Ostatnią rzeczą na świecie, jaką pragnął teraz zrobić było otworzenie oczu. Wiedział, że jeśli tylko uchyli powieki, cały obraz będzie wirował jeszcze bardziej, potęgując to paskudne uczucie, przez które odechciewało mu się żyć.
Kac? W życiu. On po prostu dalej był pijany. Jak sto skurwysynów.
- Młody, nie ma całego dnia na leżenie! - zachrypnięty, zdecydowanie zbyt donośny głos przyjaciela rozniósł się po pokoju, a sekundę później ciężka łapa opadła na okryty jedynie materiałem bokserek pośladek.
-Ethan, kurwa mać... - wydusił Yixing w poduszkę, starając się jak najostrożniej obrócić głowę na bok.
Kiedy mu się udało, równie mozolnie rozlepił powieki, z bólem pomieszanym ze zdenerwowaniem spoglądając na stojącego obok łóżka mężczyznę, który trzymał w dłoni butelkę z piwem.
- Czy mogę wiedzieć dlaczego leżę w samych gaciach? W dodatku w twoim mieszkaniu?
- Obrzygałeś się. - stwierdził prosto Kanadyjczyk, wzruszając przy tym ramionami - A poza tym, z Downtown bliżej jest do nas, więc logiczne, że przywklekliśmy cię tutaj.
Cudownie, pomyślał blondyn, powoli unosząc się w górę. Zanim usiadł, minęło kilka dobrych chwil, w których zdążył zanotować, że w pokoju okropnie śmierdziało. Alkoholem, potem, papierosami, śmiercią, upadkiem ludzkości. Albo doprowadził się do takiego stanu przez zmęczenie, albo po prostu nie był przystosowany. I zmierzał raczej w kierunku tego drugiego, a skłonił go do tego widok świeżej, wyjętej niczym spod igły Margaret, która w czerwonym, nakrapianym na biało fartuszku wparowała do pokoju łapiąc się pod boki.
- Czuję trupa. - odparła z rozbawieniem dziewczyna, kręcąc z politowaniem głową, kiedy jej wzrok padł na zmarnowanego Chińczyka wciąż okupującego łóżko - Dalej boli brzuszek?
- Boli egzystencja. - westchnął mężczyzna, przecierając dłonią opuchniętą od wczorajszych ekscesów twarz - Która godzina?
- Jedenasta. - odpowiedziała blondynka, zaraz stając na palcach, by trzepnąć swojego faceta w tył głowy, co przy jej wzroście było wręcz heroicznym wyczynem - O tej godzinie się nie pije, pajacu.
- Śniadanko już gotowe, Maggie? - przerwał niezrażony morderczym spojrzeniem Ethan, poklepując jej krągłe pośladki, za co zebrał kolejne uderzenie, wymierzone tym razem w masywne ramię.
I chociaż Yixing chciał się zaśmiać, nie mógł. Nie teraz, kiedy przy każdym, gwałtowniejszym ruchu w jego głowę wbija się milion szpilek, dociskane młotem pneumatycznym. Słodko.***
Tak jakoś wyszło, że wybijała właśnie godzina szesnasta, a on dalej okupował mieszkanie Andersonów, a dokładniej dużą, cudownie miękką kanapę stojącą w przestronnym salonie naprzeciw pokaźnych rozmiarów telewizora. Głowa już tak bardzo go nie bolała, jednak wciąż czuł niesmak poprzedniej imprezy, nie mówiąc nawet jak okropnego kaca moralnego posiadał przez to, że urwał mu się film. Kocem, którym właśnie leżał owinięty miał ochotę zakryć sobie twarz na samo wyobrażenie tego, jak żałośnie musiał wyglądać w oczach innych ludzi doprowadzony do takiego stanu, nieważne ilekroć Marg powtarzała, jak uroczo wyglądął z zarumienionymi od alkoholu policzkami.
- Ethan. - wychrypiał blondyn, chrząkając zaraz cicho w pakiecie ze zmarszczonymi brwiami, co wywołało na twarzy Kanadyjczyka irytujący uśmieszek - Możesz mi powiedzieć co się wczoraj działo w tym ostatnim pubie do którego poszliśmy?
- Pint nie było ostatnie. - odpowiedział mężczyzna, i chętnie wcisnąłby teraz młodszemu jakiś kit, jednak widząc jego minę po prostu nie potrafił - Później poszliśmy do jeszcze jednego, ale nic się nie działo. Spałeś jak dziecko na kolanach Marg.
Ciche westchnienie ulgi opuściło usta dwudziestolatka, jednak nie na długo. Chociaż mocno chciał wierzyć w to, że nie ma powodów do czucia się zażenowanym swoim wczorajszym zachowaniem, kolejne słowa Kanadajczyka zupełnie wybiły mu to z głowy.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale gdyby nie Wu, usnąłbyś z głową w kiblu, o ile w ogóle byś do niego trafił. - kontynuował rozbawiony miną przyjaciela starszy, nie wydając się nawet zbyt szczególnie tym przejęty.
