PROLOG

8.8K 425 28
                                    

Byłem zrozpaczony, straciłem już tak wiele, co roku działo się coś, co odbierało mi coraz więcej radości z życia, a śmierć Syriusza przelała czarę. Nie byłem w stanie poradzić sobie z nadzieją, na normalny dom, którą straciłem przez własną głupotę. Postanowiłem wszystko zmienić. Długo szukałem jakiegoś pomysłu, wiedziałem, że nie mogę ryzykować, miałem tylko jedną szansę na wykonanie swojego planu. Zaklęcie które odnalazłem, było stare i wymagające bardzo dużej siły magicznej. Zdawałem sobie sprawę, że nie mogę nikomu powiedzieć o swoim pomyśle, zaklęcie którego chciałem użyć było częścią nie do końca legalnych praktyk magicznych i na pewno zostawi swój oślizgły ślad na każdym, kto przyczyni się do jego rzucenia. A przynajmniej opis owego zaklęcia był tak skonstruowany, żeby tylko człowiek w beznadziejnej sytuacji chciał praktykować taki rodzaj magii. Przede wszystkim rytuał był bardzo niebezpieczny, wiedziałem, że mogę przez to stracić życie.

Miałem wszystko, co potrzebne. Dużo wcześniej znalazłem łąkę w Zakazanym Lesie na której skraju, tworząc niemal idealny okrąg, rosły kolejno drzewa. Akacja, która symbolizowała nieśmiertelność i zmartwychwstanie, miała zapewnić mi bezpieczeństwo podczas rytuału. Brzoza symbolizowała dobro, miała zneutralizować jak najbardziej skutki mojej ingerencji w świat. Cis, który symbolizował cierpliwość i siłę woli, czyli to czego potrzebowałem podczas czasochłonnych praktyk, którym będę musiał się poświęcić. Olcha, która miała chronić moją duszę przed złymi mocami na wypadek, gdyby czar mnie zabił. Topola, która miała połączyć mnie z duszami przodków, symbolizowała zarówno magię jak i ból istnienia. Pięć drzew, które miały mi pomóc, dać siłę i chronić. Prochem Leszczyny wyspałem gwiazdę pięcioramienną, każdy z jej rogów wskazywał na inne drzewo. Rozstawiałem świece, które miały pomóc mi połączyć się z energią przodków. To było bardzo ważne, podejrzewałem, że moja własna energia nie wystarczy, abym mógł przeżyć zaklęcie. Kiedy wykonałem podstawowe kroki rytuału stanąłem poza gwiazdą i rozebrałem się do naga. Potrzebny był mi największy kontakt z naturą jaki tylko mogłem osiągnąć. Wyciągnąłem z torby dużą butelkę w której znajdował się eliksir stworzony w głównej mierze z kwiatów i krwi, ludzkiej krwi zdobytej podstępem. Miał sprawić, że będę mógł rozmawiać z roślinami. Miałem nadzieję, że to jakaś przenośnia. Wszedłem na środek gwiazdy, po czym wylałem sobie całość na głowę, zlizując chłodny płyn z warg, czekając, aż całe moje ciało ogarnie ciepło, pomimo, zimnego płynu i chłodu wrześniowego nowiu. Kiedy nie mogłem już ustać na nogach położyłem się na wznak na ziemi i zacząłem się modlić do Epony, miałem nadzieję, że szybko odpowie na moje modlitwy i szeptane celtyckie zaklęcia, nie wiedziałem przez jak długi czas mam do niej przemaiwać, ale nie zamierzałem przestać dopóki nie zostanę wysłuchany. Czułem wokół siebie obecność wszystkiego: roślin, powietrza, nawet duchów, ale nic nie słyszałem. Byłem świadom, że moja magia wycieka ze mnie powoli, ale dzięki magicznym przodkom, nie działo się to zbyt szybko. Wiedziałem, że jeśli Epona się nie pojawi stracę całą swoją magię, a wraz z nią życie. W zaklęciu nie napisano słów jakich mam użyć, aby przywołać boginię. Miałem jedynie skupić się na tym, aby ją przywołać i błagać o to. Długi czas modlitw, nie był najgorszym etapem, sama rozmowa z boginią nią była. Epona nie była złym bogiem, ale potrafiła skrzywdzić i mścić się. Miałem nadzieję, że nie rozgniewam jej swoim planem. Kiedy zacząłem wzywać boginie, noc dopiero co nastała, a teraz zaczęło już świtać, promienie słońca głaskały mnie po ciele. Czułem się słabszy, ale nie zamierzałem przerywać. Nów był szczególnym czasem i miałem nadzieję, że pomoże mi on przywołać Epone, ale teraz nów mijał a jej nie było. Strasznie przeszkadzały mi szmery wokół mnie, czułem się jednocześnie jakbym był obserwowany i jakbym był w domu, dokładnie na swoim miejscu. Chciałem otworzyć oczy i sprawdzić co się dzieje, ale wiedziałem, że wszystko wtedy bym zaprzepaścił. Na to nie mogłem sobie pozwolić.

Tętent kopyt usłyszałem dużo później, kiedy z wyczerpania raz po raz traciłem przytomność. Nawet w stanie największej nieświadomości słowa wołania wypływały z moich ust wspomagane magią.

- Otwórz oczy piękny chłopcze. - Nie był to dźwięk, nie w znanej nam definicji tego słowa. Wiedziałem, że mi się udało. Nie miałem jednak siły ruszyć nawet palcem, a podniesienie powiek graniczyło z cudem, jakimś sposobem udało mi się spojrzeć w pysk białego konia. Nawet jeśli chciałem odpełznąć, jak najszybciej, od zwierzęcia, nie miałem siły. Chciałem przedstawić swoją prośbę, ale nie mogłem zebrać myśli. Ogarnął mnie strach, że wszystko zaprzepaszczę. - Cichutko, na razie nic nie powiesz chłopcze, to część twojej zapłaty. Wiem czego chcesz i czego oczekujesz, spełnię część twojej prośby. Zniszczę tego okropnego mężczyznę, ale ty nie będziesz tego świadkiem. To druga część zapłaty. Nie bój się, nie zginiesz, chociaż widzę, że nie na tym ci najbardziej zależy. Już nie musisz martwić się tym światem. Zaśniesz teraz, a kiedy się obudzisz nie będziesz już tym Harrym, którym teraz jesteś. Już cię tu nie będzie. Będziesz gdzieś indziej, mam nadzieję, że sobie poradzisz piękny chłopcze, jaka szkoda, że nie jesteś dziewczyną, byłoby ci o wiele łatwiej, cena byłby niższa. - Poczułem ogromny, przeszywający ból w bliźnie na czole, ale mimo tego niemal od razu zapadłem w łagodny sen. Ciepło ogarnęło całe moje ciało, odleciałem w niebyt.

Harry Potter i Krwawy Los [Z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz