Upewnij się, że czytałeś/czytałaś poprzedni rozdział :)
Pierwsze co zrobiłem, to rzucenie się w jego nagie ramiona. Znowu poczułem miękką, a teraz nawet lekko morką skórę. Płakałem jak małe dziecko, tyle że tym razem ze szczęścia. Harry niepewnie mnie objął, od razu chowając swoją głowę w zagłębienie mojej szyi. Jego brązowe loki łaskotały mnie w nią, już zaczynałem zapominać jakie, to uczucie mieć go przy sobie. Trzymałem go w swoich ramionach i głaskałem swoją małą dłonią, jego szerokie plecy. Nie przeszkadzała nam nawet nagość. Po prostu cieszyliśmy się, że to już po wszystkim. W końcu będzie tak jak dawnej.
- Harreh...
- Cii, Lou. Jestem tutaj.
Wtedy spojrzeliśmy w swoje oczy. Niebieski spotkał zielony, tak jak pierwszego dnia w kwiaciarni. Tyle, że teraz w tych tęczówkach było widać miłość. Te tajemnicze iskierki, o których rozpisują się nastolatki. Ja teraz też byłem typowym nastolatkiem z dennego filmu młodzieżowego. Mogłem napisać esej na temat zielonej głębi jego oczu, wiersze na temat dwóch dołeczkach w policzkach i piosenkę o tym jaki jest dobry, uroczy, wspaniały. Napisać nawet bardzo długie opowiadanie o tym jak się poznaliśmy. Po prostu spisać naszą historię, żeby inni mogli to przeczytać uśmiechając się szeroko, oraz wyobrażając sobie nas.
Jednak teraz nasze usta się spotkały. Tak jak na pierwszej randce, kiedy to płakaliśmy. Teraz też nasze łzy mieszały się, a wargi poruszały w jednym rytmie. Serca biły szybciej, oddechy przyśpieszały, a w tle grała jakaś romantyczna muzyka. Typowy film. Jednak kto powiedział, że sceny ze sławnych komedii romantycznych nie mogą być w rzeczywistości.
- Tak bardzo za Tobą tęskniłem Hazz.
- Ja też Lou. Ja też.
Mimo słonych kropel na naszych policzkach, uśmiechaliśmy się jak dwójka wariatów, którzy uciekli z psychiatryka, tylko dlatego, że chcieli być ze sobą. Niepewnie zacząłem głaskać gładki policzek Harry'ego, a on zaraz wtulił się w moją dłoń, zamykając przy tym oczy i mrucząc cichutko.
- Kochanie ubierz się.
Zielonooki momentalnie się zarumienił, kompletnie zapomniał pewnie, że stoi tak jak go matka stworzyła. Szybko pognał do naszej sypialni i założył czarne dresy, które zazwyczaj służyły mu do biegania. Jego długie nogi i tak wyglądały w nich wspaniale, a biały t-shirt z uśmiechniętą buźką, idealnie do tego pasował.
Przenieśliśmy się do salonu, a dokładniej na kanapę. Harry leżał wtulony w mój bok, a ja nawijałem sobie loczki na swoje krótkie palce. Czułem się tak jak kiedyś, w końcu byłem szczęśliwy.
- To było okropne.
Spojrzałem na niego, nie mogłem określić jak się teraz czuje. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, pewnie jeszcze nie doszło do niego, że to już koniec. Że jest człowiekiem, a nie czarnym wilkiem z futrem i kłami.
- Nie mogłem nic zrobić. Nawet powiedzieć. Moje ruchy były ograniczone, jakby ktoś mnie związał.
- Miałem tak samo kochanie, ale zobacz już jest po wszystkim.
Pocałowałem jego nos, który od razu się zmarszczył w ten słodki i uroczy sposób. Leżeliśmy tak przed dłuższą chwile, jednak żołądek Harry'ego zaczął domagać się jedzenia.
- Louu, zrób nam budyń.
Wydął swoją dolną wargę, a kim ja bym był, jakbym mu odmówił. Wyglądał tak pięknie i uroczo, że bez zawahania udałem się do kuchni i w garnku zrobiłem nam malinowy budyń, który był ulubionym Harry'ego. Cieszyłem się, że robił się on w miarę szybko, bo nie chciałem żeby zielonooki chodził głodny.
Do salonu wróciłem z dwoma miskami i łyżkami. Postawiłem je na stolik, a Styles od razu wziął swoją, która była różowa z namalowanymi różami. Zjadł swój posiłek naprawdę w szybkim tępię, a ja uśmiechnąłem się szeroko na widok resztki budyniu na jego nosie czy policzkach (tak Harry wsadził swoją twarz do miski). Opuszkiem palca zacząłem to zbierać, a potem zielonooki chętnie to zlizywał.
- Kocham Cię Loueh.
- Ja Ciebie też Hazz.
Udaliśmy się na taras. Był już wieczór, a gwiazdy zaczęły się pojawiać na niebie. Brunet od razu położył się na plecach, na trawie splatając swoje ręce za głową. Dołączyłem do niego i również zacząłem patrzeć się w granatowe niebo z paroma gwiazdami.
- Kiedyś moim marzeniem było oglądanie gwiazd z miłością mojego życia. Co każde urodziny miałem jedno życzenie. I wiesz co Lou?
Jego zielone oczy błyszczały, a policzki były lekko zarumienione od zimna. Jednak wracając, pokiwałem przecząco głową.
- Teraz to marzenie się spełnia.
Nasze usta zbliżyły się do siebie, żeby finalnie się spotkać w pocałunku. Nawet nie zauważaliśmy spadającej gwiazdy.
Jednak po co ona nam? Nasze marzenia już się spełniły.
Moim marzeniem było, spotkać wyjątkowego chłopaka.
A on właśnie leży obok mnie.
Czeeść.
Jestem tak truszkę w szoku, bo usiadłam do laptopa i w pół godziny to napisałam xD
Słuchanie Two Ghosts i pisanie tego, to jednak nie jest dobry pomysł, bo utopię się w swych łzach.
Mam ogromną nadzieje, że rozdział się wam podoba.
A teraz Ola podnosi poprzeczkę :)
50 gwiazdek i 30 komentarzy = następny rozdział
Kooocham was moi drodzy i do zobaczenia xx

CZYTASZ
Rose Boy - Larry Fanfiction
FanficHarry Styles jest uroczą Omegą, która pracuje w kwiaciarni, a Louis Tomlinson Alfą, która przychodzi tam codziennie i kupuję jedną czerwoną różę.