Isaac przystanął i podparł się dłońmi o kolana, próbując złapać oddech. Był już dosyć późnym wieczór i ulice były opustoszałe — Isaac Lahey był chyba jedyną osobą w tej dzielnicy Beacon Hills która nie bała się wyjść z domu o tej godzinie. Wiatr był raczej zimny, ale lekki; ledwie poruszał mu włosami.
Często biegał po mieście dla uspokojenia. Nigdy nie brał ze sobą zupełnie niczego — komórkę zostawiał w domu, co sprawiało, że całkowicie traciło się z nim kontakt. Nie pokonywał długich dystansów, nie pędził też jakoś specjalnie szybko. Chodziło mu tylko o odstresowanie się, a dziwnym trafem akurat bieganie zawsze potrafiło go ocucić.
O tej porze żaden samochód nie powinien poruszać się po drodze, więc Isaac szczerze zdziwił się, kiedy kilkaset metrów przed nim tuż przy samym chodniku zaparkował czarny, wyglądający co najmniej na lata sześćdziesiąte cadillac. Z przednich świateł samochodu wytaczało się odrobinę przybladłe, żółtawe światło. Po chwili silnik zgasł, drzwi kierowcy się otworzyły i wyszła z nich na oko sześćdziesięciopięcioletnia kobieta.
Była średniego wzrostu i miała całkowicie siwe, ale niejednolite włosy do ramion — pasma były raz to ciemniejsze, raz to jaśniejsze. Nie wyglądała wytwornie jak jakaś hrabina, ale na pewno bardziej elegancko niż niejedna babcia. I wyglądała na bardziej wyluzowaną niż babcia Isaaca, w tych swoich niebieskich jeansach, białym wełnianym swetrze i z ładnie dobranym makijażem na twarzy.
Cicho zamknęła za sobą drzwiczki, po czym przeszła z drugiej strony samochodu, otworzyła te z tyłu i wpatrywała się w coś z lekkim uśmiechem. A później na jej twarz wstąpiło coś na kształt poczucia winy i przez chwilę jakby zastanawiała się, co powinna zrobić. Isaacowi ta chwila wystarczyła, żeby do niej podejść.
— Dobry wieczór — powiedział. Kobieta popatrzyła na niego zdziwiona. — Jestem Isaac Lahey, mieszkam dwa domy stąd. — Wskazał budynek domu Scotta McCalla, swojego przyjaciela. Niby powinien już dawno opuścić to miejsce... ale pewnie zostałby bezdomnym, gdyby się na to zdecydował. Poza tym, kiedy przedstawił Scottowi tą możliwość po raz pierwszy, tamten kategorycznie zabronił mu się wyprowadzać. Scott zawsze był dobrym przyjacielem. — Czy mogę w czymś pomóc? Wydaje się pani być zdenerwowana.
— Och. — Twarz kobiety się wygładziła, a jej usta wygięły w przyjaznym uśmiechu. Wyciągnęła z lekka kościstą dłoń w stronę Isaaca. — Lucille Chavez, miło mi cię poznać, chłopcze. To bardzo ładnie z twojej strony, że pytasz, ale chyba poczułabym się jeszcze gorzej, gdybym poprosiła cię o takie coś...
— Proszę prosić — odparł, wzruszając ramionami.
Kobieta zawahała się. Po kilku sekundach westchnęła i odsunęła się od otwartych drzwiczek cadillaca, ukazując Isaacowi wnętrze samochodu.
Samochód musiał być chyba wcześniej wyremontowany przez kogoś, kto naprawdę się na tym znał. Cały tył zajmowała długa, wygodna kanapa, przednie siedzenia były wymienione na nowsze. Nawet klasyczne radio było zamienione na dotykowe, do którego dodatkowo można było podłączyć iPoda. To było dla Isaaca tak dziwnie nierealne — nowoczesne wnętrze tak starego samochodu.
Na tej długiej kanapie spała dziewczyna. Wyglądała na jakieś szesnaście lat, miała długie ciemne włosy i lekko opaloną skórę, ładną twarz o delikatnych rysach. Leżała spokojnie, przykryta szczelnie cienkim kocem i chyba nie zanosiło się, żeby miała się niedługo obudzić.
— To moja wnuczka — wyszeptała pani Chavez. Isaac miał przeczucie, że się uśmiecha, ale nie odwrócił się by to sprawdzić. — Wprowadzamy się do tego domu — wskazała na kamienicę, przed którą stali — i miała pomóc mi z bagażami, ale zasnęła w połowie drogi. Biedulka, ostatnio prawie w ogóle nie śpi, a ja nie mam serca jej budzić. Z bagażami sobie poradzę, ale nie zostawię jej tutaj samej... no i musi jej być bardzo niewygodnie na tych twardych siedzeniach...
CZYTASZ
❄ frostbitten ❄ Isaac Lahey
Fanfiction„Ona jedyna potrafiła ogrzać moje zmarznięte serce..." Isaac Lahey widzi za dużo. Ciągle się złości, a kiedy jego oczy zaczynają jarzyć się błękitem, chłopak już wie, że nie ma odwrotu. Musi nauczyć się panować nad swoimi emocjami, a pierwszym krok...