1. Wyprowadzasz się

23.1K 1.3K 119
                                    

Wracałam do domu dziecka, gdy zobaczyłam ogłoszenie o naborze do wojska. Wyobraziłam sobie jak by to było stać w mundurze i patrzeć jak ludzie podziwiają Cię za liczne odznaczenia. Ahh... Uwaga, Trine. Powrót do rzeczywistości. Weszłam po schodach i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Zdziwiłam się, że przed pomieszczeniem stały torby. Weszłam do środka i mój wzrok padł na kilkunastoletnią dziewczynę. Miała na sobie czarną sukienkę z białym kołnierzem, a na twarzy duże okulary.

-Cześć, mogę wiedzieć co robisz w moim pokoju? - spytała spokojnie dziewczyna.
- Chyba coś Ci się pomyliło - szczęka opadła mi do podłogi.
- Nie, na pewno nie - odparła przekonana o swojej racji.
- Eliza... - usłyszałam głos mojego opiekuna, który był przekonany, że w pokoju znajduje się tylko okularnica - Trine - teraz mnie zauważył i powiedział - widzę, że poznałaś naszą nową wychowankę. Od dzisiaj ona tu mieszka.
- A ja gdzie? - mówiłam do mężczyzny, nie zwracając uwagi na Elizę.
- Wyprowadzasz się.
- Nie możesz mnie wyrzucić z dnia na dzień.
- Dzisiaj śpisz na kanapie, ale jutro musisz opuścić ośrodek. Pomóc Ci się pakować?
- Pozwolisz, że sama to zrobię - odparłam z sarkazmem w głosie.

Cholera, wyrzucili mnie. Przecież oni mieli mi pomóc... Wkurzona wyrzuciłam z szafy wszystkie ubrania na łóżko. Nie miałam tego zbyt dużo. Kilka par dżinsów, koronkowa bielizna, czarna galowa sukienka, jakieś koszulki, bluzy, dresy, trampki, zielona kurtka parka i ... długa, bordowa sukienka oraz czarne szpilki. Szkoda, że nie miałam okazji ich założyć. Bo przecież kto by zaprosił na bal sierotę-chłopczycę. No nie oszukujmy się - nikt. Ubrania wrzuciłam do dużego plecaka. Z łazienki przyniosłam swoje kosmetyki - żel pod prysznic, balsam do ciała, krem do twarzy, podkład, korektor, puder, tusz do rzęs i ciemną szminkę. Niewiele tego było. Oprócz ubrań i kosmetyków w wojskowym plecaku znalazł się laptom i telefon ze słuchawkami. Cały mój skromny dobytek.

Wychodziłam z pokoju, gdy zobaczyłam, że Eliza układa na półkach idealnie poskładane ubrania. Nieskazitelne, grzeczne dziecko, nie to co ja. Nie oszukujmy się byłam jej zupełnym przeciwieństwem. Trochę żal mi było opuszczać to miejsce. Udałam się do mini mieszkania mojego wychowawcy, które składało się z salonu, sypialni, kuchni i łazienki. Weszłam bez pukania i rzuciłam się na kanapę, wkurzona. Po chwili mężczyzna wyszedł z łazienki w samych dresach. Fuuj.

- Mógłbyś mi oszczędzić tego widoku -rzuciłam z obrzydzeniem w głosie.
- A Ty zapukać zanim wejdziesz - odparł .
-Jakbyś mnie nie wyrzucił, nie byłoby mnie tutaj.
- Ona nie miała gdzie się podziać. Jej rodzice zginęli podczas wybuchu bomby na lotnisku.
- Aż wzruszyłam się twoją uroczystą przemową, stypa. Ja też nie mam gdzie się podziać i moi staruszkowie też nie żyją - lekceważyłam opiekuna.

Westchnął zrezygnowany i poszedł do kuchni zrobić kolację. Zegar wskazywał 21.55, gdy opiekun wyszedł na codzienny obchód, a ja postanowiłam w tym czasie wziąć prysznic. Chłodna woda spływająca z mojego ciała, otrzeźwiła trochę mój umysł. Po piętnastu minutach zakręciłam kurek i wyszłam spod prysznica, wycierając ciało ręcznikiem. Szlag... przyszykowane ubrania do spania leżały obok kanapy. Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i nachyliłam się po ciuchy. W tym momencie poczułam na moich biodrach duże dłonie. Niepewnie podniosłam się, a on wychrypiał mi do ucha:
- Seksownie wyglądasz w tym ręczniku, a jeszcze bardziej bez niego - przełknęłam głośno ślinę.
- Przepraszam, pójdę się ubrać - odparłam zmieszana.

Po chwili wyszłam z łazienki w dresach i szarej koszulce. Opiekun, gdy zauważył, że jestem z powrotem podszedł do mnie bliżej. Ej... jest coś takiego jak przestrzeń osobista, gościu. Odsunęłam się krok do tyłu i poczułam zimną ścianę. Jedna jego dłoń wylądowała na moim biodrze, a drugą zaczął gładzić mój policzek. Zaczął mnie dotykać po brzuchu. Dłoń przesuwała się coraz niżej, zahaczając o gumkę od spodni. Wymierzyłam mu kopniaka w czuły punkt, a on zgiął się z bólu. Wybiegając z mieszkania, złapałam plecak, kurtkę i buty.

W portierni siedział Ted, który, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się.
- Hej Teddy, wyprowadzam się. Mógłbyś mi otworzyć? - spytałam.
- Trine, wiesz, że już jest zamknięte...
- Teddy, wiem, że jest późno, ale mam niedługo pociąg. Pan Deworth pozwolił mi iść.
- Dobrze Aniołku. Trzymaj się. Odwiedź mnie czasem - przytulił mnie dwudziesto dwu letni mężczyzna.
- Do zobaczenia.

Było kilka minut po 23, nie miałam się gdzie podziać. Szłam tą samą drogą co wcześniej i znowu ujrzałam ogłoszenie o naborze do wojska. W sumie... to nie jest głupi pomysł. Przeczytałam szczegółowe informacje i wiedziałam już jaki jest cel mojej podróży. Poszłam na pkp i kupiłam bilet na następny pociąg, który miał mnie zawieść do celu. Na dworcu spędziłam trzy godziny, po których wsiadłam do pociągu i momentalnie zasnęłam.

Ona żołnierz. (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz