-Ariana jesteś totalnie pijana. - Oznajmiłam próbując podnieść przyjaciółkę z podłogi w łazience.
Chłopcy jak zwykle gdzieś zniknęli żeby rozstrzygnąć, który jest lepszy w piciu. Obydwaj zachowywali się jak dzieci. A ja zostałam z trzecim dzieckiem, które już nie kontaktowało co się dzieje.
-Mila czy ja dzisiaj jadłam marchewkę? - Wybełkotała Ariana niewyraźne przez co ledwo ją zrozumiałam.
-Dlaczego pytasz? - Zmarszczyłam brwi. Popatrzyła na mnie i wskazała na toaletę. Otworzyłam szerzej oczy. Jeśli ona myśli, że tam zajrzę to jest w wielkim błędzie.-Dobra koniec tego idziemy do samochodu.
Złapałam ją za ramię i po dłuższej walce w końcu udało mi się postawić ją na nogi. Przynajmniej tyle na ile było można w tym stanie. Trochę to trwało za nim wydostałyśmy się z budynku pełnym ludzi. Większość była w podobnym stanie do mojej przyjaciółki i nie było łatwo się przez nich przecisnąć.
Poczułam wibrację w tylnej kieszeni spodni więc oparłam Ari o samochód by móc odebrać. Nie patrząc kto dzwoni przejechałam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Halo?
-Camila powiedz, że nie jesteś pijana. Potrzebujemy cię. - Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam roztrzęsiony głos Normani i wiedziałam, że stało się coś strasznego.
-Jak bardzo jest źle? - Spytałam łapiąc Ariane za ramię i chroniąc przed upadkiem.
-Dinah oberwała krew cały czas leci nie wiem co mam robić. - Głos zaczynał jej się łamać i ledwo powstrzymała się żeby nie wybuchnąć płaczem. Starała się być silna dzięki temu zaoszczędziłyśmy czas. Ariana wyślizgnęła się z mojego uścisku i jak długa poleciała na ziemie.
-Cholera. - Będzie miała siniaka jak nic.-Będę jak najszybciej. Uciskaj cały czas ranę.
Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Wsadziłam dziewczynę na tylne siedzenie i wróciłam do budynku w poszukiwaniu Shawn'a i Josh'a. Musiałam poruszać się szybko bo od tego mogło zależeć życie Dinah. Nie pozwoliłam sobie na myślenie co się stanie jak nie zdążę bo to się nie wydarzy. Obiecałam sobie, że już nikogo nie stracę.
Byłam tak zajęta szukaniem chłopaków, że nie zauważyłam osoby w którą wpadłam.
-Camz? - Usłyszałam bardzo znajomy głos. Podniosłam głowę i napotkałam zielone tęczówki, które bardzo dobrze pamiętałam bo przez długi czas nawiedzały mnie w snach.
-Lauren... - Wyszeptałam ledwo słyszalnie. Bardzo często marzyłam, że wróci, że znowu się spotkamy. Teraz gdy to się stało czułam do niej nienawiść, że mnie zostawiła wtedy kiedy jej potrzebowałam.
-Dawno się nie widziałyśmy. - Zaczesała włosy do tyłu i nie pewnie się uśmiechnęła. Jak bym miała teraz czas to zapewne zaczęłabym się z nią kłócić ale cieszyłam się, że go nie mam.
Zauważyłam, że w moim kierunku kierują się chłopcy obydwaj w takim samym stanie jak Ariana ale im udaje się stać na nogach.
-Idziemy. - Rozkazałam łapiąc obydwu za ręce i ruszyłam w stronę wyjścia. Odwróciłam się żeby zerknąć jeszcze na Lauren, która jak się okazało szła za nami. Jeśli nie uda mi się jej spławić w minutę to ją zabije.
-Ale Cami jest jeszcze wcześnie. - Marudził mój chłopak wlekąc się za mną. Gwałtownie stanęła na co na mnie wpadli.
-Jakby to nie było ważne to bym was nie wyciągała z tej imprezy. - Popatrzyłam w oczy jednemu a potem drugiemu. Błagałam się w duchu żeby przestali marudzić bo nie miałam na to do cholery czasu.
-Zostałaś wezwana? - Spytał Shawn robiąc krok w moją stronę. Chłopak myślał, że od czasu do czasu pomagam w szpitalu, w którym pracował mój tata. Nie mogłam mu powiedzieć, że bawię się w lekarkę pomagając jakby to ich nazwał kryminalistą. Kiwnęłam twierdząco głową w odpowiedzi.
-No to na co czekamy. Ruszać się. - Rozkazał omijając mnie i ciągnąc Josh'a do auta. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam za nimi.
