Rozdział 10: Koszmar

59 7 3
                                    



Połowa nocy minęła bez żadnych kłopotów. Zmieniałaś Sansowi opatrunki nasiąknięte magią i nawilżałaś ścierkę, która leżała na głowie kościotrupa. Wyglądał o wiele lepiej niż wcześniej.Oddychał głęboko. Powinien wyjść z tego bez szwanku.....na szczęście. W całym domu nie spałaś tylko ty. Spoglądałaś na kościotrupa. Jego „usta" były lekko rozchylone. Teraz wiedziałaś dlaczego cały czas trzymał je zamknięte. KŁY. Miał kły i chyba nawet potwory się go bały kiedy je otwierał. Nie dziwiłaś się temu. Wyglądały strasznie.

Poszłaś po cichu do kuchni by zrobić sobie herbaty. Wzięłaś kubek i nastawiłaś czajnik. Otworzyłaś jedną z szafek. Twoja mama lubiła pić różne herbaty, więc miałaś nie lada wybór. Woda w czajniku już parowała. Wyłączyłaś gaz. Nagle kątem oka dostrzegłaś niebieskie światło pochodzące z korytarza. Pobiegłaś czym prędzej do salonu. Na kanapie zobaczyłaś siedzącego Sansa ale....coś było z nim....nie tak. Kurczowo trzymał się za głowę a z jego lewego oka wydobywał się niebieski płomień, który powoli otaczał jego ciało. Wyglądał strasznie. Podbiegłaś do niego. Próbowałaś go dotknąć, ale niebieski ogień poparzył.Stłumiłaś krzyk. Spojrzałaś na dłoń. Była cała czerwona.Zignorowałaś to.

-Sans słyszysz mnie?- szepnęłaś

Kościotrup w odpowiedzi tylko mamrotał coś pod nosem i ciężko oddychał.Skulił się i zaczął kołysać się na boki. Byłaś przerażona.Nie wiedziałaś co się z nim dzieje. Bałaś się. Niebieski płomień robił się coraz większy. To był prawdziwy ogień....no tyle że niebieski. Jeśli dojdzie do czegoś drewnianego to nie będzie ciekawie. Nie miałaś za dużo czasu. Nie myśląc długo złapałaś Sansa za ramiona i mocno potrząsnęłaś. Próbowałaś zignorować ostry ból w dłoniach.

-Sans spokojnie...tylko spokojnie- wyszeptałaś

Złapałaś jego policzki i spojrzałaś mu w oczy. Były rozbiegane....przestraszone. Po kilku chwilach jego oczy zatrzymały się spoglądając na ciebie. Zaczął oddychać wolniej.

-Już wszystko dobrze- powiedziałaś jak milej potrafiłaś

Płomienie na jego ciele powoli gasły. Nie spuszczał z ciebie wzroku. Jego lewe oko wróciło do normalności. Zamrugał kilka razy. Czym prędzej zabrałaś od niego dłonie. Piekły okropnie. Przyłożyłaś je do piersi. Zacisnęłaś mocno zęby. Sans zrozumiał co się właśnie stało. Pierwszy raz zdarzyło się tak, że został obudzony przez kogoś innego niż Papyrus.

-Przepraszam....nie chciałem- wyszeptał- daj dłonie zaraz coś na to poradzę- lekko się uśmiechnął

Podałaś mu ostrożnie obie dłonie. Złapał je w obie kościste dłonie.Zamknął oczy i wyszeptał coś. Nie zrozumiałaś tego, ale w jednej chwili poczułaś niewyobrażalną ulgę. Spojrzałaś na wasze dłonie. Wszystkie cztery jaśniały lekkim niebieskim światłem. Kiedy skończył, nie było nawet małego śladu po oparzeniach.

-Kiedy mam koszmary Paps zawsze musi mnie budzić, bo nie raz tak było że pawie spaliłem nasz dom- lekko się zaśmiał

-Naprawdę?

-Tak z jakieś dwadzieścia razy w tym roku- podrapał się po głowie z zakłopotaniem

Chwilę milczeliście.

-To co czas iść spać- odparł

-Ale tym razem nie sam- uśmiechnęłaś się

-Co- zdziwił się

-Może jak będę przy tobie nie będziesz miał koszmarów-wzruszyłaś ramionami

-Wiesz nie musisz tego robić- odparł zmieszany

-Ale chcę- nie czekając na pozwolenie rozłożyłaś kanapę i położyłaś się koło kościotrupa. Widziałaś jak się rumieni. Uśmiechnęłaś się pod nosem. On chyba to zauważył i odwrócił się na drugi bok. Cicho zachichotałaś

-Cóż to dobranoc, pchły na noc i takie tam- odparł

-Dobranoc...... Sans?

-Co

-Dzięki

Kościotrup nic nie odpowiedział. Zasnęliście tak szybko jak wskoczyliście na kanapę. Zapominając o niewypitej herbacie.

AboveTale- ucieczka przed śmierciąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz