Rozdział 11

304 36 15
                                    

Ten rozdział również jest dedykowany Lalala1246, która poznała naszego boga Yato z Noragami.

<Lucy>

Stoję teraz w bezruchu patrząc z niedowierzaniem na osobę znajdującą się u boku mego ojca, na najpotężniejszego czarnego maga jaki kiedykolwiek istniał, gdy nagle poczułam znajomą energię magiczną, której już od dawna nie wyczuwałam, lecz by powstrzymać moich wrogów od ataku na dłuższy czas, by ów osoba miała czas na dotarcie tutaj, postanowiłam wciągnąć ich w rozmowę.
- Witaj, Zetefie... - wycedziłam z jadem w głosie przez zęby. - Cóż takiego cię tu sprowadza?

- Oczywistym jest faktem, że pan musi pomóc swym poddanym, kiedy Ci nie dają sobie rady.

- Ciekawe komu to bardziej posłuży. Może zarówno wam, w taki sposób że będzie wam łatwiej mnie pokonać, a równocześnie wasz was to doprowadzić do zguby, gdyż możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Uwolnimy z pod twego zaklęcia mego ojca oraz pokonamy, jak dotąd nie pokonanego wroga ludzi. - powiedziałam wpatrzona w mych przeciwników.

- I ty myślisz, że ci się to uda. Nie rozśmieszaj mnie! Jesteś tutaj sama i nikt ci nie pomoże nas pokonać. - wykrzyczał w moją stronę czarno-włosy.

- Z tym się nie zgodzę. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę skąd pochodził i ujrzałam ją. Moją ukochaną rodzicielkę, która wygląda jak starsza wersja mnie.

- Mamo... - wyszeptałam ze łzami w oczach.

- Cześć skarbie. Wiem, że mam tobie i twoim przyjaciołom trochę do wyjaśnienia, ale tym zajmiemy się dopiero, gdy wygramy tę walkę. - zwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy.

-No to do dzieła! - zawołam. - Ty zajmij się tatą, a ja w tym czasie spróbuję powstrzymać Zerefa.

- Spróbuj mi się dać zabić to cię wydziedziczę! - krzyknęła mi na odchodne.

- Nie masz się o co martwić. - zawołam i udałam się w stronę mojego przeciwnika.

- Ty tak na serio chcesz mnie pokonać, czy tylko żartujesz? - spytał. Ja mu nie odpowiedziałam, a patrzyłam się cały czas na niego z determinacją wymalowaną na twarzy. - Oj będzie zabawa! - zawołał, kierując jeden ze swoich ataków w moją stronę.

(Jestem ciekawa co tam u Natsu i jak mu idzie, a wy? Zobaczmy co tam się u niego dzieje.)

<Natsu>

Przed chwilą pokonałem kolejnego z piąków tego starego dziada. Chcę jak najszybciej pokonać te marne wojsko, by móc iść pomóc Lucy i jej mamie, a wiem, że ona też tu jest, bo wyczułem czyiś zapach podobny do Luce, ale trochę inny. Domyśliłem się więc, że najprawdopodobniej to jej matka.

Jak czasem spoglądam na moich towarzyszy widzę, że też chcą jak najszybciej to zakończyć i mieć to za sobą.

- Ponownie się spotykamy, Salamandrze... - usłyszałem niepokojąco znajomy głos za sobą. Gdy się odwróciłem ujrzałem kogoś kogo pokonałem już dawno temu i myślałem, że już nigdy go nie zobaczę.

- Jackal... - tyle zdołałem z siebie wydobyć.

(A o to kolejny chamski przerywnik)

<Gajeel>
(Kto by się tego spodziewał)

Moja grupa umiejscowiona jest najbliżej gildii ze wszystkich. Walczymy cały czas ze słabymi pionkami, które w jakiś nie określony sposób dały radę tu dotrzeć, jednak cały czas mam wrażenie, że coś jest nie tak (co ty nie powiesz), że coś zagraża temu karłowi i reszcie osób przebywającym w budynku gildii. Im dłużej o tym myślałem, tym większą miałem pewność, iż coś jest na rzeczy w moich przypuszczeniach.

Po chwili poczułem zapach obcej dla mnie osoby, a przeczucie, które rzadko mnie zawodzi, podpowiadało mi, że ów osoba nie jest do nas mile nastawiona.

Postanowiłem udać się do gildii i sprawdzić czy wszystko tam jest w porządku. Zawoławszy w stronę Cany, że znikam na jakiś czas, udałem się w stronę budynku.

Biegłem ile sił w nogach, by być tam, jak najszybciej. Modliłem się w duchu, by Levy była tam cała i zdrowa, ponieważ zanim rozpętała się ta walka chciałem powiedzieć jej coś bardzo ważnego, że ją kocham.

Kiedy byłem już blisko mego celu ujrzałem coś czego nigdy bym nie chciał zobaczyć.

Coś uderzyło w gildie i spowodowało jej roztrzaskanie i pożar.

- Levy... - wyszeptałem. Nie zastanawiając się długo pobiegłem w stronę ognia, by sprawdzić, czy chociaż jedna osoba wyszła z tego cało, co i tak graniczyło z cudem.

(Nie byłabym sobą gdybym teraz tego nie zrobiła)

<Lucy>

Moja walka trwa w najlepsze. Zarówno ja jak i Zeref jesteśmy trochę zasapani. Jak dotąd to była obustronna wymiana ciosów, lecz na nas były tylko powierzchowne rany.

- No to koniec rozgrzewki! - zawołał Zeref zbierając wokoło siebie coś co wyglądało jak czarna mgła. Po chwili, gdy było jej już tyle, że prawie go nie widziałam, zaatakował mnie nią. Na szczęście udało mi się zrobić unik, a cała magiczna energia uderzyła w po bliższe rośliny, niszcząc je doszczętnie.

- Tylko na tyle cię stać! Po takim magu, o którym słychać tyle legend, spodziewałam się więcej. - zawołam, próbując go sprowokować do kolejnego ataku, co po chwili dało zamierzone skutki, gdyż o mały włos bym dostała z kolejnej porcji mrocznej magii. - Ciekawa jestem, jak poradzi sobie z tym. - szepnęłam do siebie. - GWIEZDNY BLASK! - przy moich dłoniach pojawiło się mini słońcem, które swoim światłem oślepiło na chwilę mojego przeciwnika, dzięki czemu mogłam zaatakować go mieczem, który rozciął jego bok.

- Tak chcesz się bawić? Proszę bardzo! Mroczna mgła - tym razem wokół mnie zaczął się zbierać czarny dym, przez który nic nie widziałam. Po chwili poczułam na nogach bolesne ukłucia, z których zaczęła lecieć krew.

- Koniec tych podchodów! Gramy w otwarte karty! GWIEZDNA SIŁA! - wokół moich rąk i nóg pojawiła się złota poświata, która polepszała moje ataki wręcz. - GWIEZDNA PRĘDKOŚĆ! - wypowiedziawszy te słowa z prędkością światła dobiegłam do mojego przeciwnika i zaczęłam go okładać atakami.

Moment później stałam blisko mojego przeciwnika głośno sapiąc. Natomiast Zeref, mimo tego, że był cały po obijany i ledwo utrzymywał się na nogach, stał o własnych siłach, patrząc na mnie z wyższością.

- Już się zmachałaś? Ja tak mogę cały dzień! - mówiąc to przy jego ranach zaczęła się ponownie pojawiać ciemna para, przez którą po jego wszystkich ranach nie został nawet ślad.

- Ja też mam dla ciebie niespodziankę. GWIEŹDZISTE ZAKLĘCIE, REGENERACJA! - wymawiając słowa zaklęcia uniosłam ręce w górę, na które zaczął się pojawiać złoty dym, a raczej wyglądało to tak, jakby zaczął on spływać prosto od gwiazd. Ów substancja owineła się wokół mnie, a następnie zaczęła dawać mi siły i uleczyła rany wcześniej zadane przez czarnego maga, który teraz patrzył na mnie z niedowierzaniem w oczach. - Ja dopiero się rozkręcam.

_______

1028 słów

O to już nadszedł koniec dzisiejszego maratonu. Chcę też już dzisiaj zapowiedzieć, że powoli kończy się to opowiadanie, chyba od 5 do 7 rozdziałów zostało. Chociaż nigdy nic ze mną nie wiadomo. Stwierdziłam też, że do każdego rozdzialiku będę dodawać obrazek, tak jak dzisiaj w czasie maratonu.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Gwiezdna Przygoda (nalu) - NiedokończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz