Rozdział 3

88 11 0
                                    

Gdy Lili już się osuszyła przeszli na środek polanki by poćwiczyć jej magię. Jack, pewien że sama sobie poradzi podał jej książkę i kazał jej czytać. Oczywiście zapewniając że wszystko jest tam tak jasno zapisane że wszystko zrozumie.

- Każda czarownica posiada moc jednego żywiołu- czytała Lili. W tym miejscu przetrwała- To już wiem

- Czytaj dalej- ponaglił ją chłopak

- Wody lub ziemi. Natomiast czarodziej ognia albo powietrza. Każde zaklęcie, które wypowiesz musi się rymować. Musisz być bardzo dokładna w tym o co prosisz. Każde zaklęcie może mieć skutki żywiołowe.
Co to znaczy że może mieć skutki żywiołowe?- zapytała z lekkim przerażeniem w głosie

- Na przykład, gdy czaruję to wszędzie zostają ślady płomieni

- To jakie skutki może mieć żywioł wody?

- Nie wiem- odpowiedział bardzo spokojnie - Ale nie dowiesz się jeżeli nie spróbujesz!

- Nie wiem czy chcę próbować- powiedziała robiąc krok w tył

- Bez nerwów. Zaczniemy od czegoś łatwego. Powtarzaj za mną: Tak jak twa matka skąpa

- Tak jak ma matka skąpa- powtarzała

- Niech pojawi się domek i dwa okna- kontynuował z władczą nutką w głosie a Lili wręcz przeciwnie. Mówiła coraz bardziej nieśmiele i ciszej.

- Niech pojawi się domek i dwa okna- obydwie machali rękoma. Z palców Lili poleciał błękitny dymek, z którego tryskały, tak jak u początkujących, małe kropelki. Przed nimi ukazały się dwa małe domki dla lalek. Jacka był cały w płomiennych śladach, za to ten Lili cały ociekał wodą- i widzisz co wyszło?!

- Spokojnie. Moje pierwsze prace całe płynęły. Myślę że twój dwudziesty domek będzie tylko wilgotny, a w przeciągu jakiś dziesięciu minut i tak wyschnie. Moje płomienne znaki też znikają po tym czasie

- Pewnie masz rację. W końcu ty masz większe doświadczenie- po tych słowach młody posprzątał domki za pomocą paru iskier

- Wracajmy już bo zaraz będzie kolacja. Jutro odkryjemy twojego żywiołowego pupila- zanim cokolwiek powiedziała przyciągnął ją do siebie jedną ręką. Drugą zamachnął się i poleciał dym. Obydwoje wylądowali w jednej męskiej kabinie. Tam skąd młody wydostał się na polankę. Była to dosyć niezręczna sytuacją, ponieważ inni mogli coś sobie pomyśleć. Na szczęście nikogo nie było w łazience.

***

  Młody, pewien że nikt w najbliższym czasie nie wejdzie do pokoju, postanowił ,,odrobić lekcje". Cato pisał jeszcze poprawkę z matmy, a Paul miał dyżur  w bibliotece. Usiadł przy biurku rozłożył książki. To nie był pierwszy raz więc nie musiał wypowiadać na głos zaklęcia. Już się zamachnął, już pierwsze iskry poleciały gdy nagle ktoś wszedł do pokoju. Serce podeszło chłopakowi do gardła. Błagał w myślach aby był to Nick albo Lili. Tym razem jego prośby zostały wysłuchane. Do pokoju wszedł Nick.

- Weź ty mnie tak nie strasz!- krzykną cały czerwony

- Spokojnie to tylko ja- odpowiedział uspakajająca blondyn

- Myślałem że to... To mógł być każdy... Cato, Paul- mówił nie spokojnie

- Już dobrze, już dobrze. Stanę na czatach po warunkiem że zrobisz też moją pracę domową

- Dobra

  Odkąd opiekunka prawie przyłapała Jacka na ,,sprzątaniu" swoich rzeczy miał bzika na punkcie bezpieczeństwa podczas czarów. Bał się że jego sekret wyjdzie na jaw a już się przyzwyczaił że zwykłe czynności, takie ja sprzątanie czy odrabianie lekcji, wykonuje za pomocą magii. Magia tez zapewniała mu fundusze i dobre oceny. W podręczniku dla czarodziei i czarownic wyraźnie było napisane że jeżeli ktoś was przyłapie na czarach to moc, bezpowrotnie, zostanie odebrana. Oczywiście można było ujawnić ten sekret z własnej woli paru osobą nie wtajemniczonym. Bardzo tego nie chciał. Poza tym musiał by się pożegnać z Lynx. Tak nazywał się jego ryś. Tak niezbyt oryginalnie ale to był jego przyjaciel. Jego rodzina, a takie rozstania przychodzą najtrudniej.

  Pewien swego bezpieczeństwa, tym razem na pewno, zabrał się do pracy.

- Gotowe!

- Świetnie! Tylko pokaż mi wypracowanie z polaka. Muszę się upewnić że zrobiłeś mi jakiegoś brudnego żartu. Tak jak ostatnio.

  Czytał. Zmarszczył brwi. Jego twarz cała poczerwieniała. Po chwili krzyknął.

- Co to ma być?! Chciałeś bym dał to babce od polaka!

- No co ty. Nick. Wiedziałem że zechcesz przeczytać. Tam zapisałem mój rewelacyjny pomysł.- po tych słowach pojawił się standardowo dym i na kartce widniało piękne wypracowanie- Chodzi o korepetycje. Wiesz mam pewną obsesję że ktoś mnie nakryje na sam wiesz czym. Do tego zabieram ci uczniów. W końcu dyrekcja cię ,,zwolni" i nie będziesz zarabiać. Więc ubłagamy panią detektor by pozwoliła nam razem prowadzić korki. Ja będę robić brudną robotę a ty stać na czatach

- To genialny pomysł. Ty zawsze o mnie dbasz

- Od czego ma się przyjaciół. Do tego pomyślałem że jak po korkach uczniowie wyjdą to sala będzie wolna do ćwiczeń. Muszę ci coś powiedzieć ale musi być przy tym Lili.

- Dobra, jutro tam gdzie zawsze. Weź też Lili.

***

Stali przed drzwiami do gabinetu pani detektor. Każdy z nich bał się zapukać. Trwała jedna z dłuższych przerw. W końcu Nick się odważył. Usłyszeli tylko przyjazne ,,Proszę" . Weszli.

- Witajcie chłopcy. Co was tu sprowadza?- mówiła jak zawsze przyjaźnie pani Grażyna Kasfel

- Dzień dobry -zaczął Nick- Mamy taką sprawę. Chodzi o to czy ja i Jack nie moglibyśmy prowadzić razem korepetycji dla drugoklasistów?

- Dlaczego?- zapytała zdziwiona pani Kasfel. Nie spodziewała się takiego pytania

- Mówi się co dwie głowy to nie jedna!- wtrącił wesoło młody

- Czy to znaczy że nie dajecie sobie sami rady?

- Ależ dajemy pani sama widziała efekty- mówił pospiesznie blondyn- jeżeli mają być jeszcze lepsze powinniśmy pracować razem!

-No sama nie wiem. Dam wam jedną godzinę próbną jeżeli drugoklasiści będą się skarżyć to was rozdzielę. Jeżeli nie to sami wiecie- uśmiechała się i dała im znak, taktownym gestem, by wyszli. Chłopcy wstali i wychodząc bardzo gorąco dziękowali.

  Po drodze do pokoju wstąpili do biblioteki. Spotkali tam Lili. Zrezygnowali z spotkania w szałasie na polance. Postanowili wszystko omówić tutaj. Opowiedzieli dziewczynie o pomyśle z korkami. Natomiast Lili zdradziła Nickowi swój sekret. ,,Skoro Jack mu ufa to ja tez powinnam" pomyślała.

- Jesteś za mało zaawansowana w sama wiesz czym by się teleportować. Musiałabyś dochodzić piechotą na treningi. Nie mógłbym cię teleportować, ponieważ to by było podejrzane. By tego uniknąć wpadłem na pomysł że po korkach czylibyśmy w jednej z klas, a Nick stał by na czatach- opowiadał przyjaciołom Jack

-Super! Czyli co tydzień w czwartek w piątce- upewniała się Lili. Chłopcy przytaknęli i wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Piątkowe popołudnie to był praktycznie weekend.

Pokój chłopaków miał numer sto trzy, a ten, w który mieszkała Lili ze swoimi koleżankami, trzydzieści trzy. W sto piątce Nick udając głupiego zapytał:

- Co takiego było by podejrzanego gdybyś teleportował ,,cudowną"?

- Musiałbym się często z nią spotykać- odpowiedział bez namysłu Jack. Za późno zorientował się że wszedł w grę, która prowadził jego przyjaciel

- I co w tym złego?

- Ludzie pomyśleliby że się spotykamy! Nie chce mi się z tobą gadać, wiesz? Zdrzemnę się- to mówiąc położył się na łóżku i zasnął.

W Płomieniach MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz