Rozdział 4

20 4 0
                                    

Harry

Nie komentując zaistniałej sytuacji wyciągnąłem nieco oporny drążek walizki w górę i poszedłem do mojego pokoju. Rozpakowałem walizkę, po czym rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Struga ciepła uderzyła we mnie z wielką mocą.

Wyczerpany podróżą umysłem się szybko, wyszczotkowałem zęby oraz skierowałem się w stronę mojego łóżka, po czym opadłem bezsilny na nie i niespodziewanie szybko zasnąłem.

Następnego dnia wstałem, choć nie chciałem, i poszedłem sobie zrobić płatki z mlekiem. Otworzyłem drzwi pokoju nie patrząc na to, czy hałasuje, czy też nie. Przeszedłem przez korytarz, wszedłem przez salon do kuchni i przeszukiwałem wszystkie możliwe szuflady, w których mogły się znajdować chrupsy. Ostatnia możliwa półka, na której je znalazłem była nieco za nisko jak na nie. Zwykle były na samej górze, bym ich nie dosięgnął.

Podszedłem do lodówki, otworzyłem ją, wziąłem mleko i zamknąłem. Wlałem je do miski i nie podgrzewając w mikrofalówce wyspałem do niej płatki.

Zjadłem je na kanapie w salonie, oglądając swój od niedawna ulubiony serial; czwarty odcinek Teen Wolf'a. Sprzątnąłem półokrągłe naczynie dając je do zmywarki.

Ubrałem się w nowe czyste ubrania i wyszedłem z domu. Skierowałem się w stronę największego Starbucks'a w mieście. Dzisiaj jest dzień, w którym to są urodziny Jake'a. Robił on je w kawiarni, bo uwielbiał kawę.

Po kilkunastu minutach drogi wchodziłem już głównym wejściem do budynku pełnego balonów. Stał on na moim osiedlu, lecz w szczerym polu. Czekałem na wycieraczce z napisem WELCOME, aż ktoś do mnie podejdzie. Nie zajęło to zbyt dużo czasu, ponieważ urocza mama kolegi stanęła przede mną i przywitała się, biorąc prezent i stawiając go na równo ułożony stos w kształcie piramidki.

W tym samym momencie zauważyłem przyjaciela, który przyszedł w try mi ga do miejsca spotkania. Przywitaliśmy sie, złożyłem mu życzenia oraz dołączyłem do grupki moich znajomych.

Znałem praktycznie wszystkich. Była tam Maddie, ubrana w czekoladową sukienkę fałdującą się u dołu; czarne, skórzane buty oraz czarną torebkę.

Za nią stał Jake, który ubrany był jak codzień; skórzane buty, takie same spodnie i kurtka oraz biała podkoszulka z zakończeniem w serek. Był on jak widać zadowolony, że zjawiłem się na czas.

Przywitałem się z resztą i zobaczyłem tą nową. Była ubrana w białe niezbyt wysokie szpilki, miętową sukienkę fałdującą na dole oraz morską bransoletkę na prawym nadgarstku, podobną do tych kręconych bransoletek i za razem gumki do włosów. Jednym slowem; Była Ładna; bardzo.

- Hej - przywitałem się podchodząc do niej.

- Hej - odpowiedziała miłym i przyjaznym głosem.

- Jak masz na imię? - zapytałem, bo nic lepszego nie mogłem wymyślić.

- Selena, a ty?

- Harry.

Odpowiedziałem, po czym poszliśmy usiąść na półokrągłej odległej nieco od centrum imprezy kanapie ze stolikiem.

- Jakie masz zainteresowania?

- Lubię jeździć na łyżwach, rolkach i nartach. W wolnych chwilach uprawiam sporty takie jak bieganie i jazda na rowerze. Często chodzę też na siłownię. A ty?

- Wiesz co... Mam takie same, tylko że dodałbym jeszcze pływanie.

Rozmawialiśmy w nieskończoność, dopóki nie przerwał nam tort z trzynastoma świeczkami kumpla. Zaśpiewaliśmy Sto Lat i zjedliśmy wszyscy po kawałku.

W ciągu wcześniejszej rozmowy dowiedziałem się tego, że przeprowadziła się tutaj tylko ze względu na nic. Nie miała wpływu na nic. Jej rodzice podjęli decyzję, a ona miała się jej trzymać i nie narzekać. Powiedziała mi, że mógłbym do niej wpaść pod urodzinach, a ja nie zaprotestowałem.

Love You 4ever || PL //h. s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz