Trzy lata wojny niszczą człowieka. W szczególności takiego jak poczciwy Hookamore Biggins. Prosty, ułożony, niesprawiający problemów, stary, ale nie dość stary by siedzieć w domu, przy kominku i czekać, aż szczęk mieczy i toporów rozstrzygną spór między Agemanami, a Wroseanami. Hookamore był dumnym i zasłużonym Agemanem postawionym z przymusu na front. Stojąc w szeregach zimnej stali z tarczą i nadzieją, że tym razem nie zginie, myślał już tylko o posiłku po walce. Prawie trzy lata starć nauczyły już go zawodowo używać miecza. Nie miał obaw co do swojego życia, bo nie pierwsza to była potyczka i na pewno nie ostatnia. Lodowaty podmuch z północy wszystkim wojownikom z jednej jak i drugiej strony dawał się we znaki. Każdy drżał, czekając na sygnał do szarży na wroga. Dowódca Agemanów - Sir Cafald wjechał na białym rumaku przed szeregi swej armii.
- Towarzysze! - przemówił donośnym głosem - Nie dajcie się zwieść siłom wroga! Oni są marnością w porównaniu do naszej potęgi! My jesteśmy wojownikami, mamy to we krwi! Oni są tylko ożywionymi za pomocą czarnej magii trupami! Pokażmy im więc, gdzie jest ich miejsce!
Agemańska armia zagrzmiała tysiącem głosów, niosąc okrzyk wojenny przez pole bitwy, aż do wroga. Worseanie odpowiedzieli równie potężnym głosem na znak swego wodza - Skuliona, szkieleta na kościanym koniu. Jego szeroki, ciemny miecz skierował się w stronę armii Cafalda, dając znak, że czas zmiażdżyć Agemanów. Oba wojska ruszyły na siebie ścierając się w śmiertelnym boju. Zgrzyt i szczęk stali rozniósł się po równinie napawając wszystkich zarówno trwogą jak i werwą do walki. Hookamore wraz z towarzyszami ścinał łeb za łbem. Krew zostawiała swe piętno wszędzie. Agemanie jak i Worseanie tracili żołnierza, za żołnierzem. W końcu Sir Cafald stanął oko w oko ze Skulionem. Po chwili mierzenia się wzrokiem ruszyli na siebie. Cios za ciosem. Szarża za szarżą. Pojedynek był wyrównany. Lecz gdy Cafald zadawał coraz celniejsze cięcia, zaślepiła go pewność siebie. Jego przeciwnik zauważył tę chwilę słabości. Przemknął za rycerza i wbił miecz prosto w serce. Hookamore widział to wszystko i nie mógł się z tym pogodzić. Momentalnie przestał walczyć i podbiegł do swego dowódcy. Wrogie wojska, na znak Skuliona wycofywały się powoli, dając Agemanom chwilę odpoczynku. Sir Cafald, cały zakrwawiony podał Hookamorowoi swój miecz i tarczę.
- Dowodzisz... Zakończ to co zacząłem... - Powiedział słabym głosem, po czym skonał.
Hookamor w jednej chwili nabrał niespotykanej siły do walki. Ze łzami w oczach wstał z nowym orężem gotów do starcia.
- Dajcie mi topór - rzekł ciężkim głosem wyciągając rękę za siebie.
Jeden z rycerzy wręczył mu topór i dobył miecza. Hookamore zamachnął się i cisnął nim w Skuliona. Trafił. Szkielet z toporem wbitym w tył głowy obrócił się i w jednej chwili jego czaszka zapłonęła zielonym płomieniem. Wziął szeroki miecz w swe ręce i wyzwał miotacza na pojedynek. Hookamore z nową bronią ruszył na wroga, który również zaczął biec w jego stronę. Okrągłą tarczę Cafalda rzucił we wroga niczym dyskiem. Skulion zablokował się. Poleciała gdzieś za niego. Gdy szkielet się obrócił, rycerz z wyskoku wbił miecz prosto w jego korpus, po czym odskoczył. Skulion zapłonął jeszcze większym i zieleńszym płomieniem. Miotał się na wszystkie strony. Po chwili zgasł i rozsypał się. Niedobitki armii Worseanów również obróciły się w proch.

CZYTASZ
Grzebać Żywych
FantasyUkojenie... Chyba wszyscy tego szukają. Ciekawe w tym jest to, że nie tak łatwo je znaleźć. Czy mordując kolejnych na liście można się uspokoić? Co czeka zdruzgotaną duszę związaną paktem z czarną magią? Dlaczego musiała zawiązać ten pakt? Dowiedzc...