Karina (List 1)

237 11 4
                                    

Czy pamiętasz ten moment, kiedy stanęłam z Tobą twarzą w twarz po raz pierwszy? Powiedz mi, byłbyś w stanie wtedy minąć mnie tak po prostu? Ot, bez słowa, czy odwrócenia głowy? A może... może gdybyś mógł cofnąć czas, zrobiłbyś to wszystko po raz kolejny?

Podarowałbyś mi to jedno spojrzenie Twoich ogromnych, pełnych zrozumienia oczu? Wtedy... wtedy widziałam coś, czego nigdy nie potrafiłam wyjaśnić. Aż do teraz. Tęczówki, które okalały te bystre źrenice zmieniły się. Tak nieodzowny czekoladowy brąz przeistoczył się w heban, nabierając nieznanej mi dotąd mocy. A przecież tak doskonale Twoje spojrzenie wyryło mi się w pamięci.

Przecież znałam Ciebie całego. Wiedziałam, kim jesteś, kto jest Twoją matką, i jak wiele osiągnąłeś w życiu. Doskonale potrafiłam wyłapać Twój głos, gdziekolwiek tylko mogłam go usłyszeć. Dorastałam z Tobą. Razem rozwijaliśmy swoje osobowości. To, że nie wiedziałeś o moim istnieniu, jest tylko malutkim mankamentem; dokładnie takim, jak pierwsza rysa na ekranie nowiutkiego telefonu... jest, ale nikomu nie przeszkadza, choć bardzo boli.

Na początku to wszystko bolało. Bolało mnie życie, otaczająca rzeczywistość i niemoc, która tkwi we mnie nawet teraz, kiedy próbuję przekazać Ci te wszystkie skumulowane we mnie myśli. Mam cichą, a zarazem wielką nadzieję, że Ciebie to już nie boli. Że sobie radzisz w pojedynkę tak, jak w zalążku naszej historii. Wróciliśmy do źródła. Osobno.

Kiedy zaznałam życia u Twego boku, uważałam, że bez Twojej obecności po prostu umrę. Po części miałam rację, bo nie postrzegam świata tak, jak dawniej. Czuję się jak cichy obserwator własnego życia. Wszystko dzieje się jakby poza mną. Nie mam wpływu na żadną decyzję, choć to ja powinnam mieć ostateczny głos. Zabawne, nie sądzisz? Przecież zawsze to ja najwięcej gadałam, i to mnie wszędzie było pełno.

Uratowałeś mi życie, wiesz? Pojawiłeś się znikąd, akurat wtedy, gdy walił mi się świat. Byłeś przy mnie, kiedy wszystko mogło legnąć w gruzach. Po prostu... tkwiłeś przy mnie, nie oczekując niczego w zamian, oferując pomoc. Pamiętasz? Nie umiałam nawet Ci odpowiedzieć. Tak jak i teraz, tak w tamtych momentach miałam wielką gulę w gardle. Byłam przytłoczona Twoją obecnością, nawałem niefortunnych zdarzeń, brakiem odpowiedzi na chociaż jedno z miliona pytań, które chciałam komuś wykrzyczeć w amoku.

To tylko kilka dni... zlepek kilkudziesięciu godzin, na pozór nic nie znaczących. Ale na Boga... oddałabym wszystko, by móc przeżyć te chwile ponownie. Z Tobą u boku tak, jak za pierwszym razem. Ale jestem Ci za nie dozgonnie wdzięczna, wiesz? Nie pytałeś, nie naciskałeś. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie emocje miałam wprost wypisane na twarzy, bo nigdy nie potrafiłam maskować uczuć. Mogłeś ze mnie czytać, niczym z książki. Miałeś możliwość wykorzystania mojej obłąkańczej fascynacji Tobą, by zrobić wszystko, o czym dusza sobie zamarzy. Jednak zachowałeś honor i zdrowy rozsądek, którego mnie brakowało.

Przypominasz sobie to opakowanie, które tak mocno ściskałam w dłoniach, gdy po raz pierwszy mościłam się na fotelu pasażera Twojego samochodu? Czy wciąż masz przed oczami moją twarz, gdy z ulgi rozpłakałam się na środku łazienki w pokoju hotelowym, wtedy wynajętym na Twoje nazwisko? Poczułam się taka wolna, wiesz? Jakby nic nie mogło mnie już zatrzymać.

Kilkanaście miesięcy później reagowałam tak samo, jak przy Tobie. Jednak Ciebie już nie było. Okoliczności też diametralnie się zmieniły. To niestety nie była ogromna łazienka w hotelowym apartamencie, a za drzwiami czekała tylko Ewelina. I wtedy życie się zmieniło. Moje, jej i... kurczę, przestałam się bać. Bo wreszcie zrozumiałam, że mam Cię na zawsze. Na wieczność. Och, jesteście identyczni. Tak samo śmieszni, macie nawet to spojrzenie... magnetyzm czekoladowych oczu, który rozwierca człowieka od pierwszego razu, kiedy tylko skupisz na nich swój wzrok. Nawet zacięcie do muzyki ma po Tobie.

Bo tak jak i do mnie, należy również do Ciebie. Pewnego dnia przekonasz się o tym.

Ach... jest cudem. Byłbyś dumny.

I tak, to Vienna.

Jest Twoją córką, Tom...


Five DaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz