Rozdział Pierwszy

697 63 4
                                    


- Erik, czy coś się dzieje? Jesteś jakiś nieobecny. - Profesor Thomson spojrzał na mnie spod swoich dużych, okrągłych okularów odkładając podręcznik do biologii na ławkę. Był to starszy mężczyzna, który według mnie był jednym z najlepszych nauczycieli w tej marnej szkole. Miał bardzo dobre podejście do uczniów jak i do życia. Zachęcał swoją wiedzą do nauki. 

- Wszystko w porządku, naprawdę. Proszę się nie martwić. To chyba zmiana pogody tak na mnie działa. - Kłamałem, ale co miałem mu powiedzieć? Gdybym powiedział prawdę, zaraz przekazałby szkolnej pani psycholog i dopiero zaczęłaby się jazda. Podziękuję

Zerknąłem w stronę okna za którym można było ujrzeć wielkie krople deszczu. Kto by pomyślał, że w słonecznym Los Angeles zawita nas deszcz? 

- Gdybyś miał tylko jakiś problem, wiedz, że możesz przyjść i ze mną porozmawiać. - Mężczyzna ułożył swoją dłoń na moim ramieniu a ja skinąłem lekko głową próbując uniknąć z nim jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Słyszałem, że to właśnie w oczach można ujrzeć prawdę. To one wyrażają najwięcej emocji. I jakaś racja  w tym była.

- Dobrze, panie profesorze. Oddaje pracę. - Dodałem po cichu i wcisnąłem mu do dłoni plik kartek poprawiając na swoim ramieniu plecak. - Do widzenia. Miłego weekendu. - Dodałem i jak najszybciej wyszedłem z klasy kierując się w stronę wyjścia ze szkoły. Pchnąłem dość ciężkie, czerwone drzwi i wyszedłem na zewnątrz momentalnie zakładając kaptur na głowę. Przystanąłem na chwilę i rozejrzałem się w poszukiwaniu auta mojego ojca, który nigdy nie miał w zwyczaju spóźniania się. Tak było tym razem. Czarne Audi stało tuż niedaleko wielkiego drzewa. Westchnąłem cicho i podbiegłem do samochodu szybko wsiadając do środka. 

- Cześć. - Powiedziałem po cichu zerkając na rodziciela. Jak zwykle miał przybraną maskę pana urzędasa. Zero uśmiechu, zero niczego co skłoniłoby człowieka do myśli, że jest to jeden z tych sympatycznych gości, którego chciałoby się mieć za sąsiada. 

- Mam nadzieję, że tym razem nie przyniosłeś mi wstydu i nie dostałeś żadnej pały. - Mruknął ruszając powoli w stronę głównej drogi. Wywróciłem oczami i pokręciłem głową na boki. Jak zawsze ta sama gadka. Gdzie on by wpadł na to, aby zapytać co u mnie, jak minął mi dzień.

- Nie wierzę.. - Szepnąłem pod nosem i westchnąłem cicho patrząc w okno. Do taty najwyraźniej nie dotarły moje słowa, ponieważ do końca drogi nic się nie odezwał. Kiedy docieramy pod dom wysiadam i biegnę do domu, gdzie od razu wita mnie Bruno, duży bernardyn, który od razu zaczął się brać za lizanie mojej ręki. Uśmiechnąłem się delikatnie i głaszczę go za uchem wchodząc do kuchni. Mama jak zwykle siedziała przed laptopem i rozmawiała z kimś przez telefon. Uniosłem dłoń pokazując jej, aby sobie nie przeszkadzała i sięgnąłem po jabłko. Rozejrzałem się i poszedłem na górę, do swojego pokoju. 

Dzisiaj zaczyna się weekend, a ja jak zwykle będę siedział w domu. Zresztą, co ciekawszego można robić w taką pogodę? 

Siadłem na łóżku i sięgnąłem po laptop. Otworzyłem go i zalogowałem się na czat. Zerknąłem na ikonkę i zauważyłem trzy nowe  wiadomości od Marca. Przygryzłem dolną wargę i otwierzyłem je.

Od: Marc

Erik, jesteś?

Od: Marc 

Wszystko w porządku?

Od: Marc

Erik, jestem dzisiaj cały dzień online. Proszę, odezwij się jak tylko będziesz.

Zerkknąłem na godziny. Wiadomości były wysłane jakieś 40 minut temu. Westchnąłem pod nosem i zacząłem się zastanawiać, która dokładnie godzina może być w Hiszpanii. Pewnie około 8/9 rano. Dlaczego on o tej godzinie nie spał? 

Do: Marc 

Po pierwsze zdradź mi zagadkę tak wczesnego wstawania a po drugie jestem. Żyję, mam się w miarę dobrze. Dopiero wróciłem do domu i nie zapowiada się, abym gdziekolwiek z niego dzisiaj wychodził. W Hiszpanii pewnie słonecznie..

Od: Marc

Erik!

Od: Marc

Cholera, martwiłem się. Wczoraj zniknąłeś tak bez słowa.. Co do mojego wczesnego wstawania to sam nie wiem. Nie umiem długo spać. I chcę powiedzieć-napisać, że bardzo się cieszę, że żyjesz. U mnie pogoda piękna, to prawda. Co słychać w LA? Jak dupki z twojej szkole i plująca się pani Smith?

Przeczytałem wiadomość i cicho się zaśmiałem. Sięgnąłem po szklankę z wodą, którą zostawiłem wczoraj wieczorem i wypiłem duży łyk. 

Do: Marc 

Pani Smith jak zwykle w cudownym humorze od razu na wejściu zrobiła kartkówkę z materiału z trzech lekcji. Co u ciebie? Wnioskuję, że zostajesz dzisiaj w domu. Wszystko w porządku?

Od: Marc 

Kochany, czyżbyś zapomniał, że mam dzisiaj wolne? Oj przyjacielu, latka lecą tak samo jak i twoja pamięć

Do: Marc 

Chcę tylko przypomnieć, że jesteś ode mnie starszy

Od: Marc

To nie ma nic do rzeczy! Z rodzicami wszystko dobrze? Wczoraj chyba nie zapowiadało się na miły wieczór. Może teraz powiesz mi dlaczego wczoraj tak zniknąłeś

Przygryzłem dolną wargę spuszczając wzrok. Cholera, Marc był moim przyjacielem. Może i poznanym przez internet  na głupim czacie dla zdesperowanych, ale jednak mój przyjaciel. 

Do: Marc 

Poczułem się gorzej, chciałem się położyć

Do: Marc

Oh, muszę kończyć. Tata mnie woła. Odezwę się potem! Trzymaj się

Wylogowuje się, wyłączam laptopa i odkładam go na biurko kładąc się na łóżku i przykrywając kołdrą. Wiem, że robię źle. Ale gdybym tylko powiedział mu prawdę.. a co gdyby uznał mnie za jakiegoś dziwoląga? 


_______________________

Witajcie!

Startuje z nowym fanfiction. 

Chce od razu zaznaczyć, że będzie to coś nowego. Nie będzie tu piłki, ani nic podobnego. Jeśli nie lubicie tego typu rzeczy to nie zmuszam Was do czytania, pamiętajcie. 

Chce tylko zaznaczyć, że zarówno Erik jak i Marc to dwie, normalne czyt. nie-piłkarze, osoby. Erik uczęszcza do szkoły a Marc jest studentem. Więcej...zdradzać nie będę. 

Dajcie znać co sądzicie, czy będziecie czytać a może macie jakieś pomysły?


Save me, please.. || Erik Durm x Marc Bartra II CZĘŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz