1

868 83 127
                                    

- Eren Jaeger! - wychowawca głośno wyczytał mnie z dziennika.
- Obecny - odpowiedziałem smętnie.
Zaczął się kolejny nudny dzień w mojej nudnej szkole. Był już kwiecień, alergia nie dawała o sobie zapomnieć. Zużyłem już trzecią paczkę chusteczek a to dopiero druga lekcja. Matematyk gadał jakieś pierdoły, jak zawsze zresztą, więc dmuchałem mocno w ostatnią chusteczkę jakbym grał koncert na trąbce w filharmonii, a cała klasa patrzyła na mnie jakby w całym tym przedstawieniu była widownią. Nauczyciel jak zwykle nie zwracał uwagi, niczym znudzony widz zajmujący się swoimi sprawami. Nie doceniał sztuki.
Mimo wszystko matma to jedyny przedmiot jaki rozumiem, lubię i ogarniam. Pozostałych po prostu nie trawię i tyle. Pocieszam się, że jeszcze tylko parę miesięcy i po wszystkim. Wyjadę na studia i zacznę nowe życie. Rozmarzyłem się na myśl o studenckiej przyszłości. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego przyjaciela, a zarazem kolegi z ławki - Armina.
- Słyszałeś, że do równoległej klasy dołączył ponoć jakiś nowy chłopak? - spytał zaciekawionym głosem.
- Nie - odparłem oschle. Nie wiem czy byłem taki niemrawy z powodu alergii, dzisiejszego dnia, mojego życia, czy tego wszystkiego łącznie.
- Ciekawe jak ma na imię, może jest spoko i moglibyśmy się z nim zakumplować, co tym sądzisz?
- Nic o tym nie sądzę. Nie obchodzi mnie on. Pewnie to jakiś lamus. - odpowiedziałem znudzony.
- Kocham twój optymizm - prychnął Arm i zabrał  się za rozwiązywanie zadań.

                                 •••

Lekcje minęły dziś zaskakująco szybko i nim się obejrzałem już siedziałem w szatni czekając aż Armin wróci z kółka fizycznego. Wtedy zobaczyłem jego. Brunet, kobaltowe oczy, niewysoki, chudy, ale dobrze zbudowany. Usiadł naprzeciwko mnie i ze słuchawkami w uszach szukał czegoś w plecaku. Patrzyłem na niego z zainteresowaniem, ciekawe kto to, nigdy nikogo takiego tu nie widziałem. Zorientował się, że mu się przyglądam i podniósł delikatnie głowę.. Nie wiedziałem co mam myśleć, siedział przede mną nieziemsko przystojny chłopak, a ja gapiłem się na niego nie mogąc wydusić słowa. Kiedy już przygotowałem sobie wypowiedź i z zadowoleniem otworzyłem buzię chcąc coś powiedzieć, on spojrzał na mnie spod byka, wstał, porywczo zabrał  plecak i odszedł szybkim krokiem. Nie wiem o co chodziło, ale w całej tej sytuacji dostrzegłem jedno, był przystojny, nawet, a może bardziej niż nawet. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że kiedyś już go gdzieś widziałem. Może to tylko złudzenie, nie wiem. Podczas wertowania portretów w mojej głowie nie odnalazłem nikogo chociażby podobnego do tego chłopaka. No, może oprócz tylko jednego chłopca, ale nie mam pojęcia kim jest i skąd go znam. W moich wspomnieniach jest mały i wątły, ale te oczy nie różnią się nic a nic od tych które widziałem dziś.
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie Armin głośnym:
- Elo Eren, jakbyś powiedział że dziś na mnie czekasz to bym się sprężył!! - krzyknął z drugiego końca szatni machając przy tym bardzo zawzięcie rękami.
- Spoko - odpowiedziałem kiedy podszedł bliżej, żeby nie drzeć się  przez całą szatnię jak jakiś popapraniec.
- Jakby co przed szkołą czeka jeszcze Mikasa bo miała jakąś sprawę do mnie, coś tam o prądzie - mówił ubierając kurtkę.
Skinąłem głową i ruszyliśmy i w stronę wyjścia.
Mikasa to moja dziewczyna. Dziwicie się pewnie, dlaczego mam dziewczynę skoro jeszcze chwilę temu nazwałem jakiegoś kolesia przystojnym. Spieszę wam z wyjaśnieniami. Jestem gejem a Mikasa jest moją przykrywką. Tyle. Wiem, jestem okropny, ale nie mogłem postąpić inaczej. Jest najlepszą przyjaciółką jaką można sobie wymarzyć i na pewno byłaby najlepszą dziewczyną gdybym potrafił odwzajemnić jej uczucia.

Mikasa stała tyłem i patrzyła w niebo. Wyglądała jakby nad czymś się zastanawiała. Miała na sobie czerwony szalik który kiedyś jej sprezentowałem. Jest już stary, podziurawiony i wygląda jakby conajmniej cztery razy przyszedł przez układ pokarmowy rosomaka, jednak ona ma do niego ogromny sentyment i szczerze to nie pamiętam kiedy ją ostatni raz bez niego widziałem. Kiedy odwróciła się i nas spostrzegła, podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.
- Hej Eren -szepnęła muskając ustami moje ucho.
- Hej Mika - odparłem odwzajemniając uścisk.
- To co tam chciałaś wiedzieć Mikasa? - spytał Armin i zaczęli gadać o czymś, czego zupełnie nie rozumiałem. Wyłączyłem się, a w mojej głowie pojawił się obraz tajemniczego chłopaka z szatni. Ciekawe jak ma na imię...

•••

- Wróciłem! - krzyknąłem na cały dom.
- Co tak późno Eren? - spytała zaniepokojona mama. To raczej rzadkość, że wracam do domu dopiero na kolację, a ona zamartwiała się o mnie gdyż byłem jej jedynym dzieckiem. Tak to jest, życie jedynaka w pełnej okazałości. Ona też była dla mnie bardzo ważna, tak jak ja dla niej. Bo oprócz niej nie miałem nikogo tak bliskiego wszystkiemu co mnie w życiu spotyka. Mój ojciec zginął podczas wypadku samochodowego. Miałem wtedy siedem lat i pamiętam jedynie to, że przywiózł mnie do domu ze szkoły, pojechał gdzieś i już nie wrócił. Nigdy nie wypytywałem mojej mamy o szczegóły tego wydarzenia, nie wiem czemu, może po prostu mnie to nie interesowało. Dziwicie się? No cóż, ojciec nie był dla mnie nikim ważnym. Nigdy się mną nie zajmował, a przynajmniej nie przypominam sobie nic takiego. Czasami się zastanawiałem czy w ogóle chociaż trochę mnie lubił. Na szczęście mam mamę, która świetnie zastępuje mi obojga rodziców. Jestem jej wdzięczny za to jak bardzo się dla mnie poświęca. Jest wokalistką w zespole, który założyła w liceum z czterema kumplami. Jak dobrze się dogadywali za czasów młodzieńczych, tak do dziś nic się nie zmieniło. Dalej wspólnie tworzą spotykają się, dyskutują oraz grywają w barach i restauracjach Budapesztu wieczorne, kameralne koncerty. Ale to nie jej praca, to hobby. Do południa siedzi w wielkiej korporacji i wypełnia papiery. Ale to coś co lubi, więc nie nurzy ją to, a motywuje i napędza. Taki typ osobowości. Nie potrafię tego zrozumieć.
- Spotkałem się po lekcjach z Arminem i Mikasą i tak jakoś czas szybko zleciał - odpowiedziałem idąc do pokoju.
- Chodź tu, siadaj, kolacja już gotowa - powiedziała uśmiechając się.
- O naleśniki, dzięki mamo - westchnąłem. Kochałem naleśniki. To najlepsze jedzenie na świecie i wiem, że nigdy mi się nie przeje, ani nie znudzi, ani nic.

Mama włączyła telewizję i rozległ się głos reportera:
- Czy homoseksualiści mogą adoptować dzieci? - spytał, jakby miał nadzieję, że osoba siedząca przed telewizorem nadzwyczajnie w świecie odpowie mu na to pytanie.
- Homosie, wszędzie tylko ci homosie, już nie mają co robić to biedne dzieci chcą adoptować, a potem co, dziecko będzie miało dwóch tatusiów, tak? Ten świat schodzi na psy. - ze zdenerwowaniem powiedziała moja mama. Nie lubiła gejów, nienawidziła ich. Stąd powód dla którego jestem z Mikasą, żeby mama nic nie podejrzewała. Gdyby dowiedziała się o mojej orientacji to zeszłaby na zawał, a na pewno wyrzuciła mnie z domu.
- Mamo, czemu ty tak nie lubisz homoseksualistów? - spytałem, wiedząc jednak, że nie uzyskam sensownej odpowiedzi na postawione pytanie.
- Bo tak, wybryki natury. Powinni się leczyć albo zostać zamknięci w izolatkach - odparła chłodno. No i tyle z rozmowy i sensownych odpowiedzi. Nie wiem skąd u niej tyle nienawiści i braku tolerancji i zapewne nigdy się nie dowiem. Może taka już po prostu jest.

•••

Siedziałem przy biurku i odrabiałem lekcje kiedy na wyświetlaczu telefonu zobaczyłem SMS-a od Jeana. Treść brzmiała tak:
"Elo debilu, jutro robię osiemnastkę i cię na nią zapraszam mimo że nie jestem pewny czy chcę żebyś na niej był, ale zlituję się nad tobą i ugoszczę w moich skromnych progach. Ale wiedz, że robię to tylko dlatego, że jestem miłym kolegą pozwalam ci przyjść i świętować urodziny twojego króla. Masz być i koniec. To jest rozkaz."
Odpisałem mu:
"Dobra koniomordy, zaszczycę cię swoją obecnością, ale nie czuj się od razu taki super. Po prostu nie chcę żebyś był smutny w twoje i tak już wystarczająco smutne urodziny, smutne bo się urodziłeś. Tylko nie licz na żaden prezent, bo jedyne co ci mogę sprezentować to dobre słowo. A teraz idź już lepiej spać bo dobranocka skończyła się dwie godziny temu."
Odłożyłem telefon, spakowałem się, wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka. Przed snem starałem się jeszcze poprzypominać sobie wzory z matmy, ale zamiast wzorów przypomniał mi się on. Szarooki brunet.
-Ładne ma oczy - pomyślałem i z miłym wspomnieniem tajemniczego chłopaka odszedłem do krainy Hypnosa.

>>>>>>>>>>>>>>>>
Witam wszystkich! Jestem tu nowa, nie znam się, a to jest moje pierwsze ereri w życiu i tak się jaram, że mam ochotę pobiec do mojej osiemdziesięcioletniej sąsiadki i jej to powiedzieć. Więc tak, ten rozdział jest trochę długi chyba, ale myślę że następne będą nieco krótsze, takie w sam raz. Bardzo się stresuję i nie wiem co mam tu pisać, nie wiem jaki będzie odzew i nie wiem czy komukolwiek się to spodoba, a wszystkie te myśli doprowadzają mnie do rozpaczy. Więc chcę już po prostu mieć to za sobą.
A w związku ze zbliżającymi się świetami, chcę wam wszystkim życzyć dużo spokoju, radości, odpoczynku, miłości, dobroci i bezinteresownej pomocy i żebyście spełniali swoje marzenia (tak jak na przykład ja dodając tu moje wypociny) i po prostu byli szczęśliwi.
I jeśli macie jakieś skargi/wnioski/zażalenia co do tego rozdziału piszcie śmiało, nie gryzę.
Także potas węgiel i wesołych!

People walk on the accidents |ereri|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz