Rozdział 1

237 19 2
                                    


-Kupić ci coś?

-Nie trzeba – odparła czarnowłosa dziewczyna i z trudem uśmiechnęła się – tylko błagam, pośpiesz się i nie flirtuj z ekspedientkami.

Chłopak zaśmiał się i wysiadł z samochodu. Szybkim krokiem poszedł do sklepu zapłacić za paliwo. W aucie została tylko siedemnastoletnia Isabelle Jones. Ona i jej brat jechali właśnie do Nowego Jorku, miasta, w którym miał zacząć się nowy rozdział całej ich rodziny.
Ciszę zakłócił głośny syk dziewczyny. Próbując się przeciągnąć, boleśnie przypomniała sobie o tym, że przez dwie godziny siedziała w jednej pozycji. Powoli otworzyła drzwi i delikatnie spróbowała się wydostać. Wiedziała, że przed nimi jeszcze jakaś godzina drogi, więc postanowiła chociaż trochę rozprostować nogi. Przeszła kilka kroków wzdłuż samochodu, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły i ze sklepu wybiegł jej brat.

-Wszystko okej?! – Złapał ją za ramiona i spojrzał w jej przestraszone oczy. – Coś się stało?
-Ty mi się stałeś! Ja tylko chciałam się przejść! – Spojrzała na niego jak na szaleńca, który uciekł z psychiatryka.

Xavier odetchnął z ulgą i puścił dziewczynę.

-Dobrze wiesz, że powinnaś bardzo uważać na to co robisz.

Chłopak nerwowo podrapał się po karku i odwrócił wzrok. Dobrze wiedział, że zareagował zbyt pochopnie. Chciał teraz jakoś z tego wybrnąć.

-Chodźmy już do samochodu, przed nami jeszcze trochę drogi.

-Gdybyś jechał trochę szybciej, podejrzewam, że bylibyśmy już na miejscu.

-Życie nie polega tylko i wyłącznie na pośpiechu, moja droga. – stwierdził i przekręcił kluczyk w stacyjce.

-Skończ z tym „moja droga", przypominasz rodziców. – Westchnęła.

-Gdybyś ruszyła główką, wymyśliłabyś, że to zamierzony efekt.

Oboje cicho się zaśmiali. Każde wiedziało, że ten śmiech był sztuczny. Udawali jednak, że tak nie jest.

***


Jechali całkiem prostą drogą na jakimś pustkowiu. Nie widzieli żadnego budynku już od kilkunastu minut. Mimo że Isa na ogół nie lubiła żadnych dłuższych wypraw, dzisiejsza podróż bardzo się jej podobała. Mogła chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. Czuła się jakby zostawiła je gdzieś daleko za sobą. Jednorodny krajobraz ją uspokajał. Mimo to, coś ją jednak nadal nieustannie martwiło. Spojrzała na swojego brata.

-Nie ma się czym martwić, wszystko jest już załatwione i przygotowane, rodzice ustawiają już meble, jesteś zapisana do dobrego liceum, łazienka jest gotowa...
Nie dokończył. Spojrzał na nią i wziął głęboki wdech.

-Po co tak naprawdę tam jedziemy? – Spytała cicho i spojrzała przed siebie. – My nawet nie mamy tyle pieniędzy.

-Pieniądze nie miały tutaj żadnego znaczenia i tym naprawdę nie musisz się martwić. – Spojrzał na nią zaniepokojony . Nie mógł nic więcej zrobić ani powiedzieć, a Isabelle dobrze o tym wiedziała.

-Po co jest to całe przedstawienie? Wszystko zaczynało się już powoli układać.

To było kłamstwo, ale nie miała nic innego do powiedzenia. Zdrapywanie ran i robienie z siebie ofiary w tej chwili nie miały sensu.
Xavier nie odpowiedział.

***

Wpatrywała się w widoki za szybą, niczego tak naprawdę nie rejestrując. To, że znalazła się w mieście, zauważyła dopiero wtedy, gdy jej brat zaparkował i nią potrząsnął.

-Jesteśmy – Powiedział i uśmiechnął się pokrzepiająco.

>>>>>>>>>>

479 słów

Witam wszystkich po długiej przerwie :)

Ogólnie mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko 3 osobie i dłuższym rozdziałom, ponieważ postanowiłam, że ten fanfik będzie wyglądał własnie tak. Ogólnie trochę się pozmieniało i mam nadzieję, że będziecie mogli nadążyć. Najlepiej po prostu zapomnijcie o tamtym ff

Pozdrawiam <3

NOWE You can't help meWhere stories live. Discover now