Prolog

44 3 0
                                    

Kiedy jeszcze przed chwilą mogłam określić, że znajduję się w stanie czynnościowym, układu nerwowego, pojawiającym się i przemijającym w rytmie dobowym, podczas którego następuje brak świadomości i bezruchu, czyli po krótce -spałam- tak teraz, obudzona siarczystym kichnięciem, spowodowanym prawdopodobnie wczorajszym spacerem po błoniach, w deszczu przy odpiętej szacie, zauważyłam, że moją magiczną egzystencję zakłóca nieproszony katar i choroba zwana przeziębieniem.

Każdy przeciętny, hogwarcki uczeń, cieszyłby się, dodatkowym dniem wolnym od nauki, aczkolwiek nie ja.

W szkole jestem orłem, praktycznie z każdego przedmiotu.
Mówiąc krótko, oceny mam najlepsze, a moje statystyki popularności, sięgają najwyższego stopnia.
Niemal każdy wita się ze mną na korytarzu, po historycznej II Bitwie o Hogwart.
Nie ma się czemu dziwić, w końcu wygraliśmy, a ja i moi przyjaciele w dużej mierze się do tego przyczyniliśmy. Więc teraz, wszyscy wróciliśmy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa odrobić ostatni rok.

Ale wracając, w końcu kto lubi mieć zaległości? Kto lubi odpisywać wszystkie notatki, zaliczać zaległe sprawdziany i odpuszczać sobie dzienną dawkę interesujących, chociaż nie prawdziwych plotek?
W dalszym ciągu, nie ja.

Mimo stosu wysmarkanych chusteczek i okropnego bólu gardła, zdecydowałam się opuścić najciepleszy zakątek mojego dormitorium i udać się w stronę wykafelkowanej na czerwono łazienki.

Tam dokładnie wyszorowałam zęby i przemyłam twarz letnią wodą, która natychmiast mnie przebudziła.
Ze strachem podnoszę głowę w stronę lustra, mimo tego, że wiem, że nie ujrzę za sobą Lorda Voldemorta.
Okazało się, że zobaczyłam jeszcze coś gorszego.

Jeden wielki kołtun zamiast włosów, fioletowe wory pod zapadniętymi przekrwionymi oczami i blada jak ściana twarz. Rozchorowana wersja mnie, to zdecydowanie najgorsza wersja mnie.

Zdegustowana wróciłam do swojego zakątka i założyłam moje ukochane mięciutkie skarpety, zrobione z niebieskiej wełny, sięgające za kostki.

Usiadłam na miękkim materacu mojego łóżka i wytarłam nos prawą dłonią. Chwyciłam do ręki budzik i przyjrzałam się wskazówkom, które wyznaczały godzinę 5:49 .

Ze zrezygnowaniem opadłam spowrotem na poduszki i jęknęłam z bólu promieniującego do mojej czaszki.

Dzisiaj nie pójdę na zajęcia.
Cóż, trudno, przynajmniej opuszczę eliksiry z profesorem McBraillem.

Sięgnęłam ku szafce nocnej, obok mojego łóżka i wyjęłam z niej butelke eliksiru od bólu głowy.
Podciągnęłam się na łokciach i wypiłam go, łapczywie biorąc duże łyki.

Spowrotem ułożyłam się w łóżku i zakryłam ciało kołdrą. Skierowałam swój wzrok za okno, gdzie padał deszcz i szalał wiatr.
Halo, gdzie się podziało moje słońce?
Uroki jesieni.

Teoria chaosu / dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz