Rozdział czwarty

212 27 15
                                    

"Tylko ci, których najbardziej kochamy, mogą nas uśmiercić i tylko ich należy się strzec

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

"Tylko ci, których najbardziej kochamy, mogą nas uśmiercić i tylko ich należy się strzec. Wrogowie nie są w stanie nas skrzywdzić."

Mario Puzo, Głupcy umierają


Nie spodziewałem się przełomu. Właściwie nie spodziewałem się niczego, co nie byłoby związane z tym, co miało miejsce tu i teraz, w tej rzeczywistości pomiędzy mną a Nikiforovem. Po raz pierwszy nie byłem w stanie rozgryźć samego siebie. Trzy lata? Może po prostu nabijał się ze mnie i sprawdzał, jak wiele jeszcze mogę mu zaoferować w zamian za informacje, którymi dysponował, a śmiertelna cisza między nami wystarczająco sprawiła, że nawet zapach papierosów stawał się duszący i nie przypominał mi o wszystkich grzechach, których się dopuściłem.

Ciężka atmosfera z kolei skutkowała jedynie drżeniem obu dłoni i kij, który jeszcze chwilę temu opierał się sile mojej woli, w tym momencie spotkał się z podłogą. Miałem dosyć udawania, ale on... Nie zdradzał mi niczego swoją postawą.

– Widzę, że wystarczająco długo zajęło ci przetworzenie informacji. Naprawdę mnie nie pamiętasz? – Viktor był zbyt pewny siebie. Płynnie obrócił się do mnie tyłem i rozbił bile rozłożone na stole bilardowym, dwiema kulami trafiając do łuz, a następnie podparł się dłonią o kant i łypnął na mnie okiem. Było w nim coś znajomego, racja, ale nadal nie byłem w stanie określić, co właściwie miało bezpośredni wpływ na odniesione przeze mnie wrażenie. Przecież nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z żadną rosyjską gnidą jego pokroju i chyba już nigdy więcej mieć nie chciałem.

– Nie sądzę, żebyśmy się poznali. Pamiętałbym. – burknąłem nieco mniej stanowczo i kiedy w końcu nie udało mu się trafić, nachyliłem się, by sięgnąć kija. Następnie zająłem pozycję i uderzyłem w jedną z kul, uprzednio odliczając do trzech tak, jak uczył mnie sam białowłosy. Niestety bezskutecznie, bo bila odskoczyła ode mnie, jakby kompletnie nie miała zamiaru mi w tym pomóc.

– Jeśli wygrasz, powiem ci w nagrodę, co mam na myśli.

– A jeśli ty wygrasz? – uniosłem brew, patrząc na niego pytająco, jednak jedyną uzyskaną odpowiedzią był jego melodyjny śmiech. Nie wiedziałem, czy chce bardziej mnie zbyć, czy właśnie w ten sposób podjudzał mnie do przyjęcia wyzwania z całą energią, jaką w sobie jeszcze trzymałem. Cóż, nie miałem zbytniego wyboru. Tutaj to on wygrał bieżącą rundę. Bez oszustw, bez zbędnego gadania. Był górą, niezależnie od mojej pozycji i wcześniejszego wyniku.

– Nie będę miał z tego żadnej zabawy, jeśli już teraz odsłonię wszystkie posiadane przeze mnie karty, nie sądzisz?

Viktor najwyraźniej zbyt mocno lubił te gierki. Zdobywanie informacji, sprzedawanie ich i decydowanie, co jest słuszne a co nie, było aktualnie jego jedyną metodą działania i musiałem w końcu zadecydować, jak należy z nim postąpić. Mężczyzna roześmiał się, widząc moją poważną minę. Nie bawiło mnie ani troszeczkę, że z każdą chwilą oddalałem się od zwycięstwa, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Przynajmniej nie na raz.

Speak softly, Love (Yuri!!! on ice)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz