Rozdział 4.

24 5 0
                                    

Ostatnia kłótnia z Calumem sprawiła, że od kilku dni byłam płaczliwą zrzędą. Kilka razy sprawdzałam nawet czy nad moją głową nie wisi żadna burzowa chmura, zupełnie jak w kreskówkach. Miałam chłopakowi za złe, że po raz kolejny mnie porzuca. W mojej głowie ciągle powstawały nowe wątpliwości dotyczące tego czy nasza przyjaźń przetrwa taką odległość. Nie łudziłam się na to, że chłopak kiedykolwiek wróci na stałe do Sydney - zaczyna przecież nowe życie na zupełnie innym kontynencie. Calum wielokrotnie do mnie dzwonił i przychodził, nie doszło jednak do naszej konfrontacji. To nie tak, że nie cieszyłam się z tego, że ma szczęście i los daje mu wspaniałą szansę. Potrzebowałam po prostu czasu na ułożenie sobie tego wszystkiego w glowie.

Postanowiłam całkowicie oddać się w wir pracy. Do otwarcia galerii zaplanowanego na drugą połowę sierpnia pozostały niecałe dwa miesiące. Państwo Irwin mieli w związku z tym mnóstwo papierkowej roboty dlatego w placówce przebywałam raczej sama. Nie narzekałam jednak - mogłam przynajmniej wyć razem z wokalistami których głosy wydobywały się przez radio. W końcu jednak, jak gdyby nic, do środka mojego azylu postanowił wpaść niejaki Aston Irwin.

- Co ty tutaj robisz? - Wydukałam kiedy zobaczyłam jego roześmianą twarz.

- Tak Ingrid, ciebie też miło widzieć - powiedział sarkastycznie, jednak na jego ustach wciąż błąkał się uśmiech, przyczyniający się do błyszczących oczu i uroczych dołeczków. - Moja droga współpracowniczko, przyniosłem nam kawę.

Chłopak postawił na stole dwa kubki z parującym napojem.

- Miło, że o mnie pomyślałeś, dziękuję - uśmiechnęłam się.

- Nie ma sprawy, jakie plany na dziś?

- Za niedługo ma przyjechać zamówienie z kwiaciarni. Twoja mama chciała żeby było tutaj jak najwięcej roślin, szczególnie w bibliotece i w holu. Będziemy musieli je po prostu jakoś ładnie porozstawiać i podlać. Myślę, że to nie jest jakieś trudne i pochłaniające wiele czasu zadanie.

- Świetnie, w takim razie możemy spokojnie jeszcze wypić kawę i może poznamy się lepiej.

Spojrzałam na chłopaka kiwając głową w ramach zgody. Z Ashtonem nie znaliśmy się zbyt dobrze, ale wydawał mi się naprawdę sympatycznym człowiekiem.

- To jak Ingrid, dlaczego w ogóle dajesz się tak wykorzystywać moim rodzicom za nędzne pieniądze, co? - Po raz pierwszy odkąd spotkałam młodego Irwina nie zobaczyłam na jego twarzy tych uroczych dołeczków, a w oczach kryło się coś na kształt goryczy, kiedy jednak zauważył, że mu się przyglądam wszystko wróciło na miejsce - Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób uraziłem cię tym pytaniem, nie to chciałem powiedzieć. Po prostu zapomnijmy o tym.

- Hej, Ash, wszystko jest w porządku. Praca tutaj sprawia mi naprawdę wiele radości bo mogę chociaż troszeczkę zagłębić się w świat do którego bardzo chciałabym należeć. Pieniądze grają tutaj bardzo małą rolę.

- Więc o co chodzi?

Wytłumaczyłam mu wszystko. Opowiedziałam o tym czego wymagają ode mnie rodzice, o moich marzeniach, o tym jakie sztuka ma znaczenie w moim życiu. Zdawałam sobie sprawę, że zwierzanie się osobie, którą widziałam dwa razy w życiu to nienajlepszy pomysł, ale od samego początku wydawało mi się, że Ashtonowi można zaufać.

- W takim razie jesteś moim zupełnym przeciwieństwem - westchnął.

- Niby dlaczego?

- Moi rodzice wręcz wymagają ode mnie tego abym został malarzem. Być może umiem w miarę dobrze posługiwać się pędzlem, ale nie oszukujmy się - nigdy nie będę profesjonalistą. Wolę muzykę, ale w przyszłości strasznie chciałbym zostać też lekarzem - zaśmiał się - może to trochę nierealne, ale chciałbym pomagać ludziom. Mój tata uważa jednak, że takie życie jest nudne i na pewno nie będę wtedy szczęśliwy. Ostatnio wpadli na pomysł aby na otwarciu zorganizować tutaj wernisaż moich prac. Szkoda tylko, że ja nie mam na razie żadnych dzieł, a nie zanosi się na to żeby wyrzucili ten pomysł ze swoich głów. Więc zasadniczo: mam dwa miesiące, brak pomysłów i talentu żeby stworzyć swoją wystawę. O mój Boże, jak to kretyńsko brzmi.

Mimo, że dałabym się pokroić za to żeby być na jego miejscu dobrze rozumiałam chlopaka. Może i jego rodzice nie chcieli źle dla swojej latorośli, ale jak większość dorosłych, przemawiały przez nich niespełnione ambicje.

- Wiesz Ash, los chyba sobie z nas kpi. Masz szansę spełnić moje marzenie i prawdopodobnie mogłabym zostać zakonnicą żeby tylko znaleźć się na twoim miejscu - powiedziałam. - Powiedzmy, że w moim życiu jest kompletnie na odwrót, moi rodzice chcą żebym zaczęła myśleć logicznie, a nie żyć z głową w chmurach.

- Psychologia... To wcale nie brzmi źle - odpowiedział.

- Może i nie, ale to nie jest coś czym chciałabym się zajmować. Chciałabym malować, chciałabym przelewać na płótno moje uczucia i emocje, pokazywać ludziom siebie. Wiesz, to mogłoby być nawet anonimowe, mogłabym na przykład wymyślić sobie jakiś pseudonim, nie zależy mi na rozgłosie.

Chłopak spojrzał się w moją stronę, odłożył swój kubek z kawą i roześmiał się. Nie rozumiałam dlaczego, miałam nadzieję, że nie zrobiłam z siebie kompletnej idiotki. Ashton chyba zauważył moje zmieszanie bo szybko przerwał swój uroczy chichot.

- Wiesz co mnie tak rozbawiło? Po prostu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy sprawiłaś wrażenie strasznie roztrzepanej i szalonej osoby. Dziś udowodniłaś mi, że jesteś też bardzo inteligentna no i wiesz czego chcesz w życiu. Cholera, czy ty masz w ogóle jakieś wady?

Zaśmiałam się.

- Nawet nie wiesz jak sporo.

*

Praca z Ashtonem mijała mi szybko i bardzo przyjemnie. Rewelacyjnie się dogadywaliśmy i zauważyłam, że nasze poczucie humoru jest bardzo podobne. W błyskawicznym tempie dokończyliśmy rozkładanie kwiatów i w końcu mogliśmy pójść do domu.

Poszłam do pomieszczenia dla pracowników i zabrałam swoje rzeczy. Przekluczyłam drzwi i udałam się w stronę wyjścia gdzie czekał na mnie mój współpracownik. Ash już wcześniej zadeklarował, że podrzuci mnie do domu. Nie ukrywam, że bardzo ułatwiłoby mi to życie dlatego nawet nie próbowałam mu odmówić. Pieprzyć maniery.

- Dzięki za darmowy transport - powiedziałam gdy chłopak zatrzymał się pod moim domem. - Jeśli kiedykolwiek kupię sobie własny samochód to też będziesz mógł skorzystać z mojej dobroci.

- Nie ma za co. Wiesz Ingrid tak sobie pomyślałem... Chyba mam sposób jak uszczęśliwić ciebie i moich rodziców.

- Chyba nie rozumiem - odpowiedziałam.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, ale tak sobie pomyślałem.. No wiesz, nie musisz się zgadzać ani nic...

- Do rzeczy, Ash - przerwałam mu.

- No pomyślałem sobie, że to ty mogłabyś stworzyć obrazy na mój - chłopak położył nacisk na ostatnie słowo - wernisaż. Udostępniłbym ci płótna, sztalugi, farby, wszystko czego potrzebujesz. Jedyny warunek, niestety niezależny ode mnie, to podpisanie prac moim nazwiskiem.






Przepraszam za tak długą przerwę, ale szkoła pochłania cały mój czas. Obiecuję, że po tym rozdziale akcja w końcu się rozwinie ♡

Be my art - Ashton Irwin (zawieszone)Where stories live. Discover now