W przeciwieństwie do samego Yixinga, który wręcz zachodził w głowę, by przypomnieć sobie kim jest owy Wu, który rzekomo uratował go z opresji. Jak przez mgłę pamiętał osoby, z którymi rozmawiał w tamtym pubie. Jedynymi charakterystycznymi postaciami była sama Charlotte, której zbyt pokaźny dekolt jako pierwszy zapadł mu w pamięć, a delikatnym przebłyskiem był pewien ekscentrycznie ubrany kolega Ethana, Darren, co chwila częstujący go papierosami.
- Kim jest ten cały Wu? - pytanie blondyna było tak ostrożne, że gospodarz nie mógł powstrzymać śmiechu. - Facet kumpeli Marg, też skośny i też z Chin. Pracuje w Pint, dlatego dostaliśmy wolny stolik. Nie pamiętasz? Siedziałeś naprzeciw niego.
Kolejne zmarszczenie brwi rozjaśniło nieco umysł mężczyzny, nawet jeśli jedynym szczegółem jakim pamiętał był stylizowany na chińską mitologię smok oplatający żylaste przedramię. Za nic jednak nie mógł przypomnieć sobie twarzy swojego wybawcy, nawet jeśli przez cały pobyt w owym pubie miał ją zaledwie półtora metra od siebie, nie mówiąc o fakcie, iż przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu nieznajomego lustrowało go większość czasu.
- Wybacz, ale gdyby nie twój latynoski koleżka wciąż częstujący mnie skrętem, na pewno pamiętałbym więcej i nie skończył rzygając pod siebie - skwitował kąśliwie jasnowłosy, sięgając po stojący na przeszklonym stoliku kubek wypełniony ciepłą, miętową herbatą.
- Spokojnie, za tydzień są urodziny jego laski i jesteśmy zaproszeni, więc jeszcze zdążysz go poznać.
Świetnie. Brakuje jeszcze, bym to jego dodatkowo obrzygał, pomyślał blondyn, krzywiąc się nieznacznie. Na pewno będzie to obiecujące spotkanie poprzedzone wywarciem jakże spektakularnego pierwszego wrażenia.
Będąc jednak zbyt zmęczony nieprzyjemnymi skutkami dnia poprzedniego, nie zamierzał dłużej zaprzątać sobie głowy istnieniem jakiegoś totalnie przypadkowego kolesia, który i tak na pewno już dawno o nim zapomniał. Zbyt długo nie widział się z samym Ethanem, dlatego zdecydował się na rozmowie z nim spędzić resztę wieczoru. Zanim zwlókł się z kanapy, by w końcu wrócić do domu zdążył dowiedzieć się gdzie serwują najlepszą pizzę, który lokal oferuje najlepsze happy hour, poznał dzielnice, jakie lepiej w godzinach wieczornych i nocnych omijać z daleka oraz mniej lub bardziej pikantne szczegóły dotyczące paczki znajomych Kanadyjczyka, do której po wczorajszym wyjściu został oficjalnie przyjęty. Z głową pełną informacji pożegnał rosłego bruneta, wychodząc na chłodne, wciąż rześke powietrze spokojniejszej części dzielnicy Strathcona. Sama droga uberem na South Cambie zajęła mu mniej niż dwadzieścia minut, urozmaicona przez wyjątkowo wygadanego kierowcę. Nie tak późna godzina pozwoliła mu na zrobienie drobnych zakupów oraz częściowe rozeznanie się po okolicy na jakiej mieszkał. W cichym, otulonym mrokiem mieszkaniu powitały go wciąż leżące na podłodze walizki jak i głucha, nieprzyjemna cisza, za jaką zdecydowanie nie przepadał.Właśnie ten fakt był jednym z impulsów do tego, by po ułożeniu mniej lub bardziej całego skromnego dobytku, jaki zabrał ze sobą z Chin, zapoznać się z ofertą miejscowego schroniska, z którego zamierzał przygarnąć pewnego małego, puchatego towarzysza, chętnego umilić mu samotne mieszkanie. Wpatrując się w zdjęcie przedstawiające drobnego niczym rozłożona dłoń srebrnego kociaka wlepiającego przestraszone spojrzenie miodowych, dużych oczu wiedział, że ten uroczy maluch wkrótce stanie się jego najlepszym przyjacielem.| wow, dwa lata i pięć miesięcy zajęło mi zebranie się do skończenia drugiego rozdziału, chociaż jeszcze wątpię, że ktokolwiek pamięta nie tyle co o wtt (ja sama zdradziłam go dla ao3), ale i o samym fanxingu, który wciąż zajmuje w moim sercu jedno z wyższych miejsc. jestem w trakcie pisania kolejnego rozdziału, ponieważ myśl o tym, jak bardzo zależało mi na tym opowiadaniu i ogrom pomysłów jakie posiadałam nie dawała mi od jakiegoś czasu spokoju, więc mam nadzieję, że tym razem zagoszczę tu na dłużej. rozważam jeszcze powrót do któregoś jeongcheol, ale czas pokaże.
btw. tyle mnie tu nie było, że muszę zmienić wiek w opisie XDD
CZYTASZ
inconvenient ideal | kray
FanfictionKiedy Yixing pierwszy raz postawił stopę na kanadyjskiej ziemi, inaczej wyobrażał sobie swoją przyszłość. W marzeniach widział się jako wziętego adwokata, mieszkającego w pięknym domu z ukochaną drugą połówką u boku. Nigdy by jednak nie pomyślał, że...