Rozdział 3 Alarm i idioci

34 5 3
                                    

Wniósł mnie po schodach jakbym nóg nie miała, na górze był tylko korytarz i kilka drzwi. Postawił mnie dopiero jak byliśmy w pokoju.

Vivian POV:
Jego pokój jest bardzo duży, po prawej stronie, przy ścianie znajduje się łóżko, które zajmuje prawie trzy czwarte całego pokoju.Na przeciwko łóżka jest wielka szafa,a obok niej znajdują się drzwi, które najprawdopodobniej prowadzą do łazienki. Moją uwagę przykuł piękny widok, który dostrzegłam dzięki wielkim, szklanym drzwiom tarasowym, przez które mogłabym wyjść na wielki, nie, na ogromny balkon, na którym znajduje się pewnie masa drogich rzeczy, o których mogłabym tylko sobie pomarzyć.

Czekaj, czekaj, czekaj Vivian, stop! Czas wrócić do rzeczywistości, wiem, że coś miałam dzisiaj zrobić, a tym czymś na pewno nie miało być siedzienie z panem "nie mam imienia" w jego willi. O matko!! Już wiem!! Miałam być dzisiaj w pracy, ledwo co zostałam zatrudniona, to już zostanę zwolniona, nawet jednego dnia tam nie przepracowałam.Dzięki panie "nie mam imienia", możesz być z siebie dumny. Poczułam, jak się zaczynam czerwienić ze złości, chyba zaraz wybuchnę.

- Czy ty w ogóle wiesz co zrobiłeś? - Zapytałam się najmilej jak byłam w stanie.

- No tak, wiem, zawiozłem Cię moim motorem do mnie i co w związku z tym?

- Tylko zrobiłeś to, że mogę stracić przez ciebie i twoje gówniarskie zachowanie pracę!- Odpowiedziałam tym razem z irytacją w głosie.

Po moich słowach zobaczyłam jego zmieszanie na twarzy, nerwowo przeczesał dłonią swoje rozkudłaczone, ciemne włosy.

- Sprowokowałaś mnie to tego, dziewczynko!

On jest głupszy niż sądziłam, szkoda, że nie umiem zabijać wzrokiem, bo dawno byłoby po nim.

- Słucham?!- poczułam jak złość wypełnia mnie całą.

- W jaki sposób ja cię mogłam sprowokować chłopczyku?- powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo.

Zauważyłam, że się zdenerwował, bo zacisnął ręce w pięści, ale gdy się zorientował, że na niego patrzę trochę się uspokoił , więc ja również.

- Swoim seksownym tyłeczkiem i zgrywaniem niegrzecznej dziewczynki.

- Słucham?! Chyba się przesłyszałam panie nie mam imienia , może najpierw zdradzisz mi łaskawie swoje imię, a potem dopiero będziesz mógł mnie zacząć osądzać i twierdzić, że twoim zdaniem Cię prowokuje. - zobaczyłam jego zdziwienie na twarzy, ale nie rozumiem dlaczego go to tak zdziwiło, no to chyba normalne, że chcę poznać imię człowieka, który mnie uprowadził.
- Dobra,  jeśli to sprawi, że już nie będziesz na mnie krzyczeć.- powiedział z ewidentnym i ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Srete tete, czekam.. - Zaczynałam być coraz bardziej na niego wkurwiona.
- No już dobra,  dobra, moje imię to..- i nagle po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi, a on mnie zostawił osłupiałą i co gorsze,  nadal nie poznałam jego imienia, ogh...
Zszedł na dół i usłyszałam jakieś śmiechy, najwyraźniej przyszli jego koledzy, no po prostu zajebiście,  tylko tego mi tu brakowało,  bandy rozwydrzonych chłopaków,  ten dzień zaczyna być z minuty na minutę coraz to lepszy(czujecie tą ironię).  Postanowiłam, wykorzystać jego nieobecność i uciec stąd jak najdalej, byle by już go nie widzieć. Mam dwa wyjścia,  albo wyjść przez drzwi i być zauważonym albo uciec przez okno i być niezauważonym. Mmm.. wybieram opcję numer 2.
Owen POV:
Już miałem zdradzić jej swoje imię, ale przerwał nam dzwonek do drzwi.  Kogo tu do cholery niesie?! Zszedłem na dół,  otworzyłem drzwi,  a tam moi kumple i w tym momencie przypomniało mi się, że umówiłem się z nimi  na piwo. Moja pamięć zawodzi, chyba się starzeje.. Ucieszył mnie ich widok, ale w mojej głowie była nadal ta słodka,  pyskata brunetka.
- No hej stary,  co ty taki zdziwiony naszym przybyciem,  czyżbyś był czymś, a może kimś zajęty? -  powiedział to ze swoim głupkowatym uśmiechem.
Co za pajac.
- A żebyś wiedział,  u mnie w pokoju czeka piękna nieznajoma,  o której jednak wiem bardzo dużo - uniosłem znacząco brwi.
- To zapoznaj nas z tą nieznajomą?-powiedział akcentując ostatnie słowo. - Już się robi szefie - zasalutowałem i po chwili wszyscy wybuchneliśmy śmiechem.
Nasz śmiech przerwał alarm wydobywający się z zewnątrz. Kurwa..znów ktoś się włamał!?
- Chodźcie idziemy sprawdzić co się dzieje!
- Ok!- odpowiedzieli chórem - to idźmy!
Wybiegliśmy zdyszani na ogród, ale to co ujrzałem przeszło wszelkie wyobrażenie, zobaczyłem piękną nieznajomą pływającą, ej nie, chwila,  ona tonie,  trzeba ją ratować,  ja pierdole! Wskoczyłem po nią i w tym momencie liczyło się tylko to by ją uratować. Nagle poczułem jak czyjeś dłonie sprowadzają mnie na dno, kurwa,  to moi debilni kumple. Chcieli pomóc?! To chyba kurwa pomoc rozumieją w innym znaczeniu! Cudem wydostałem się od nich,  chciałem już się na nich wydrzeć, ale przypomniałem sobie po co wskoczyłem do basenu,  moje rozmyślenia przerwał śmiech i to na pewno nie był śmiech moich popierdolonych kumpli,  odwróciłem się i ujrzałem zwijającą się ze śmiechu Vivian.  A niech cię szlag Vivian Clarke!
- Już skończyłaś?- chciałem to powiedzieć ze złym wyrazem twarzy,  ale gdy zobaczyłem jej promienny uśmiech,  no cholera,  na nią się nie da złościć.
- Właściwie jeszcze bym się pośmiała,  możecie to powtórzyć- odpowiedziała ledwo powstrzymując śmiech.
O nietak łatwo to nie będziesz ze mną miała.
Vivian POV:
Podbiegłam do okna,  zobaczyłam wielki,  nie, ogromny basen, więc moje zadanie było ułatwione. Bez wahania wyskoczyłam przez okno i wylądowałam w basenie. No żesz kurwa,  nie wierzę,  ten debil bez imienia ustawił pieprzony alarm w oknach,  ten to nie ma co robić z kasą.
Usłyszałam jakieś krzyki, które były coraz głośniejsze, więc to zapewne debil bez imienia przyszedł sprawdzić co się dzieje. Niecny plan czas zacząć wcielić w życie. Wzięłam głęboki wdech i zanurkowałam na tak długo jak byłam w stanie. Ściśle mówiąc,  udawałam, że tonę. No nie powiem,  jego zachowanie mnie bardzo zaskoczyło, byłam szczęśliwa i pod wrażeniem jego reakcji. Jak zobaczyłam jego kumpli pakujących się do wody za nim, to skapnęłam się, że mądrością od nich nie zalatuje. Ten widok powalił mnie na kolana,  ale najśmieszniejsze było to, że nie zdołali zakapować,  raz: nie ratowali tej osoby, której trzeba,  dwa: mnie już dawno tam nie było. Co za idioci.
Nagle cymbał bez imienia się odezwał:
- Już skończyłaś?- próbował zgrywać wkurzonego,  ale coś mu nie wyszło,  tylko ciekawe dlaczego, mhmm..
- Właściwie bym się jeszcze pośmiała, możecie to powtórzyć.- odpowiedziałam ledwo chamując wybuch śmiechu, ten widok zostanie na bardzo i to bardzo długo w mojej pamięci.

Walka z przeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz