Na dworze, mimo wczesnej godziny było już ciemno. W dodatku ciągle sypał śnieg, co nie ułatwiało jazdy autem, szczególnie, że to była moja pierwsza wyprawa w tak niekorzystnych warunkach pogodowych, całe szczęście, że mój tata zdążył wymienić opony na zimowe. Chociaż nawet one nie ułatwiały mi jazdy, na zakrętach strasznie zarzucało mi tyłem auta a śnieg padający z nieba jak oszalały ograniczał widoczność, tak więc mogłam sobie tylko pomarzyć o jeździe powyżej 50 kilometrów na godzinę. No cóż, najwidoczniej ciepłe kakao w domu będzie musiało na mnie dłużej poczekać.
-Wyłącz te długie baranie.- mruknęłam pod nosem. Nienawidziłam takich ludzi, rozumiem, że chcą dojechać do domu w całości, w dodatku w jak najszybszym tempie, ale taką jazdą utrudniają ten powrót innym. Światła oślepiły mnie na moment i w ostatniej chwili zauważyłam coś wielkiego przebiegającego przez drogę. Zahamowałam ostro, ale nie do końca miało to sens biorąc pod uwagę fakt, że tego dnia droga była całkowicie skuta lodem. Zamknęłam oczy i szykowałam się na uderzenie, które w końcu nie nadeszło. Otworzyłam powoli najpierw jedno oko, a później drugie. Z sąsiedniego pasa wpatrywała się we mnie para idealnie błękitnych oczu a ich właściciel był ogromny. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakaś krzyżówka jelenia i łosia... ale jego poroże przykuło moją uwagę, nie wyglądało na zwyczajne, było rozłożyste, tworzyło najróżniejsze kształty, coś na rodzaj ozdobnego wieńca. Nie wiedziałam co mam zrobić, bałam się, że jeśli się ruszę, to mnie zaatakuje, ale jeśli będziemy tak na siebie patrzeć to ludzie pomyślą, że do końca zwariowałam. Jakbym miała mało problemów. Stwór schylił się w moją stronę, a ja zorientowałam się, że szyba która nas oddzielała posypała się w drobny mak. Byłam przerażona, dłonie trzęsły mi się bardziej niż zwykle, oddech i puls mi przyspieszył a ja...Budzik wyrwał mnie ze snu równo o 7, nie wiedziałam co się dzieje. Wzięłam telefon w dłonie... no tak, jest środek tygodnia, a ja jak zwykle czytałam książki do późnych godzin. Później ludzie się dziwią, że wyglądam jak z krzyża zdjęta. Ale nie potrafię się powstrzymać, są dni, w których nie mam kompletnie ochoty na czytanie, ten okres potrafi się ciągnąć tygodniami, jednak jak już znowu zacznę, to ciężko mi przestać. Fajnie jest się czasami wyrwać z tego świata, poczytać o czymś dobrym, zobaczyć jak bohaterowie książek radzą sobie z tym, z czym ja nie potrafię sobie poradzić już od dłuższego czasu. Z trudem podniosłam się z łóżka i ubrałam na siebie pierwsze ciuchy które wpadły w moje ręce.
Jest listopad- rok i 10 miesięcy od śmierci dziadka, 3 miesiące od śmierci babci, rok od wydarzenia, które spotęgowało to jak się czuję, od wydarzenia, które pokazało mi, że moja psychika nie jest w stanie znieść tak dużo jak myślałam. Jestem zawiedziona tym, jak łatwo było mu mnie złamać, porozbijać na cząsteczki, a każdą z nich ukryć na odległych częściach świata tak, żebym ich nie znalazła. Przysięgam, myślałam, że udźwignę o wiele, wiele więcej. Patrzę na siebie z obrzydzeniem, w momencie w którym rozczesuje moje brązowo- rude włosy przed lustrem. Patrzę z obrzydzeniem w momencie mycia zębów. Makijaż ograniczam do minimum, ukrywam tylko sińce pod oczami, żeby nie straszyć dzieci na ulicy i maluję rzęsy. Nie zależy mi już na tym, żeby wyglądać idealnie, nie chcę nikomu imponować, nie chcę zwracać niczyjej uwagi. Już nigdy więcej nie chcę być taka jak kiedyś, nie chcę być bezbronna, bezsilna... nie chcę być piękną, szaloną brunetką z wiecznie przyklejonym do twarzy uśmiechem, za którą okręcają się inni, która stara się uleczyć świat i społeczeństwo, które ma ją w poważaniu. Nie chcę mieć kobiecych kształtów, które tak bardzo kochałam, na które tak długo pracowałam. Nie chcę mieć tej sylwetki o której tak długo marzyłam. Nie chcę być osobą, która nie potrafiła się obronić przed molestowaniem.
Chcę być kimś kogo już nikt nigdy nie zauważy, kimś kto przestanie się udzielać żeby tylko nie być w centrum uwagi.
Chcę być kimś, kto potrafi się obronić. Kimś kto jest silniejszy, twardszy.
Po moich policzkach płyną łzy, jak codziennie, o każdej porze. Nie kontroluje ich. Widzę jak ta cała chora sytuacja wpłynęła na moich rodziców, widzę jak wpłynęła na moją przyjaciółkę. Wiem, że chcą mi pomóc ale nie mają pojęcia jak. Widzę, że Mia chce być obok, ale jest to fizycznie nie możliwe. Widziałam jej łzy, kiedy opowiedziałam co się stało. Patrzę na siebie i robi mi się żal, wstyd. Widzę w lustrze zaledwie cień osoby, którą byłam.
Ale przecież to nie ja powinnam się wstydzić, prawda? To nie ja powinnam przepraszać, to nie ja powinnam bać się konsekwencji, to nie ja powinnam żałować, tego co się stało, przecież nie zrobiłam nic złego. To nie ja...A jednak to ja boję się o tym mówić, bo dla tego społeczeństwa to ja zawiniłam, to ja go kusiłam swoimi obcisłymi rurkami, zwykłą luźną bluzą. To ja nie odeszłam z praktyk w porę.
Ale to społeczeństwo nie reagowało na moje wołanie o pomoc.
Społeczeństwo mnie ignorowało.
A ja?
Ja rozpadałam się w drobny mak.To jeden z powodów przez które zgłosiłam się na wolontariat w szpitalu, chciałam poczuć się potrzebna. Fakt, pracuję w największej organizacji w dziedzinie motosportu, ale to tylko weekendy. Chcę mieć na czym skupić myśli kiedy wracam do domu. W pracy raczej z nikim nie rozmawiam, robię swoje i staram się na tym skupić moją uwagę. Mimo to, wszyscy ludzie są tam bardzo serdeczni, zawsze uśmiechnięci i pomocni w każdej sytuacji.
Godzinę później siedzę pod salą operacyjną. Nina ma operacje. Tak bardzo się boję. Nie chce nawet myśleć co czują w tym momencie jej rodzice. Powiem tylko że wyglądają marnie. Jej mama jest cała blada a panu Thomasowi trzęsą się nogi. Zastanawia mnie to czy oni coś jedli. Z pieniędzmi u nich krucho. Wszystko co mają przekazują na leki dla Niny. Robią wszystko dla jej dobra. Nie zważając na to czy oni mają co jeść czy też nie. Wstałam z krzesełka i udałam się w kierunku sklepiku. Kupiłam tam dwie butelki wody, kilka kanapek i jabłko dla siebie. Ukucnęłam na przeciwko pani Katrin i podałam jej kanapkę i wodę po czym to samo zrobiłam przy panu Thomasie.
-Dziękujemy złotko tylko zaczekaj...-powiedziała pani Katrin i zaczęła szukać portfela.
-Niech pani nie daje mi pieniędzy. Wiem że się wam nie przelewa a mimo to Nina zawsze ma to co chce. -powiedziałam i uśmiechnęłam się serdecznie.
-Jesteś taka dobra dziecko.-pan Thomas uśmiechnął się przyjaźnie.
W tym samym momencie otworzyły się drzwi które prowadziły na salę operacyjną.
-Co z nią?- zapytałam
-Operacja się udała ale...No co ja będę was okłamywał...Nie jest najlepiej...Można powiedzieć że jest coraz gorzej.-powiedział zmartwiony lekarz
-Co to znaczy?-Zapytała pani Katrin
-To znaczy że musi przejść ryzykowną operację która niestety jest bardzo kosztowna -powiedział pan Hofer.
W tym momencie pani Katrin opadła na krzesło z którego przed sekundą wstała i zaczęła szlochać pan Thomas natomiast zrobił się cały blady .
-Ile?-zapytał
-Trzy miliony euro-powiedział pan doktor i tym razem to pode mną ugięły się kolana.
-Skąd my weźmiemy tyle pieniędzy?-Pani Katrin zaczęła szlochać jeszcze bardziej niż dotychczas.
-Postaram się zrobić jakiś mecz charytatywny czy coś w tym guście, może uda mi się uzgodnić wszystko z szefem.. może się uda coś zebrać-powiedziałam.KOLEJNY CEL: NAMÓWIĆ CHLOPAKÓW NA MECZ CHARRTATYWNY I UZBIERAĆ TRZY MILIONY EURO
CZYTASZ
ps.ocaliłeś mnie
FanfictionDziewczyna, która nie potrafi uporać się ze swoją przeszłością odnajduje w sobie resztki nadziei na lepszą przyszłość i siłę na spełnienie wszystkich marzeń. Chłopak, który miał być przyszłością i wschodzącą gwiazdą wyścigów zostaje dramatycznie sp...