-Camz możemy pogadać? - Lauren złapała mnie za rękę i delikatnie pociągnęła odwracając w swoją stronę.
-Nie mam teraz czasu. - Odpowiedziałam szybko wyrywając rękę z jej uścisku.-Jeśli uda ci się mnie znaleźć to pogadamy. - Zawołałam wskakując do auta na miejsce kierowcy i wcisnęłam gaz do dechy.
Było późno więc ulice były puste dzięki czemu bardzo szybko dojechałam na miejsce i nie spowodowałam żadnego wypadku jechając przy maksymalnej prędkości. Zaparkowałam pod ich domem. Odwróciłam się do moich towarzyszy na szczęście cała trójka smacznie sobie spała.
Weszłam do domu nie tracąc czasu na pukanie. W salonie siedziała załamana Normani a wokół niej była krew, która zapewne należała do Dinah.
-Mani. - Szepnęłam kładąc delikatnie rękę na jej ramieniu. Podniosła na mnie swój wzrok. W jej oczach widniał smutek i ból a po policzku spływały łzy.
-Zaniosłam ją do pokoju gdy udało mi się zatrzymać krwawienie. - Wyszeptała łamiącym się głosem a z jej oczu wypłynęło więcej łez. Pierwszy raz widziałam dziewczynę w takim stanie.
Prowadzili takie życie jakie prowadzili. Niebezpieczeństwo było u nich chlebem powszednim. Każdego dnia mogli zginąć jednak z tego nie rezygnowali. Pomagałam im już od jakiegoś czasu przy różnych ranach ale teraz nie musiałam widzieć rany żeby wiedzieć, że musi być poważna. Wystarczy popatrzeć na Normani, która ledwo się trzyma.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy a ty spróbuj się uspokoić. - Uśmiechnęłam się delikatnie i ścisnęłam jej ramię. Nie mogła załamać się jeszcze bardziej bo nie dałabym sobie z tym rady. Kiwnęła delikatnie głową i spróbowała się delikatnie uśmiechnąć co jej nie wyszło.
Podeszłam do drzwi za, którymi leżała ranna Dinah. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Dziewczyna nieprzytomna leżała na łóżku. Do oczu od razu rzuciła mi się czerwona plama na prowizorycznym bandażu zrobionym przez Normani. Delikatnie go ściągnęłam i widząc ranę uśmiechnęłam się pod nosem. Nie była tak poważna jak można było sobie wyobrazić po zachowaniu czarnoskórej.
-Chyba popadła w paranoje. - Szepnęła pod nosem. Z szafki wyciągnęłam mi potrzebne rzeczy i zajęłam się raną. Na początku ją odkaziłam żeby nie wdało się zakażenie. Sprawdziłam jej głębokość i okazało się, że muszę szyć.
-Miejmy nadzieję tylko, że nie zemdleje. - Westchnęłam delikatnie wbijając igłę w skórę dziewczyny. Po paru minutach sytuacja była opanowała. Przemyłam ręce, które były we krwi, a potem założyłam nowy bandaż.
Gdy wyszłam z pokoju, Normani od razu stanęła na równe nogi. Już nie płakała a w jej oczach błyszczała nadzieja.
-Przykro mi.. - Zaczęłam poważnym głosem, dziewczyna nabrała gwałtownie powietrza a w oczach znów pojawiły się łzy.-Ale będziecie musieli się z nią jeszcze pomęczyć. - Dokończyłam uśmiechając się.
-To znaczy?
-Żyje. Możesz do niej wejść. - Odparłam odsuwając się od drzwi żeby mogła wejść do środka. Stanęła koło mnie i mocno mnie do siebie przytuliła. Czułam jak jej ciało się rozluźnia.
-Dziękuje. - Odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła.
-Nie dziękuj. Po śmierci Ally obiecałam sobie, że już nie stracę nikogo na kim mi zależy a wy należycie do tych osób. A teraz idź do niej. Jestem pewna, że jak się obudzi to pierwszą osobą jaką będzie chciała zobaczyć jesteś ty.
Kiwnęła głową i weszła do środka. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam szczęśliwa z tego co dzisiaj zrobiłam. Dopiero po chwili sobie przypomniałam o trzech pijakach śpiących na tylnym siedzeniu samochodu, którymi trzeba się zająć.
Zaśmiałam się zdając sobie sprawę, że najtrudniejsze dopiero teraz przede mną.
CZYTASZ
Everything Leads Me To You...✔
FanfictionMinęły dwa lata od straty dwóch najważniejszych osób w życiu Camili. Dziewczyna ruszyła do przodu ze swoim życiem. Ma własne mieszkanie, pracę, niesamowitych przyjaciół, którym pomaga i chłopaka, który o nią dba. Ale przeznaczenie lubi sobie płata...