– Słyszysz mnie? Lucy? – Jego głos był tak blisko; może gdybym zamknęła oczy, wydałby mi się bardziej rzeczywisty. Wyciągnęłam rękę, żeby go dotknąć, ale napotkałam jedynie powietrze. Nie było go tam. Odszedł.
A więc to rzeczywiście się wydarzyło.
Zamrugałam kilka razy i spróbowałam skupić się na tym, co miałam przed oczami. Wyglądało jak on, ale stało zbyt daleko. Dlaczego leżałam na ziemi?
– Wróć do mnie. – Poruszał ustami, przemawiając do mnie łagodnie. – Nie tak, Lucy. Nie tak, kochanie. – Dostrzegłam błysk w jego zielonych oczach. – Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Ale nie było dobrze. Wiedziałam o tym. On też to wiedział.
Odszedł, a ja miałam halucynacje.
Utraciłam miłość swojego życia, mojego najlepszego przyjaciela. Jak wiele razy człowiek doświadcza straty, zanim sam umrze? Zanim strawi go smutek? Wspomnienia zalały mój umysł; wspomnienia rodziców, wspomnienia o nim, kiedy grał w futbol i kiedy dawał mi liściki.
Nasz pierwszy pocałunek.
Czas, kiedy w końcu byliśmy razem.
A później szpital.
Nie dostaliśmy wystarczająco dużo czasu i nienawidziłam Boga za to, że odebrał mi wszystkich. Nie mogłam znieść myśli, że już zawsze będę opłakiwać w samotności tych, których tak bardzo kochałam.
Po raz ostatni spróbowałam dotknąć jego twarzy. Tym razem poczułam pod palcami ciepłą skórę. Śniłam. Cóż, jeśli to był sen, zamierzałam cieszyć się tym, jak jego uśmiech rozjaśniał mrok pokoju. Jego usta musnęły moje czoło. Zamknęłam oczy i modliłam się do Boga, żeby zabrał mnie do siebie.
Wiedziałam bowiem, że gdy się obudzę, znowu będę musiała się pożegnać, a nie byłam pewna, czy po czymś takim kiedykolwiek dojdę do siebie. Żegnaj – ktokolwiek wymyślił to słowo, powinien smażyć się w piekle.
CZYTASZ
Utrata:Natsu x Lucy
RomanceLucy nie jest zwykłą dziewczyną. Ścigają ją koszmarne echa wydarzeń sprzed dwóch lat. Od tamtej pory woli unikać zobowiązań, a smutek jest jedynym znanym jej - i dlatego bezpiecznym - uczuciem. Gdy poznaje Natsu, wydaje się, że dzięki niemu wyjdzie...