6

256 31 12
                                    

Wiatr wył nieznośnie, wciskając się pod ubrania, co sprawiało, że wędrowcy drżeli z zimna. Utrudniał porozumiewanie się, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Nawet, gdyby ktoś postanowił ją o coś spytać, zawsze mogła udać, że nie słyszała. Terevail jednak nie zamierzał z nią rozmawiać. Po raz pierwszy na jej kamiennej zazwyczaj twarzy zobaczył wypisane uczucia. Nie potrafił jednakże powiedzieć jakie, dlatego wolał siedzieć cicho i dać jej czas. Jeśli będzie chciała, sama się do niego zwróci. Taką przynajmniej miał nadzieję. A nadzieja matką głupich, jak powszechnie wiadomo. Przez złe warunki pogodowe ich wędrówka była utrudniona, i mimo że zapadł już zmierzch, to wciąż mieli do pokonania kilkadziesiąt mil. Każdy elf i inne stworzenie, żyjące w Nemorisie wiedziało, że podróż nocą po tym lesie jest szalenie nieodpowiedzialnym czynem, nawet dla stałych mieszkańców. Bezpieczni mogli się czuć tylko w sercu lasu, który należał do Dominy Astry. Poza nim byli zdani na łaskę właścicieli ziem, po których wędrowali. I mimo świetnego wzroku i słuchu Terevail doskonale wiedział, że w walce po zmroku mogą ponieść porażkę. W okolicy raczej nie istniały wysokie cywilizacje podobne do elfickiej. Mieszkańcy puszczy żyli w stadach lub samotnie. Zerknął do tyłu, gdzie na zadzie jego konia podskakiwał związany, nieprzytomny jeniec. Zupełnie nie rozumiał po co Ferocis zabrała go z nimi, lepiej byłoby gdyby zginął od razu. Zwykli żołnierze raczej nie mogli dostarczyć im wiele pożytecznych informacji. Popatrzył jeszcze na Xa Ieli, który na masywnym wierzchowcu Wenyan podążał za nimi. Prawie się nie odzywał, tylko badawczo wpatrywał się w nich całą drogę. Elf prychnął, po czym odwrócił się i pospieszył klacz, by po chwili zrównać się z dziewczyną na karym wierzchowcu. Nigre, który dotychczas spokojnie siedział, chroniąc się przed wiatrem wzbił się w powietrze i zaczął krążyć wokół elfa, bijąc skrzydłami i dziobiąc go. Terevail bezskutecznie próbował odpędzić ptaka.

- Ferocis, mogłabyś go zabrać?! - Usiłował przekrzyczeć wichurę. Czarnowłosa spojrzała na niego, po czym leniwym ruchem machnęła ręką i zagwizdała. Kruk natychmiast posłusznie wrócił na miejsce.

- Co? - spytała. Z jej oczu bił chłód, który sprawił że mężczyźnie zrobiło się jeszcze zimniej.

- Musimy przyspieszyć, albo poszukać odpowiedniego miejsca do spania. Zawieje nas! - krzyknął.

- Przeżyjesz - wzruszyła ramionami.

- A jeśli ktoś nas zaatakuje?!

- To będziemy się bronić.

Elf mruknął pod nosem kilka przekleństw, ale nic więcej nie powiedział. Nie było sensu się kłócić, bo wiedział, że Ferocis była uparta i stawiała na swoim. Pozostawało mu tylko jechać dalej.

***

W gęstej, leśnej głuszy słychać było piski i pohukiwania. Słońce dawno zaszło i zapadły prawie całkowite ciemności. Terevail z niepokojem wsłuchiwał się w każdy bliższy szelest, trzask gałązki czy szum skrzydeł. Oczy same mu się zamykały, jednak kiedy tylko słyszał jakiś hałas natychmiast się rozbudzał. Popatrzył na Ferocis, która przez całą podróż zachowała spokój i wcale nie wyglądała na zmęczoną. Wenyanin także był pełen sił. Westchnął cicho i ponownie podjechał bliżej niej, pytając czy nie powinni się zatrzymać. Dziewczyna spojrzała na niego, uważnie przyglądając się jego znurzonej twarzy.

- Jeśli chcesz - odparła obojętnie.

Elf z ulgą zatrzymał się przy najbliższej polanie, którą zobaczył przy drodze. Puścił konia luzem, uprzednio kładąc więźnia na ziemi. Mężczyzna wciąż był nieprzytomny, najwyraźniej zaklęcie rzucone przez Xa Ieli cały czas działało. Zarzucił na siebie derkę i nie zważając na niewygodę, zasnął.

***

Obudził go wzmagający się hałas. Słyszał tupot łap, świst wciąganego powietrza i dziwny terkot. Spojrzał na swoich towarzyszy. Ferocis spała, chociaż widać było, że coś ją dręczy. Zmarszczyła czoło i przewróciła się na drugi bok. Xa Ieli oddychał głęboko, a jego powieki były przymknięte. Także odpoczywał, i wcale nie zwracał uwagi na dziwne odgłosy. Nagle usłyszał dziwny warkot tuż obok siebie. Odwrócił głowę tak szybko, że poczuł ból w karku. W zaroślach zobaczył czarne jak węgielki oczy, lśniące złośliwie. W ostaniej chwili sięgnął po miecz, kiedy czarne stworzenie skoczyło na niego.

- Ferocis! Xa Ieli! - wrzasnął. Oboje poderwali się z ziemi, zdezorientowani. Ferocis zobaczyła tylko ciemny kształt, który leciał w powietrzu wprost na jej przyjaciela. Ten na szczęście szybko zareagował i chlasnął stworzenie mieczem, aż w powietrzu zatańczyły krople ciemnej krwi. Napastnik skomląc uciekł do lasu.

- Za wami! - krzyknął elf, rzucając swoim sztyletem w kolejne zwierzę, które wylazło z gęstych krzaków. Chybił, a jego niedoszła ofiara zaśmiała się chrapliwie. Upiorny chichot przyprawiał o dreszcze. Ferocis chwyciła swój łuk, a Xa Ieli topór. Cała trójka stanęła plecami do siebie na środku polany.

- Co to jest, do cholery?! - Wenyanin zamachnął się mocno na atakujące stworzenie. Usłyszeli trzask łamanych kości, jednak rozwścieczony napastnik ponownie skoczył na Xa Ieli.

- Nie mam pojęcia! - odkrzyknęła Ferocis, mierząc z łuku do kolejnych zwierząt, które zaczynały otaczać drużynę. Przybywało ich z każdą chwilą. Po jej lewej stronie usłyszała jęk. Terevail uciskał ranę na udzie, z której płynęło coraz więcej krwi. Czarne istoty atakowały coraz zacieklej, a wśród drzew co jakiś czas rozlegał się złowrogi terkot i przerażający chichot. Martwi przeciwnicy byli natychmiast odciągani w stronę puszczy, a na ich miejsce pojawiali się nowi. Czarnowłosa zwarła się z jednym z nich. Silne łapy, zakończone długimi, ostrymi pazurami, próbowały wyrwać jej łuk, jednak Ferocis zdołała odepchnąć od siebie istotę. Stwór zaatakował po raz kolejny, tym razem próbując z zaskoczenia ugryźć dziewczynę. Ta jednak była szybsza i zanim zdążył zatopić kły w jej ręce, wbiła mu sztylet w brzuch. Zwierzę zapiszczało i osunęło się na ziemię. Ostrze było unurzane w czarnej mazi. Xa Ieli, Terevail i Ferocis opierali się o siebie, dysząc ciężko. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie Słońca. Na niedawnym polu bitwy nie zostały żadne trupy, a napastnicy ulotnili się wraz z nastaniem świtu. O walce świadczyły jedynie kałuże krwi, wsiąkającej w ziemię. Ze sztyletu dziewczyny spłynęła czarna kropla, jednak szybko zniknęła, pochłonięta przez piach.

***

Jej, już prawie 200 wyświetleń! Może to niedużo, ale zawsze coś ^.^ I dziękuję Wam za aktywność w komentarzach, to dla mnie wiele znaczy ^^. Jeśli się Wam spodobało, to zostawcie proszę głosy! ;)

FerocisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz