Specjal

269 31 22
                                    

Hej, hej!

Z okazji 1000 wyświetleń (kyaaaa, jaram się >////<), postanowiłam napisać coś dodatkowo, niezwiązanego w zasadzie z fabułą opowiadania.

Nie wyrobiłam się z tym na święta, ale naprawdę się starałam!

Miłego czytania i wielkie dzięki ^^

~~~

Znowu ich stracił. Nie był w stanie ochronić grupy czterech osób. Czterech pieprzonych osób, które wierzył w niego i ufały mu. Mimo jego uszczypliwości, szorstkiego sposobu bycia i niechęci do kontaktów, oni z nim byli i w zasadzie to mu wystarczało. Lubił z nimi przebywać i po prostu obserwować, a także słuchać ich podczas zwykłych, błahych wręcz czynności.

Na dodatek to, że ich nie obronił to jego wina. Mógł kazać bachorowi się przemienić, mógł nie posłuchać Smith'a i... Nie, nie mógł. Musiał słuchać rozkazu. To jedyne co mu zostało, po śmierci Isabell i Farlana - służba. Co by się stało, gdyby podczas tak kluczowego przedsięwzięcia postawił na samowolkę..? Czy nie zginęłoby jeszcze więcej osób? Czy Smith by go nie wypędził? Czy Eren w ogóle by to przeżył..?

Właśnie, bachor to kolejne z jego zmartwień. Został mocno pobity, ale rany fizyczne akurat na nim nie robią szczególnego wrażenia, parę godzin snu i jest jak nowonarodzony, ale psychika to co innego. Eren jest niedoświadczony jako żołnierz. Nie rozumie jeszcze, że u Zwiadowców w każdej chwili można zginąć lub być świadkiem śmierci ludzi, z którymi się żyje. Że nie można wiecznie rozpaczać i trzeba wziąć się w garść.

Poza tym, że akurat w tym wypadku kapral nie miał zamiaru wmawiać młodemu, że to nie jego wina. W końca każdy z nich po części zawinił i koniec końców wszystko się rozpieprzyło, a oni zostali w oddziale tylko we dwóch, a kłamstwa i usprawiedliwienia w niczym mu nie pomogą.

Ale co innego przyjąć odpowiedzialność, a co innego się załamać. Jako jego przełożony musi dopilnować, by Eren był w stanie dalej walczyć i, co chyba najważniejsze dla Zwiadowców, przemieniać się w tytana. A w takim wypadku najlepiej zacząć od rozmowy, choć obawiał się, że w ich wypadku może to nie podziałać. Obaj byli w swojej obecności trochę skrępowani. Eren, jak podejrzewał Levi, faktem że to jego przełożony. A Levi niedorzecznym pociągiem, jaki odczuwał w  stosunku do bachora.

Gdy już miał wstawać ze swojego miejsca w kuchni, w drzwiach stanął obiekt jego rozmyślań. Wobec tego Levi wrócił do poprzedniej pozycji i ujął filiżankę z letnią już herbatą w dłoń, po czym obserwował młodego, który chyba nie do końca wiedział, co ze sobą zrobić.

Levi postanowił mu pomóc podjąć decyzję.

-Siadaj.

Chłopak spina się i szybko prostuje, salutując, co Levi podsumowuje teatralnym wywróceniem oczami.

-Po prostu to zrób - mówi swoim znudzonym tonem. - I, skoro jest nas tylko dwóch, możesz przestać zachowywać się jak małpa w cyrku z tym swoim salutowaniem.

Eren niepewnie staje luźniej, jedną ręką drapiąc drugą, pochylając lekko głowę i patrząc gdzieś w bok.

-D-dobrze, kapralu - odzywa się w końcu, jednocześnie z wahaniem ruszając w stronę stołu.

-Dalej się nie dało? - pyta Levi zirytowany, widząc, że Eren chce usiąść przy drugim końcu. - I tak nikt nie zajmie tych miejsc - gdy dostrzega grymas przechodzący przez młodą twarz szatyna, mentalnie bije sobie brawo za głupotę. Miał go trochę podnieść na duchu, a nie dobijać. - Łatwiej będzie rozmawiać, jeśli usiądziesz tu - wskazał na krzesło po swojej lewej.

Duma i Uprzedzenie (Riren) *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz