- Kiruś, zostaw mnie już.- wzdycha z pobłażaniem Lars i wyrywa mi kosmyk swoich włosów, który od jakiegoś czasu usilnie próbuję zapleść.
- Nie mów tak na mnie, Ulrich.- prycham.- Nie jestem jakimś dzieckiem, wiesz?
- Pewnie. Pan Hammett- starszy, wykształcony...- ironizuje Lars.
- Ale słodki, kiedy się denerwuje.- wturuje mu James i obaj wybuchają śmiechem.
Wywracam oczami. Śmieją się ze mnie, bo mam (w przeciwieństwie do nich) wykształcenie muzyczne. Nie mam pojęcia co w tym takiego zabawnego, ale pewnie po prostu mi zazdroszczą.
Czy coś.
- Ej, ode mnie wcale nie jest starszy.- wtrąca Cliff, który do tej pory siedział cicho, popalając papierosa.
Chłopaki ignorują jego uwagę i wracają do naśmiewania się ze mnie.
- Grać to on się pewnie uczył na nutach.- Lars ledwo powstrzymuje wybuch śmiechu.
Fajnie, że ma w dupie fakt, że wykształcenie muzyczne zdobyłem w '82, czyli jakieś pięć lat po tym, jak nauczyłem się grać. Ulrich doskonale o tym wie, ale chyba woli udawać, że jest inaczej.
- Tylko Kirk...- mówi James ze sztucznym przejęciem.- Pamiętaj, żeby chować kciuk za gryf.
Wtedy wszyscy, łącznie z Burtonem wybuchają śmiechem. Ja tylko spoglądam na nich z zażenowaniem.
- Kretyni... Jak tak wam się nie podoba moje granie, to zadzwońcie sobie po Dave'a.
Po tych słowach wstaję z miejsca i mijając niewzruszonego Cliffa przesiadam się na tył autobusu. Wyciągam fajki i już mam zapalić, ale dociera do mnie, że zgubiłem gdzieś zapalniczkę. Cudownie... Wszystko przeciwko mnie.
- No Kirk!- słyszę głos Hetfielda.- Żartujemy przecież! Nie obrażaj się!
Jedyne na co jestem w stanie się zdobyć to pokazanie mu środkowego palca. Chłopaki czasem tak mnie wkurwiają, że mam ochotę ich zamordować. Generalnie się dogadujemy, przyjaźnimy i tak dalej, ale odkąd z nimi jestem mam wrażenie, że traktują mnie z góry. Skoro ten cały Mustaine był taki świetny, to po co go tak właściwie wywalali? Nie rozumiem.
W pewnej chwili nachodzi mnie nagła potrzeba porozmawiania z Sarah. Chciałbym usłyszeć jej głos, mówiący coś, co by mnie pocieszyło. Nie wiem kiedy będzie kolejny postój, ale muszę dorwać telefon na jakiejś stacji i do niej zadzwonić.
- Hammett, wracaj!- tym razem słyszę krzyk Burtona.
Chyba się przejął. W sumie nie wiem dlaczego. Przecież też świetnie się bawił, kiedy tamci się ze mnie nabijali.
- Dajcie mi spokój!- wołam, kładąc nogi na oparciu siedzenia przede mną.
W tej samej chwili na piętro autobusu wchodzi John- technik gitarowy. Patrzy na nas z mieszaniną rozczarowania i czegoś w rodzaju "wiedziałem, że tak będzie".
- Do spania, bo jutro nie wstaniecie.- mówi, ściąga z półki pojedynczą poduszkę i rzuca nią Jamesowi w twarz.
Lars wybucha szyderczym śmiechem, za co Hetfield obdarza go tym samym, czym jego przed momentem Marshall.
- Nie będzie postoju?- pytam, bo nagle wraca do mnie chęć zamienienia kilku słów z Sarah.
- Będzie, ale wtedy Ty będziesz słodko spał.- mówi z uśmiechem John.- A tak właściwie to czemu się tak izolujesz?
- Bo mam dość tych kretynów.- tłumaczę, na co James i Lars zaczynają posyłać mi "buziaczki".
- Take another little piece of my heart now, baby. Oh, oh break it!- zaczyna drzeć się Hetfield, a ja tylko wywracam oczami, odwracam głowę i wbijam wzrok w przestrzeń za oknem.