[KageHina] Ani słowa

9K 429 600
                                    


Prawdę mówiąc nie jestem w stanie zliczyć, jak wiele razy spoglądałem na jego twarz. Czy to ukradkiem, gdy nikt inny nie patrzył, czy to otwarcie, prosto w ciemne niebieskie oczy – moich spojrzeń było mnóstwo, setki, a może i tysiące, albo miliony, biliony, tryliony i... i inne liczne „liony"! Zadzierałem wysoko głowę, bo dzieliło nas prawie dwadzieścia centymetrów wzrostu, i wpatrywałem się w niego, dopóki nie uświadamiałem sobie, że nie było to na miejscu. Jednak to nie jego twarz przyciągała tak moje spojrzenie – nie jego wąskie, wykrzywione w przerażającym grymasie usta, czy zmarszczone gniewnie brwi, nie jego ciskające pioruny oczy, czy choćby i drobny nos.

To była jego szyja.

Kageyama zawsze był strasznym gościem. Kiedy się denerwował, kiedy się śmiał, kiedy się uśmiechał, czy cieszył – zawsze mnie przerażał. Nie znałem go za dobrze, ale za każdym razem, gdy go czymś zdenerwowałem, rzucał się na mnie jak jakiś wściekły pies. To było naprawdę straszne. Naprawdę, naprawdę straszne!

Ale, jeśli mam być szczery, bywały też momenty, kiedy wyglądał zaskakująco łagodnie. Kiedy milczeliśmy w czasie przerwy podczas treningu, kiedy zamyślił się, wpatrzony w siatkę i popijał swój napój, wyglądał całkiem sympatycznie. Wyginał wtedy szyję, a kiedy upijał łyk wody, widziałem, jak jego jabłko Adama zabawnie podskakuje. Obserwowałem to z bijącym szybko sercem, z przyspieszonym pulsem i nierzadko nawet zaschniętym gardłem.

Zastanawiałem się, jak pachnie jego szyja? Jaka jest w dotyku? Czy jeśli wtuliłbym w nią twarz, dopasowałbym ją do niej, czy może sporo czasu poświęciłbym na wygodne jej ułożenie?

– Co się tak gapisz?- westchnął z irytacją Kageyama, patrząc na mnie ze złością.- Mam coś na twarzy?

– A-ach! N-nie!- Pokręciłem pospiesznie głową, zaciskając usta, by przypadkiem nie wymsknął mi się powód, dla którego tak wpatrywałem się w Tobio.

– Jeśli już musisz bujać w tych rudych obłokach, to pomyśl chociaż jak mógłbyś przydać się drużynie!- warknął niemiło, odkładając z hukiem swój napój i wstając. Patrzyłem, jak odbiega na boisko, by dołączyć do naszych ćwiczących już senpaiów.

Straszny...

Czasem zastanawiałem się, czy nadejdzie taki dzień, kiedy przestanę się go tak bać. Bywały chwile, kiedy mój lęk znikał, ale zwykłe zastępowała go wówczas zwykła irytacja – kłóciłem się wtedy z Kageyamą, albo dokuczałem mu w złości, ale ostatecznie on i tak zawsze przywracał mnie do pionu i kończyłem, chowając się za plecami Tanaki albo Noyi.

Wciąż siedząc po turecku na podłodze pod ścianą, oparłem łokieć o kolano, a policzek o dłoń. Wpatrywałem się w serwującego Tobio, zastanawiając się, dlaczego u licha to właśnie o jego szyi tak często myślałem? Przecież, jakby się tak zastanowić, nie było w niej nic niezwykłego... Popatrzyłem po moich kolegach, wodząc spojrzeniem od jednego do drugiego. Asahi, Noya, Sugawara, Sawamura, nawet Tsukishima – oni wszyscy też mieli szyję.

Ja sam miałem szyję.

Więc co takiego było w szyi Kageyamy, że ciężko było mi oderwać od niej wzrok – a jeszcze ciężej myśli?

Tobio, obserwując uważnie znajdującą się po przeciwnej stronie boiska piłkę, uniósł właśnie dłoń i podrapał się po karku. Zarumieniłem się lekko; przez myśl przeszło im, że jakimś sposobem wyczuł, że się w niego wpatruję. Może odbierał moje myśli? Na co dzień niezbyt się dogadywaliśmy, ale kiedy przechodziło do meczu, zawsze mogłem mu zaufać w stu procentach i rozgrywać wszystkie moje zagrania z zamkniętymi oczami.

||Haikyuu!!|| ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz