-Stój! Rzuć to!
Słowa te kierowane były do mnie, a wykrzykiwał je ochroniarz w markecie. Przedmiotem, który miałem rzucić były gumy do żucia Orbit. Skurwysyn musiał zauważyć, jak chowałem gumy do kieszeni, ukryty za wielką mamuśką z wózkiem pełnym produktów. Pierdolony, rentgen ma w oczach, czy co? Zrezygnowałem z dalszej ucieczki. Wyjście z marketu było dość daleko, a ochroniarz wyglądał na wysportowanego mężczyznę. Oceniłem, że nie miałbym z nim większych szans w biegu; zapewne prędko by mnie dogonił. A ja chciałem tylko odświeżyć sobie oddech, bo zapomniałem rano umyć zębów. W życiu zawsze pod górkę.
Rzuciłem opakowanie gum na ziemię. Oczywiście harmider, jaki zrobiłem, zwrócił uwagę wszystkich ludzi obecnych w tym czasie w sklepie. Wlepili we mnie oczy i czekali na dalszy ciąg przedstawienia. Postanowiłem, że dam im te chwile szczęścia i ekscytacji w ich smutnych żywotach. Ochroniarz podszedł do mnie i zręcznie wykręcił mi ręce do tyłu, jakby był policjantem. Kto wie, może w przeszłości był i teraz sobie dorabia na boku.
- Zachciało ci się łamać prawo, co, śmieciu? - powiedział z satysfakcją w głosie.
- Nie pamiętam, bym się panu przedstawiał. – odpowiedziałem.
Mruknął coś pod nosem na tę zaczepkę i prowadził mnie, prawdopodobnie do swojej kantyny, by tam zadzwonić na policję i oddać mnie w ich ręce. Przechodziliśmy wzdłuż kas. Ludzie się na mnie gapili, jakby właśnie zobaczyli objawienie Matki Boskiej. Uśmiechałem się do nich promiennie. Teraz był odpowiedni moment na kontynuowanie teatrzyku.
Podniosłem nogę i mocno nadepnąłem na stopę porządkowemu. Zaskoczony, zwolnił uścisk. Wykorzystałem okazję i w okamgnieniu wskoczyłem na taśmę najbliższej kasy. Kasjerka odchyliła się na krześle, wywracając się z nim do tyłu.
Zdjąłem spodnie i, napierając z całych sił, zesrałem się na zakupy jakiejś starszej pary. Na mojej twarzy bez przerwy gościł uśmiech. Przerażona i obrzydzona para uciekła w stronę wyjścia, zostawiając swoje zakupy. Ochroniarz, który za mnie odpowiadał, zwymiotował przed siebie. Najwyraźniej nie spodobało mu się moje dzieło. Kasjerka w dziwnej pozie z dołu patrzyła z nie dowierzaniem na to, co wyprawiam. Miała doskonały widok na mój anus i obejrzała cały proces defekacji siedząc (a właściwie leżąc) w pierwszym rzędzie. Ci, którzy jeszcze nie widzieli mojej kupy, podchodzili bliżej. Jak już ją dostrzegli, uciekali w popłochu. W sklepie zapanował trudny do wytłumaczenia chaos. Wszystko to z powodu czegoś, wydawałoby się, zupełnie naturalnego. 'Ludzie to są jednak dziwni', pomyślałem. Spokojnie podciągnąłem spodnie, zasłaniając brudny od fekaliów odbyt. Mrugnąłem do leżącej na ziemi kasjerki, a ona zemdlała. Nie miałem pojęcia, że tak działam na kobiety. Roztaczając wokół siebie aurę smrodu, nieśpiesznym krokiem opuściłem sklep.
I w ten oto sposób umknąłem wymiarowi sprawiedliwości. Przypominam, że chciałem tylko odświeżyć sobie oddech.
