Rozdział 3

64 8 10
                                    

Minął tydzień od rozpoczęcia roku szkolnego. Musiałam dziś zostać do godziny 17, aby wypełnić dokumenty związane z jej zmianą. Byłam już zmęczona i trochę bolała mnie głowa. Udałam się w pośpiechu do swojej szafki, żeby odłożyć tam parę rzeczy.

Gdy tylko ją otworzyłam, na podłogę upadła kartka. Zdziwiłam się, ponieważ powinna być pusta. Nic do niej wcześniej nie wkładałam. Podniosłam kartkę z ziemi, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Czułam, że ogarnia mnie panika. Nie mogłam zaczerpnąć oddechu. Osunęłam się po ścianie, widząc przed oczami tylko czarne plamy. Z trudem złapałam trzy krótkie oddechy.

Nagle poczułam jak dwie silne ręce łapią mnie za ramiona.

-Lisa, wszystko w porządku – znajomy głos był bardzo zdecydowany. – Wciągnij powoli powietrze. Otwórz oczy i spróbuj oddychać.

Powoli uchyliłam powieki. Liam patrzył mi prosto w oczy. Starałam skupić się tylko na jego ciemnych tęczówkach, jednak mój oddech nadal był płytki.

-Spróbuj przez nos – zamiast powietrza z moich ust wydobywały się świsty. – Zrób to ze mną.

Zaczerpnął powietrze, a ja powoli starałam się go naśladować. Nagły napływ tlenu do mózgu zlikwidował ciemne plamy sprzed moich oczu. Ucisk w klatce piersiowej powoli ustąpił. Teraz widziałam całego Liama z wyrazem ulgi na twarzy.

-Już w porządku? – pokiwałam głową. – Przestraszyłaś mnie. Chodź, odwiozę cię do domu.

Chłopak wstał i podał mi rękę. Pomógł mi stanąć na nogi, a ja ukradkiem schowałam do torby kartkę papieru, ze zdjęciem mojego brata, trzymającego dzisiejszą gazetę.

***

-Dziękuje za pomoc. Naprawdę, gdyby nie ty... - wzdrygnęłam się przypominając sobie całą sytuację.

-Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłem ci pomóc – błysnął w uśmiechu swoimi białymi zębami.

-Co tam robiłeś? Jest już późno.

-Musiałem zostać po lekcjach. Długa historia.

O tej godzinie na szkolnym parkingu było tylko kilka samochodów, ale nadal nie wiedziałam jak wygląda jego auto. Torba ciążyła mi na ramieniu nie przez swoją wagę, lecz na skutek jednej kartki...

-To tutaj – Liam wskazał mi na czarny samochód. Nie znałam się na nich, więc nie potrafiłam nawet rozpoznać marki. Chłopak otworzył mi drzwi pasażera, wpuszczając mnie do środka.

-Skąd wiesz jak pomóc przy ataku paniki? – zapytałam, gdy Liam usiadł obok mnie.

-Kiedyś sam je miewałem. Mama nauczyła mi je pokonywać.

Westchnęłam, nie wiedząc co odpowiedzieć. Był to drugi atak paniki w moim życiu. Pierwszy zdarzył się, kiedy policja powiedziała mojej rodzinie, że uznają Mike'a za martwego.

Liam zaproponował mi butelkę wody, lecz ja odmówiłam.

-To gdzie mieszkasz? – zapytał przełamując niezręczną ciszę.

Podałam mu nazwę ulicy, a chłopak uniósł brwi do góry.

-Żartujesz? – pokręciłam zdziwiona głową. – Też tam mieszkam.

-Przeprowadziłam się tam jakiś miesiąc temu. Jeszcze nie zdążyłam się zorientować w sąsiedztwie.

-Jasne, bardziej dziwie się sobie, że cię nie zauważyłem...

Zarumieniłam się lekko i uśmiechnęłam do chłopaka, który właśnie odpalił silnik i ruszył w kierunku drogi głównej. Dłuższy czas jechaliśmy w milczeniu. W końcu Liam odetchnął głośno.

-Co się właściwie stało? – przycisnęłam torbę mocniej do siebie. – To wyglądało naprawdę poważnie.

-Sama nie wiem co się właściwie wydarzyło... - mruknęłam, próbując wymigać się od odpowiedzi.

-Rozumiem. Może kiedyś mi opowiesz – mrugnął do mnie jednocześnie zatrzymując się przed moim domem. – To tutaj nie? Mama coś mówiła, że ktoś wprowadził się do tego domu.

-Tak, tutaj. Dziękuje ci jeszcze raz. Za podwiezienie i za... wszystko – pomachałam mu jeszcze wychodząc z auta i skierowałam moje kroki do domu.

Przez obecność chłopaka emocje związane ze zdjęciem zmalały, lecz teraz wszystko wróciło. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Może ktoś robił sobie ze mnie żarty i to zdjęcie to był po prostu fotomontaż.

Usiadłam na łóżku w moim pokoju, bijąc się sama ze sobą. Bałam się oglądać tego jeszcze raz. Może to okropne, ale przez głowę przeszła mi myśl, żeby po prostu to zignorować. Tak byłoby łatwiej. Jednak nie mogłam nie spojrzeć na to jeszcze raz.

Gdy włożyłam rękę do torebki, nagle rozdzwonił się w niej mój telefon. Podskoczyłam i poczułam jak serce zaczyna mi bić szybciej.

-Kiedyś dostane przez ciebie zawału Jake.

-Zamknij się. Odkryłem coś co zmieni nasze życie.

-Na pewno – mimo, że chłopak nie wiedział, że przeszkodził mi w czymś naprawdę ważnym, to byłam trochę zirytowana.

-Co ci jest?

-Nic, mów co się stało – starałam się zmienić barwę głosu na normalną, ale sama nie wiedziałam jak mi to wychodziło.

-Pamiętasz Sama prawda?

-Taaa, gadasz mi o nim od ponad tygodnia.

-Spotkałem go dzisiaj na korytarzu szkolnym rozumiesz? On chodzi do naszej szkoły! A ja tego nie wiedziałem!

-I rozmawiałeś z nim?

-Nie, jak tylko go zobaczyłem to schowałem się w toalecie.

-Typowy ty. Przepraszam, ale muszę lecieć. Zadzwonię później – nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Nie chciałam mu się tłumaczyć.

Pod wpływem nagłych emocji wyciągnęłam z torby zdjęcie Mike'a. Pod spojrzeniu na nie, łzy zebrały mi się w kącikach oczu. To nie był ten sam chłopiec jakiego pamiętam.

Nie miał już tych pucołowatych policzków i śmiejących się oczu. Był poważny i bardzo szczupły. Ubrany w ciemną, za dużą bluzę, która wisiała na nim jak worek. Chwyciłam chusteczki, znajdujące się na biurku, ponieważ teraz łzy leciały mi potokami.

Gazeta, którą trzymał, w prawym górnym roku miała napisaną wczorajszą datę. Była ona dość duża, więc nie było możliwości, żebym się myliła. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie jakiejś budowli, a nagłówek głosił, że władze miasta chcą ją wyremontować. Szybko na Internecie sprawdziłam, czy taka gazeta w ogóle istnieje. Wszystko się zgadzało.

Nie potrafiłam uwierzyć w to, że mój brat nadal żyje. Już pogodziłam się z jego stratą. Nauczyłam się żyć na nowo. Już nawet nie starałam się powstrzymywać mojego płaczu. Chlipałam głośno, dławiąc się łzami.

Definitywnie zdecydowałam, że nikt się o tym nie dowie. Nie dam rodzicom nadziei, która może zniszczyć ich jeszcze bardziej. Tak bardzo chciałam uwierzyć, że to tylko głupi żart, ale coś w środku mi nie pozwalało. Przeżyłam już swoje piekło związane z jego stratą. Po co porywacz Mike'a miałby mi to wysyłać? To nie ma sensu.

Wstałam z łóżka i podniosłam materac, żeby tam ukryć zdjęcie. Gdy obróciłam je, zamarłam. Czerwone litery, napisane niechlujnym pismem przeraziły mnie. Odłożyłam zdjęcie i jak w amoku usiadłam na krześle. Czułam, że nie dam rady ustać na nogach. Słowa jakby pulsowały w moim mózgu, prawie pozbawiając mnie świadomości.

Witaj Liso. Masz pozdrowienia od brata.

Fearless || L.POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz