5

130 8 3
                                    

   Następnego dnia już o szóstej wyciągnęłam rodziców z domu. Jak najszybciej chciałam zobaczyć Tsunami!
   Po godzinie drogi do stajni Blue Hills miałam już ułożony w głowie plan jazdy na klaczce, jeśli mi pozwolą wsiąść. A raczej powinni, co nie?
   Zaparkowaliśmy na małym parkingu i ruszyliśmy starym chodnikiem do stajni.
   W środku czekał na nas miły męszczyzna z kantarem i uwiązem w ręku.
   -Dzień dobry.-przywitał się.-Jestem David Danlopp, a państwo to zapewne...
   -Jack i Veronica Brown, a to nasza córka Alison.-dokończył mój tata.-To dla niej chcemy kupić konia. Tsunami bardzo jej się spodobała.
   -Pewnie że tak, bo Tsunami to naprawdę świetna klacz. Zapraszam państwa na chwilę do siebie do biura, a ty Alison możesz zająć się Tsunami. Ma na boksie tabliczkę, więc ją znajdziesz!-pan Danlopp dał mi kantar, a ja ruszyłam na poszukiwania klaczy.
   Nagle zawibrował mi telefon w kieszeni. Dzwoniła Becky.
   -Hej Alison!-odezwała się.-Razem z Tessą i Sashą chcemy wybrać się nad strumień, poskakać przez niego. Jesteś chętna?
   -Oj... przykro mi Becky, ale nie mogę, bo...-nie dokończyłam. Pomyślałam, że zrobię przyjaciółce niespodziankę.
   -Bo...?-domagała się odpowiedzi.
   -Rodzice chcą mi kupić konia, więc teraz jeździmy oglądać trzy typy.-wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
   -O rany, Ali to wspaniale!-Becky wyraźnie się ucieszyła.-Przekażę Tessie i Sashy!
  -Pewnie, ja kończę, bo muszę osiodłać pierwszego konia.-powiedziałam, bo doszłam już do boksu Tsunami.
   -A dobra nie przeszkadzam, papa.-Becky się rozłączyła.
   Schowałam telefon do kieszeni i przyjrzałam się klaczy.
   Na żywo jest jeszcze piękniejsza, niż na zdjęciu!!!

    -Spokooojnie!-uspokajałam klacz głosem. Kasztanka w galopie wpadła w jakiś trans i pedziła niepohamowanie przed siebie.
   Nie. To nie to.
   Wreszcie udało mi się uspokoić Tsunami i zatrzymałam się przy panu Danlopp.
   -Przykro mi, ale to nie jest to. Po prostu źle mi się na niej jeździ.
   To była prawda. Nie mogłam jej zebrać, nie odpowiadała na łydkę i ciągle machała głową przy wyjściu z hali.
   -Czyli nie skaczesz?-zapytał pan Danlopp.-Dobrze. To nie twoja wina, że się z nią nie dogadujesz. Przecież nikt nie trafia od razu na tego jedynego. Mój stajenny rozsiodła ją, a wy możecie już jechać. Jakby co, to mam jeszcze kilka koni na sprzedaż, więc jak wam się nie uda z wybranymi, przyjdźcie do mnie. Widzę w tobie potencjał, Alison.

   Stajnię pana Danloppa opuszczałam z niezadowoloną miną.

My DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz