Rozdział 2

326 24 13
                                    

  "Są rzeczy, które trzeba zrobić, i robi się je, ale nigdy o nich nie mówi. Nie próbuje się ich usprawiedliwiać. Są nie do usprawiedliwienia. Po prostu się je robi. A potem o nich zapomina." 

-Mario Puzo, Ojciec Chrzestny



  Krew buzująca w moich żyłach znowu przyśpieszyła, a białowłosy, który dołożył wszelkich starań, bym nie opanował całego natłoku myśli, opadł z powrotem na krzesło, szarpiąc raz po raz dłońmi i próbując pozbyć się niepotrzebnych więzów. Na moje szczęście nie było to takie proste, a sam leniwie wyszczerzyłem wargi w uśmiechu, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodziło. Wiedziałem, że w końcu pęknie. Że rozumie wszystko, co do niego mówię i że jest w stanie dogadać się ze mną jak na dorosłego człowieka przystało. Zgrywanie z siebie nieumiejętnego cymbała o zniewalającym spojrzeniu najwidoczniej mu się przejadło i właściwie... Dlaczego miałbym narzekać?
 Przesunąłem się powoli w jego stronę i przystawiłem chłodną lufę pistoletu do jego policzka, chwilę nawet zastanawiając się, co byłoby, gdybym faktycznie do niego strzelił. Viktor, jak przedstawił mi się mężczyzna, nie wydawał się strachliwy i chyba bardziej rajcowało mnie robienie mu krzywdy fizycznie, niż ponowne grożenie. Nasłuchał się już tego, wiedział, że jeśli spróbuje czegoś podejrzanego, to nie skończy zbyt dobrze, a sam ostatecznie usiadłem okrakiem na jego biodrach, chcąc w ten sposób przytłoczyć go i jednoznacznie udowodnić, że nie ma szans w związku z nasilającymi się problemami wewnętrznymi. Ktoś musiał przyjąć na siebie cały mój stres. Ktoś. I on był do tego najbardziej odpowiednią osobą. 

– Nareszcie zdecydowałeś się rozwiązać język? Słusznie. W takim razie powiesz mi wszystko, co wiesz, a ja w zamian cię nie zabiję.
Mężczyzna uniósł brew nieco do góry, patrząc na mnie z lekką konsternacją. Nie spodziewał się pewnie, że po jego nagłym wyznaniu, o ile w ten sposób w ogóle mogłem nazwać jego wyskok, nie zmienię działania, zamiast tego po raz kolejny przechodząc w tryb ofensywny. Nie tak osiąga się cele. Palcami jednej ręki powiodłem po jego szyi, druga sprawnie operowała berettą, która powoli powędrowała w dół, aż dotarła do jego piersi.
– Jeden strzał. Wtedy już nikogo nie zwiedziesz tymi oczkami – oznajmiłem mu prosto z mostu, zaraz podnosząc się do pionu, a pistolet schowałem do kabury i poprawiłem marynarkę. Miałem dosyć zabawy w ten sposób, przynajmniej teraz, kiedy wszystko zdawało się nam walić na głowy. Dopóki istniała szansa i dawałem sobie względną radę z utrzymaniem grupy w ryzach, nie mogłem skupić się na pobocznych sprawunkach z ruskim więźniem w roli głównej. Jedyną pozostałą możliwością okazała się więc moja własna, egoistyczna zachcianka, której wykonanie...
– Jak bardzo pragniesz, bym cię rozwiązał? – okręciłem się powoli, by stanąć plecami do niego. Nie spodziewałem się, że zrobi coś, czego później by żałował, bo o ile jedynym tutaj, który był uzbrojony, byłem właśnie ja, o tyle za drzwiami nadal mogli stać moi ludzie i czekać na jakikolwiek niewłaściwy ruch z jego strony. Viktor poruszył się niespokojnie na krześle, jednak zamarł po chwili i nie odezwał się już więcej słowem. Do czasu.
– To naprawdę nie jest ciężkie. Możesz mi powiedzieć. "Proszę, rozwiąż mnie". Czy to jest dla ciebie aż tak trudne? – zwróciłem się jeszcze do niego, nieco ściszając ton.
– Skądże znowu, ale w gruncie rzeczy wiem, że w końcu sam do mnie przyjdziesz. Obrót wokół własnej osi pozwolił mi nieco lepiej przyjrzeć się zaistniałej sytuacji. 

Mężczyzna siedział na krześle w niezmienionej pozycji i tylko jego grymas na twarzy oświadczał mi jasno, że nie zamierza mi ulec w żaden sposób, niezależnie od tego, jak bolesne byłyby konsekwencje. Nie podszedłem do niego bliżej, chociaż kusiło, by wymierzyć mu odpowiednią karę adekwatną do jego bezczelnego zachowania. Nie teraz. Póki co powinniśmy skupić się na innych sprawunkach.
– Chyba, że się boisz, Katsuki Yuuri. Powinienem już zacząć przyjmować zakłady, kiedy stwierdzisz, że nie dasz sobie z tym rady? A przy okazji... Popracuj nad lewą ręką, bo twoje uderzenie nie powaliłoby dziecka, a co dopiero mnie. 

Speak softly, Love (Yuri!!! on ice)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz