6

23 2 0
                                    

Trwaliśmy w uścisku przez jakiś czas. Nawet nie zwróciliśmy uwagi kiedy zostaliśmy sami. Mark z Julią wyszli za parawany żeby nam nie przeszkadzać, było to nawet miłe z ich strony. Rozluźniłam uścisk, James zrobił to samo i wtedy właśnie poczułam kłujący ból w głowie i nogach. Obraz mi się rozmazał, upadałam, a przynajmniej tak mi się zdawało. Powoli robiło się ciemno, słyszałam tylko jakby odległego Jamesa krzyczącego moje imię.

Po jakimś czasie obudziłam się już z mniejszym bólem głowy w łóżku gdzieś indziej niż wcześniej. Ściany nie były już czerwonymi cegłami, teraz zdobiła je szaro-żółta tapeta z kwiecistym wzorem. Podniosłam się lekko i usiadłam opierając się o poduszkę, na której przed chwilą leżałam. Pokój tym razem wyglądał na hotelowy, nie za duża przestrzeń, stare firanki,  stolik na środku, drzwi przy wejściu pewnie były łazienką. Przesunęłam kołdrę obok, nogi miałam szczelnie owinięte bandażem, tym razem nie było śladu krwi. Nie zdziwił mnie fakt, że zdjęli mi poszarpane ubrania. Dostałam nowe. Trochę za duże, ale zawsze w całości i bez dziur. Usiadłam na łóżku i rozglądałam się przez chwilę po meblach i samym pokoju. Wtedy też usłyszałam ciche skrzypienie drzwi, spojrzałam w tamtą stronę. W drzwiach stał Mark, a w rękach trzymał tackę z jedzeniem.

- Dzień dobry, trochę sobie pospałaś, co?

- Dzień dobry... Ile dokładnie?

- Jakieś 2 dni. 

- Ile!? 

- Spokojnie, spokojnie. Wszystko jest w porządku, Julia powiedziała, że po takim wysiłku to nic dziwnego - Odstawił tackę na stolik obok łóżka. - Zdążyliśmy opatrzyć cię praktycznie w całości.

- Jestem wdzięczna... A, właśnie. Gdzie jest James? 

- Dostał robotę. Nie mogłem pozwolić mu siedzieć z założonymi rękami przy tobie całą wieczność. Wierny był jak pies, już myślałem, że zacznie na mnie warczeć.

- Heh, to do niego podobne...

- Jak głowa? Mam jakieś musujące tabletki od Julii, nie mam pojęcia co to jest, ale podobno ci pomoże. 

- Podziękuj jej ode mnie.

- Nie ma sprawy. Zawołam do ciebie Jamesa jak już skończy.

- Dzięki.

To mówiąc wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju z tacką na kolanach. Talerz z kanapką i dużą szklanką wody, a obok dwie duże okrągłe tabletki. Mogę szczerze powiedzieć, że czułam się jak w domu podczas choroby. Ktoś naprawdę się o mnie troszczył i to nie byle jak. Kanapka z serem i szynką z puszki. Jak na czasy takiego kryzysu był to dość bogaty posiłek. Zjadłam całą w oka mgnieniu i w międzyczasie wrzuciłam tabletki do szklanki. Po rozpuszczeniu wypiłam wszystko i siedziałam przez dłuższą chwilę wpatrując się w okno. Zaciekawiło mnie jaki może być z niego widok, w końcu byłam w górach. Wstałam chwiejnym krokiem i odsunęłam firany na bok. Moim oczom ukazał się widok podobny do tego z momentu przyjazdu. Małe miasteczko z budynkami mieszkalnymi, stołówka i inne budynki. Wszystko otoczone murem, który znikał za kilkoma wzniesieniami i pojawiał się ponownie. Na niskim terenie były szklarnie i kilka pól uprawnych, a wszystko zagospodarowane w ciekawy sposób. Aż przyjemnie było na to wszystko patrzeć. Między każdą grządką wydeptane był ścieżki, czasami wyłożone kamieniami jednym słowem - zadbane. Odeszłam od okna po długim przyglądaniu się krajobrazowi. Nie miałam nic do roboty, podeszłam więc do biblioteczki. Otworzyłam jedną z książek, była stara z  poszarpanymi kartkami, co kilka stron rogi zostały podpalone. Naprawdę specyficzny sposób zaznaczania gdzie się skończyło...

Przeglądałam tak każdą po kolei, były tam chyba wszystkie możliwe gatunki, od naukowych po jakieś opowieści dla małych dzieci. Przeglądałam wzrokiem każdą okładkę, wzrok przyciągnęła stara, skórzana ze złotymi elementami, wzięłam ją do rąk. Górna część była pokryta dość grubą warstwą kurzu, którą zdmuchnęłam. Był to album ze zdjęciami, jeszcze czarno-białymi, na każdym z nich była grupka osób w białych kitlach. Fotografie wyglądały jak na zakończenie roku szkolnego - wszyscy ustawieni równo w rzędach w symetrii i ładzie. Miałam przewrócić na drugą stronę kiedy drzwi pokoju otworzyły się z hałasem, ze strachu szybko zamknęłam album i odłożyłam na miejsce, to był James.

- Lucy! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - Wpadł i natychmiastowo mnie uścisnął.

- Wszystko dobrze, nic mi nie jest. Przepraszam, że musiałeś się martwić...

- Już dobrze najważniejsze, że się obudziłaś.

Pogłaskał mnie po głowie jak zazwyczaj kiedy się martwił albo kiedy ja coś przeskrobałam. Usiedliśmy razem na łóżku i rozmawialiśmy o tym jak minęły te dwa dni kiedy spałam. Czas minął nam szybko i zanim się obejrzeliśmy było już ciemno za oknem a na zewnątrz cykały świerszcze.

- Późno już, będę się zbierał. Na jutro Mark miał mi znaleźć nową robotę, bo podobno do mycia podłóg się nie nadaję - uśmiechnął się lekko i podrapał po głowie. - Dasz sobie radę sama?

- Spokojnie, nogi mnie już nie bolą powinnam dać radę.

- Gdyby coś się działo natychmiast mnie wołaj dobrze?

- Tak wiem... Nadopiekuńczy trochę jesteś.

- Po prostu się o ciebie martwię, zwłaszcza teraz kiedy nawet nie wiemy gdzie jesteśmy.

-Wiem.

Przysunął się i mocno mnie przytulił, odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak jakiś czas słysząc tylko nasze oddechy. Po chwili usłyszałam wyszeptane słowa.

- Kocham cię i ani mi się waż mnie tu zostawiać, jasne?

Przytaknęłam mu kiwając głową. Cudem było, że mogłam się ruszać po tych słowach, czekałam na nie tak długo, nie sądziłam, że naprawdę je kiedyś usłyszę. Mimo zachowania powagi w środku wszystko we mnie buzowało jakby niezatrzymujące się ciarki przechodzące przez wszystkie kończyny. Uścisk się rozluźnił, James pogłaskał mnie jeszcze raz i wstał. Otworzył drzwi od pokoju a uchylając drzwi powiedział jeszcze :

- Dobranoc, śpij dobrze.

- Dobranoc, ty też.

Uśmiechnął się i zamknął drzwi. Czekałam jeszcze chwilę aby mieć pewność czy znowu nie usłyszę jego kroków, kiedy nastała cisza zwinęłam trochę kołdry i wcisnęłam w nią twarz. Było mi gorąco, rumieniec wypełnił moją twarz jak u małego dziecka, które speszyło się przed dorosłymi w czasie recytowania wierszyka. Wysunęłam twarz aby zaczerpnąć powietrza, głośno westchnęłam i padłam na łóżko z radości kopiąc nogami powietrze. Z wielkim uśmiechem na twarzy próbowałam zasnąć przez najbliższe pół godziny, ale bezskutecznie. Dopiero po jakimś czasie zmęczenie mnie dobiło a oczy same zaczęły zamykać. Był to jeden z najlepszych dni od czasu ucieczki z mojego małego miasteczka.

AntyNova  [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz