~puśćcie muzykę teraz~
W wieku 12 lat miałam chłopaka, Igora. (I teraz się kurwa zacznie hejt, że to nawet związek nie był, ale wy nie jesteście mną, więc nic nie wiecie) Byliśmy szczęśliwi i "zakochani" w sobie. W czerwcu pojechaliśmy na zieloną szkołę. I tam poznałam też fajnego chłopaka (Mateusz). Dziewczyny kazały/prosiły żebym zerwała z moim obecnym i zaczęła chodzić z tym nowo poznanym. A ja głupia ich posłuchałam i zerwałam z Igorem. Wyrządziłam sobie i jemu piekło. Ja płakałam, bo go kochałam i zraniłam, ale moje "koleżanki" dalej swoje wiedziały, "On nie był ciebie wart!" powtarzały jak mantrę.
Od moich kolegów z klasy, którzy byli z nim w pokoju dowiedziałam sie co zrobił gdy z nim zerwałam. Podobno wszedł z impetem do pokoju i mówił, że nie będzie za mną płakał, ale i tak to zrobił. Jeszcze w napadzie furii i desperacji (jak to oni ujęli) rzucał swoim telefonem gdzie popadnie, rozpierdolił ścianę i trochę łazienkę...
Po tej wycieczce zerwałam z Mateuszem, który był pasztetem, w chuj brzydki i okłamał mnie.
Po jakimś czasie (około miesiąca) wróciłam do Igora, a on mi wybaczył.
Nadeszły wakacje i nie widzieliśmy się z dwa tygodnie.
Gdy nadal nie wracał zaczynałam mieć złe przeczucia. I się nie myliłam. Któregoś dnia wyszłam z moją (już byłą szmatą) przyjaciółką na dwór, a pod sklepem obok, którego mieszkam zobaczyłam prawie całą naszą klasę (oczywiście Igora nie było). Chłopaki jak mnie zobaczyli od razu zaczęli wołać "Igor przeprowadził się do Gdyni! Już nie wróci!"
Zapytałam mojej przyjaciółki o co im chodzi, ale ona nie chciała mi nic powiedzieć. Wkurwiłam się do granic i powiedziałam o parę słów za dużo. Ona pękła i powiedziała, że to prawda.
W tamtym momencie świat stanął w miejscu, a mi przed oczami przechodziły nasze najlepsze i najgorsze chwile. Upadłam. Upadłam i nie chciałam wstać. Leżałam nie wiem ile, może trzy godziny, ale moja przyjaciółka siedziała przy mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego? Dlaczego on mi to zrobił?
Z nadmiaru emocji zadzwoniłam do niego i spytałam nadal płacząc czy to prawda, że nie wróci. On powiedział, że przeprowadza się do Gdyni, ale wróci po resztę rzeczy...Po kilku dniach przyjechał tak jak mówił, po resztę rzeczy. Zgodził się również na spotkanie. Ostatnie spotkanie. Gdy przyszedł rzuciłam mu się w ramiona tuląc najmocniej i najczujel jak umiałam. Poszliśmy na ławkę i rozmawialiśmy. Nie trwało to długo gdyż temat od razu zjechał na nasz związek. I ja powiedziałam, że nie damy rady. bo już nigdy nie wróci. On zaakceptował moją decyzję i rozstaliśmy się.
Za 10 dni mija rocznica od rozpoczęcia naszego związku, a w sierpniu mija rok od naszego rozstania... Od tamtej pory lecze się na depresję...
Dziękuję jeżeli wytrwałeś do końca...