Rozdział 34

1.9K 173 37
                                    

Wyszliśmy z biura trzymając się za ręce i posyłając sobie lekkie uśmiechy. Kątem oka widziałem jak pracownicy Louis'a przewracają oczami na aż taką dużą liczbę słodkości. Mało kto mnie znał, jednak mogłem się domyślić, że Alfa opowiadała o mnie i pewnie znają połowę mojego życia. Cały czas nie mogłem również napatrzeć się na pierścionek, który dumnie znajdował się na moim chudym palcu. Co jakiś czas zerkałem na niego, aby chyba się upewnić, że jeszcze się tam znajduje. Nagle poczułem delikatny pocałunek na moim policzku, spojrzałem w te piękne niebieskie tęczówki.

- Jakiś typ się na Ciebie patrzył aż za bardzo.

Uśmiechnąłem się szeroko i pocałowałem lekko jego usta. Wyglądaliśmy jak typowa para z nudnego filmu romantycznego, w którym kiedyś chciałem grać. Louis uparł się, że pójdziemy do małej kawiarni i zjemy jakieś ciastko, ja naprawdę chciałem pójść zjeść sałatkę, ale oczywiście argumentem numer jeden szatyna było..

- Ja zielska jeść nie będę.

- Louuuu.

- Wiem w co grasz przyszły Tomlinson'ie, żadne miny szczeniaka ze mną nie wygrają.

Jeszcze bardziej wydąłem swoją dolną wargę i zmarszczyłem nos, kiedy to nie podziałało, to przekrzywiłem swoją głowę na bok i najsłodziej jak umiałem powiedziałem.

- Plose, LouLou.

Widziałem jak niebieskooki wzdycha głośno, żeby po chwili podnieść ręce w geście podania.

- Jestem za uległy.

- Kochasz mnie.

Wystawiłem język, śmiejąc się przy tym. Jednak Louis zaraz przyciągnął mnie do swojego boku i pocałował w czoło. Ludzie co jakiś czas dziwnie się na nas patrzyli, ale miałem to naprawdę gdzieś. Dawno przestałem przejmować się opinią ludzi, w końcu liczy się moje szczęście, a nie opinia kogoś tam, kogo nawet później nie spotkam. Miałem przy sobie najlepszego mężczyznę, który będzie moim mężem i mam nadzieje ojcem naszych dzieci. Kiedy weszliśmy do restauracji, Louis od razu zaczął narzekać.

- Tutaj nawet kurczaka nie podają.

- Kochanie, wiesz że Cię Kocham więc usiądź sobie a ja coś zamówię.

Szatyn tylko pocałował mój policzek i dał mi swoją kartkę kredytową, której i tak nie użyłem. Nie lubiłem płacić jego pieniędzmi, miałem trochę swoich i zdecydowanie starczyło mi na dwie sałatki dla nas. Dla niebieskookiego zamówiłem z pomidorem, żeby mi nie narzekał, że ma samą sałatę. Kiedy czekałem aż dziewczyna stojąca za ladą przygotuje moje zamówienie, spojrzałem w stronę Louis'a. Siedział przy stoliku i robił coś na telefonie, znając życie, to gra w nową grę gdzie trzeba podążać palcem za linią, a on nie umie nawet przebyć sto metrów. Cały chce pobić swój rekord, który wynosi piętnaście.

- Proszę.

Odebrałem nasze sałatki i usiadłem przy stoliku, wyrywając przy okazji telefon z jego małej ręki, przez co Alfa oczywiście jęknęła.

- No weeeź, tak dobrze mi szło.

Zaśmiałem się i usiadłem obok niego. Widziałem jak Louis patrzy się w swoją sałatkę, a ja powstrzymywałem śmiech. Zacząłem jeść swoją, ale on dalej patrzył się w nią jakby to był jakiś przysmak kosmitów. Więc nabiłem trochę sałaty i pomidorów na plastikowy widelec i powiedziałem.

- No otwórz buzie, nakarmię Cię ty mój niejadku.

I tak to zdecydowanie jest najlepszy czas w moim życiu. Karmiliśmy się nawzajem i śmialiśmy się tak, że bolały mnie policzki.

- Kocham Cię Loueh.

- Ja Ciebie bardziej Harreh.

Pocałowaliśmy się przy brudnym od sałatki, białym stoliku pokazując całemu lokalowi, to jak wieka jest nasza miłość.

Czeeść.

No więc, to ostatni rozdział, został nam tylko epilog :)

Więc z tej okazji, można zadawać pytania do wszystkich bohaterów, sobie tak powspominać, ponarzekać też można. Można wszystko xD

Podnoszę wam poprzeczkę, bo to ostatni rozdział ;-;

Więc 100 komentarzy i tyle samo gwiazdek = epilog

Na 90% pojawią się jeszcze dodatki ^^

Do zobaczenia moje robaczki kochane xx

Rose Boy - Larry FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz