Prolog

6.6K 300 170
                                    

Tegwen Gittins nigdy nie była bardziej wdzięczna stawiając nogę na lądzie gdy okropne kołysanie towarzyszące jej podczas pobytu na morzu w końcu ustało. Jednakże mimo że miała wystarczająco czasu by przyzwyczaić się do chodzenia po kołyszącym statku kobieta wciąż chwiała się schodząc po rampie. Potknęła się, ale została złapana i przytrzymana w miejscu. Z delikatnym uśmiechem na twarzy zerknęła na Newta, który patrzył na nią wyczekującym wzrokiem. Najwyraźniej wyprzedzał każdy jej upadek lub potknięcie, nie potrzeba było Demimoza Dougala by to przwidzieć. Mężczyzna pomógł jej stanąć prosto i zaczęli iść w stronę nadbrzeża. Pickett wyłonił się z kieszeni Newta wydając kilka klikających odgłosów co zwróciło uwagę dorosłych.

Wydawało się, że zdawał sobie sprawę z tego, że jest w domu i wydawał wszystkie te dźwięki wyrażające ekscytację patrząc na Newta i potem też na Tegwen.

-Chyba wie, że jest w domu. - zauważyła Tegwen. - Wydaje się strasznie podekscytowany.

-Myślę, że jest po prostu podekscytowany, tak jak ty, zejściem z łodzi. - Newt zamyślił się. - Straciłem rachubę jak wiele razy upadłaś.

Tegwen przygryzła dolną wargę na moment po czym wzięła głęboki oddech.

-Cóż nie potrafię chodzić po statku, który się kołysze, to na pewno, ale tak jak już mówiłam, ziemia i ja mamy bardzo niezwykły związek. Byłyśmy rozdzielone na zbyt długo, więc musiałam się zadowolić pokładem.

-Jestem pewien, że ziemia i ty spotkacie się ponownie prędzej niż myślisz. - powiedział Newt.

-W porządku, nie musisz z tego powodu dogryzać, wiem, że jestem trochę niezdarna...

-Trochę?

Tegwen skrzywiła się i spojrzała na niego.

-Przepraszam, ale nie jest aż tak źle.

-Wciąż insynuujesz, że jest źle. - zauważył Newt.

-Tak cóż...on nieważne. - burknęła dąsając się.

-Osobiście nie sądzę, że jest to coś złego. - kontynuował.

-Nie? Ale powiedziałeś...

-Nie powiedziałem, że jest źle, ty to powiedziałaś. Ja po prostu powiedziałem, że nie jesteś trochę niezdarna tylko bardzo. Nigdy nie powiedziałem, że to coś złego, Twiggy.

-Oh.

-Teraz będziemy kontynuować tę debatę czy wolałabyś żebym zabrał cię do domu? - spytał gdy stanęli na bezpieczną odległość i poza zasięgiem wzroku mugoli.

-Naprawdę muszę wrócić do domu. - powiedziała Tegwen. - Moi ojcowie pewnie się martwią, byłam strasznie niejasna w ostatnim liście i nawet nie potrafię sobie wyobrazić co słyszeli z Ministerstwa i od MACUSY.

-Ojcowie? - Newt wyłapał to słowo i spojrzał na nią. - Dobrze słyszałem? 

Tegwen uniosła brew.

-Tak, mam dwóch ojców, czy to problem? - ton jej głosu był wyzywający, wyzywał Newta aby miał z tym problem.

-Nnie. - pokręcił szybko głową. - Nie mam z tym problemu, tylko...to coś nowego, czego się o tobie dowiedziałem...teraz...po spędzeni takiej ilości czasu z tobą...

-O kim myślałeś, że mówię gdy mówiłam Tata i Papa podczas rozmowy?

-Myślałem, że nadałaś swojemu tacie przezwisko. - Newt wzruszył niewinne ramionami. Tegwen parsknęła i skinęła głową.

-Tak, ponieważ przezwisko dla mojego taty miało by taką samą długość wymieniając dwie literki. - dogryzła.

Twarz Newta stała się lekko czerwona i to nie przez zimny wiatr, potarł dłonie.

Rectify {Newt Scamander} - Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz