kordianowi takie informacje drukiem nie były potrzebne. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co wiąże się z tą robotą. Gdy wypije swoje latte i dopali papierosa, wejdzie w zupełnie inny świat. Bezwzględny, brudny i niebezpieczny. Świat manipulacji, wielomilionowych machinacji pieniężnych i innych machlojek.

Tyle, jeśli chodzi o teorię.

W praktyce spodziewał się, że dostanie stertę starych dokumentów, zamknie się w jakiejś klitce, a potem będzie wdychał kurz z archiwów przez kilka godzin.

A mimo to nie mógł doczekać się początku swojej zawodowej przygody.

— Tu się nie smrodzi — dobiegł go zza pleców kobiecy głos.

— Słucham? — zapytał, odwracając się.

— Mówiłam, że tu się nie smrodzi — powtórzyła około czterdziestoletnia kobieta, którą Kordian mimowolnie otaksował wzrokiem. Mocno taliowany żakiet i obcisła spódnica nie pomagały w oderwaniu od niej spojrzenia.

— Nie widziałem zakazu — odparł.

— Stoi przed tobą.

Ku zdumieniu chłopaka, nieznajoma wyciągnęła paczkę marlboro i sama zapaliła. Zaciągnęła się z lubością, po czym wypuściła dym w jego kierunku. Oryński przez moment zastanawiał się, czy nie trafił w okolicę szpitala psychiatrycznego.

— Coś ci nie pasuje? — zapytała.

— Co pani...

— Dokąd idziesz? — przerwała mu. — Nie srasz pod siebie, więc... czekaj, nie mów, niech się zastanowię. Na pewno nie wchodzi w grę żadna poważna firma. Może do tych cieciów od materiałów izolacyjnych? Albo nie, wiem. — Znów zaciągnęła się głęboko, patrząc na niższe piętra budynku. — Jesteś nowym praktykantem w ambasadzie Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Kordian milczał.

— Allahu akbar? — dodała kobieta, porozumiewawczo kiwając głową.

— Coś takiego się tu mieści? — zapytał oszołomiony.

— Aha — potaknęła, po czym ściągnęła brwi. — To może... EDF?

— Nie, Żelazny & McVay.

Próbował ukryć dumę w głosie, ale zadanie go przerosło. Kobieta najpierw uśmiechnęła się szeroko, a potem z namaszczeniem skinęła głową.

Po chwili Kordian uświadomił sobie, że uśmiech jest pobłażliwy, a rozmówczyni najpewniej pracuje w kancelarii. Kiedy zorientował się, że patrzy na niego z politowaniem, zyskał pewność, że tak właśnie jest.

Koszula momentalnie przylgnęła mu do pleców, choć temperatura nie przekraczała kilkunastu stopni.

— Weź to swoje mleczko i chodź — poleciła prawniczka, patrząc spode łba na parujące latte. Kordian mógł się tylko cieszyć, że nie wybrał mokki z białą czekoladą, która kusiła go najbardziej. Czym prędzej zgasił papierosa pod podeszwą nowo zakupionego buta i ruszył za kobietą.

W niewygodnym milczeniu wjechali windą na dwudzieste pierwsze piętro. Kordian nie podejmował rozmowy, przekonany, że tylko pogorszyłoby to pierwsze wrażenie. Wyszedłszy z kabiny, odetchnął z ulgą i potoczył wzrokiem po wąskim korytarzu. Długi rząd plakietek z imionami, nazwiskami i funkcjami pracowników kancelarii Żelazny & McVay informował, że przybył na miejsce. Pas startowy kariery, pomyślał.

— Przyjęliśmy cię już?

— Słucham? — wypalił. — Tak, tak, zostałem przyjęty. Rozmawiałem z panem Żelaznym. Robię aplikację przy izbie warszawskiej i...

— Domyśliłam się, że nie przyjechałeś z Gdańska — odburknęła prawniczka, stając przy drzwiach ze złotą plakietką, na której widniał napis: "Joanna Chyłka, Senior Associate". — Wiesz, co robić?

— Tak, proszę pani — odparł Oryński tak usłużnie, że sam miał ochotę zdzielić się po twarzy. — To znaczy... nie, niespecjalnie.

— To tak czy nie? — zapytała, kręcąc głową. — Idziesz do recepcji, o tam. — Wskazała kierunek. — Od Anki bierzesz talon na kurwę i balon, a potem idziesz do...

— Przepraszam... Co biorę? — zapytał Kordian. Przesłyszał się czy nie? Chyba nie, ale kobieta miała minę tak grobową, że może jednak...

— Talon na kurwę i balon — powtórzyła, otwierając drzwi do swojego biura. — To taka nasza tradycja dla nowo przybyłych. Dostajesz świstek papieru i kładziesz go na biurku. Jak przyjdzie co do czego i będziesz miał zebrać burę, pojawi się twój opiekun i zrealizuje talon na kurwę. Jak zasłużysz na jakiś bonus, spienięży ci talon na balon. Jasne?

Nic nie było dla niego jasne. Miały być najwyższe standardy, moda jak z nowojorskich kancelarii albo wprost z serialu "Suits". Tymczasem miał przed sobą bardziej absurdalną wersję "Boston Legal". Nic, na co się pisał.

— Jasne — przytaknął.

— To zbieraj dupę w troki i idź do recepcji — poradziła Joanna i weszła do swojego biura. — A potem módl się o to, żebyś nie trafił na patrona tak upierdliwego, jak ja."

  

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Ktoś z Was też uwielbia Remigiusza Mroza?  ^.^

Ciekawostki i nie tylkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz