"Tylko ci, których najbardziej kochamy, mogą nas uśmiercić i tylko ich należy się strzec. Wrogowie nie są w stanie nas skrzywdzić."
– Mario Puzo, Głupcy umierają
Nie spodziewałem się przełomu. Właściwie nie spodziewałem się niczego, co nie byłoby związane z tym, co miało miejsce tu i teraz, w tej rzeczywistości pomiędzy mną a Nikiforovem. Po raz pierwszy nie byłem w stanie rozgryźć samego siebie. Trzy lata? Może po prostu nabijał się ze mnie i sprawdzał, jak wiele jeszcze mogę mu zaoferować w zamian za informacje, którymi dysponował, a śmiertelna cisza między nami wystarczająco sprawiła, że nawet zapach papierosów stawał się duszący i nie przypominał mi o wszystkich grzechach, których się dopuściłem.
Ciężka atmosfera z kolei skutkowała jedynie drżeniem obu dłoni i kij, który jeszcze chwilę temu opierał się sile mojej woli, w tym momencie spotkał się z podłogą. Miałem dosyć udawania, ale on... Nie zdradzał mi niczego swoją postawą.
– Widzę, że wystarczająco długo zajęło ci przetworzenie informacji. Naprawdę mnie nie pamiętasz? – Viktor był zbyt pewny siebie. Płynnie obrócił się do mnie tyłem i rozbił bile rozłożone na stole bilardowym, dwiema kulami trafiając do łuz, a następnie podparł się dłonią o kant i łypnął na mnie okiem. Było w nim coś znajomego, racja, ale nadal nie byłem w stanie określić, co właściwie miało bezpośredni wpływ na odniesione przeze mnie wrażenie. Przecież nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z żadną rosyjską gnidą jego pokroju i chyba już nigdy więcej mieć nie chciałem.
– Nie sądzę, żebyśmy się poznali. Pamiętałbym. – burknąłem nieco mniej stanowczo i kiedy w końcu nie udało mu się trafić, nachyliłem się, by sięgnąć kija. Następnie zająłem pozycję i uderzyłem w jedną z kul, uprzednio odliczając do trzech tak, jak uczył mnie sam białowłosy. Niestety bezskutecznie, bo bila odskoczyła ode mnie, jakby kompletnie nie miała zamiaru mi w tym pomóc.
– Jeśli wygrasz, powiem ci w nagrodę, co mam na myśli.
– A jeśli ty wygrasz? – uniosłem brew, patrząc na niego pytająco, jednak jedyną uzyskaną odpowiedzią był jego melodyjny śmiech. Nie wiedziałem, czy chce bardziej mnie zbyć, czy właśnie w ten sposób podjudzał mnie do przyjęcia wyzwania z całą energią, jaką w sobie jeszcze trzymałem. Cóż, nie miałem zbytniego wyboru. Tutaj to on wygrał bieżącą rundę. Bez oszustw, bez zbędnego gadania. Był górą, niezależnie od mojej pozycji i wcześniejszego wyniku.
– Nie będę miał z tego żadnej zabawy, jeśli już teraz odsłonię wszystkie posiadane przeze mnie karty, nie sądzisz?
Viktor najwyraźniej zbyt mocno lubił te gierki. Zdobywanie informacji, sprzedawanie ich i decydowanie, co jest słuszne a co nie, było aktualnie jego jedyną metodą działania i musiałem w końcu zadecydować, jak należy z nim postąpić. Mężczyzna roześmiał się, widząc moją poważną minę. Nie bawiło mnie ani troszeczkę, że z każdą chwilą oddalałem się od zwycięstwa, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Przynajmniej nie na raz.
CZYTASZ
Speak softly, Love (Yuri!!! on ice)
Fanfiction"Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna."