Wiatr ubierający miłość w słowa

24 5 3
                                    

  Piernik przeciągnął się z zaskoczeniem stwierdzając, że w zgniłozielonym namiocie nie ma przyjaciela, z którym pokłócił się zeszłej nocy. Poczuł ukłucie w sercu zadane najpewniej drewnianym ostrzem, bo pozostawiło po sobie drobne drzazgi. Rozmyślał chwilę  zdając sobie sprawę, że jego dłonie mimowolnie drżą. Zależało mu na nim, a cała złość uleciała gdy do jego mózgu wepchało się inne, silniejsze uczucie. Zmartwienie. To nie tak, że mężczyzna chciał go oczyścić z zarzutów zniszczenia fryzury melancholika, po prostu agregat o francuskich korzeniach zaczął czuć coś dziwnego. Czuł, iż Blondyn nie robi tego celowo. Nie chce wcale a wcale skrzywdzić młodego, to coś co miało być prezentem. Tak musiało być, srebrnowłosy kiwnął głową jakby chciał upewnić się w swoich własnych myślach i przeczesał wolną ręką szare włosy rozglądając się przezornie po obozowisku. Jednak zaraz jego myśli wróciły do feralnego wieczoru.

   Zeszłej nocy chłopcy kompletnie stracili poczucie czasu grając w uno by zapomnieć o zalegającym w ich pamięci wydarzeniu. Nie rozmawiali, jakby kiedykolwiek miał odezwać się melancholik, panowała niezręczna cisza. Nikt nie pisał ze sobą notek, nie śmiali się bezgłośnie, nie grali w przymiotniki. Bez Serka było spokojnie, wyrównane oddechy osaczyły całe wnętrze namiotu oświetlanego przez niewielką świeczkę. Nawet Biszkopt czuł, że jest zbyt spokojnie by nazwać to normą. Ten charyzmatyczny dziwak, blondyn polujący na wyimaginowane niedźwiedzie, miał w sobie coś, czego teraz zabrakło zarówno niememu jak i agregatowi o szarej czuprynie. Wczoraj tak szybko pogrążyli się we śnie,  że zapomnieli o sprawie, która poróżniła bohaterów. Zielonooki jednak nie pojawił się w obrębie obozowiska od czasu sprzeczki, było to ich zdaniem niepokojące.

  Mężczyzna o francuskich korzeniach wstał i najciszej jak potrafił, aby nie obudzić młodszego, wybył z miejsca ich spoczynku. Dzieciak natomiast mruknął coś pod nosem i obrócił się na drugi bok. Można było dostrzec jedynie kulącą się malinową czuprynę wystającą zza śpiwora. Szarowłosy z odetchnął ulgą przenosząc się poza obozowisko. Wiedział, że musi znaleźć Serka póki promienie słońca muskają jego delikatnie opaloną skórę. 

   Nie minęła chwila a skierował się w stronę tajemniczego szelestu. Nie przekonywał go enigmatyczny las, mimo to dzielnie wkroczył na ścieżkę przykrytą spróchniałym drewnem i starymi liściami. Przedzierał się przez zagajnik bez zastanowienia, przystał dopiero gdy ujrzał pod swoimi nogami bladego mężczyznę skulonego pośród wielobarwnych liści. Pierwsza jego myśl przyszła do jego głowy natychmiast - T R U P. Druga dopiero ocuciła go zimną wodą - idioto, to nie kryminał biszkopta. Zorientował się, że to właśnie jego ukochany Serek. Na szczęście, nie wiedział co by zrobił z nieżywym mężczyzną w środku podejrzanego lasu. Ukucnął przy blondynie powoli odgarniając z jego, mokrego od potu i błota, czoła poklejone włosy.

-- Słyszysz mnie? - wyszeptał widząc, że tęczówki zielonookiego błądzą po jego odsłoniętym przez moro bokserkę ciele. Jego źrenice były nad wyraz rozszerzone, oczy niespokojne a ręce nerwowo się trzęsły. - Serek? - kiedy mówił powoli jego ksywkę, mężczyzna się wzdrygnął i poruszył jakby chcąc odsunąć od Pierre.

-- Ktoś ty? Zabójca? Zamachowiec? Wiedziałem, że mnie szukacie! To nie ja! -krzyknął starając się wydostać z kupy liści, która zapewne służyła mu wcześniej za naturalną poduszkę. Serek szybko zaliczył glebę wyrwacając się wprost na swoją wcześniejszą pościel. Agregat o francuskich korzeniach nie wytrzymał, zalała go fala śmiechu widząc zachowanie chłopaka. Blondyn uniósł brew i przyjrzał się dokładniej flegmatykowi. Badał każdy szczegół jego ciała. Poczuł motylki w brzuchu, skąd one się wzięły? Próbował je uciszyć. Bezskutecznie.

- Już starego przyjaciela nie poznajesz? -zapytał opanowując swój śmiech, wyciągnął rękę w stronę sangwinika i uśmiechnął się do niego swoim zwyczajem. Jego serce mimo wszystko się radowało, tak się cieszył z widoku blondyna. Martwił się, że coś go może zabić kiedy będzie toczył bój o miejsce przy drzewie z wiewiórkami, lub kiedy postanowi zapolować na wielkiego zająca. 

-- Wybacz.. - Serek był jakiś przygaszony, jakby nagle cała jego odwaga uleciała i pozostał mały chłopczyk z wielkim ego. Przygryzł nerwowo wargę i wstał stając twarzą w twarz z szarowłosym. Odezwał się dopiero po chwili naocznej walki z mężczyzną, jeśli można nazwać tak wpatrywanie się w głębie oczu flegmatyka. Nie, on tak chciał to nazwać. - Nie gniewasz się? Narobiłem niezłego bagna.. Nie tak to miało wyjść i...

-- Chyba rozumiem. -Kiwnął powoli głową wyciągając rękę do sangwinika. Agregat rozszerzył oczy jeszcze szerzej, o ile było to możliwe w jego aktualnym stanie. Serce waliło niczym młot i próbowało wyrwać się z jego poharatanej przez gałązki klatki piersiowej. Jego warga zadrżała, cóż to było za uczucie? Motylki w brzuchu zawibrowały, to przez narkotyki? Uścisnął rękę chłopaka o srebrnej czuprynie, jednak zrobił to w tak delikatny sposób, że sam był zaskoczony swoją czułością.

  Oboje poczuli ciepło, przez co żaden nie był w stanie opuścić dłoni drugiego. Spojrzeli się po sobie. Na twarzy piernika widoczny był niewielki rumieniec, natomiast malinowa warga Serka nie przestała drżeć. Przysunął się niespodziewanie do mężczyzny i.. To była chwila, wszystko działo się niesamowicie szybko. Wiatr rozczesujący ich włosy, tańczące liście, odgłosy korników pałaszujących dawno spróchniały korzeń i ich połączone wargi. Wszystko zdawało się wirować. A czas? On kompletnie nie istniał kiedy analityk został przyparty do brzozowej kory. Płytki oddechy pomiędzy pocałunkami, wypieki na twarzy obu chłopców i niezwykle uwierająca dla Pierre noga pomiędzy jego udami. Serek odsunął się niechętnie dopiero po kilku głębokich i namiętnych pocałunkach. Dłoń flegmatyka zacisnęła się na jego zimnych palcach a on natychmiast uniósł głowę aby przyjrzeć się do niedawna przyjacielowi. Co się stało? To był impuls? Nie możliwe...

-- Żeby było jasne, nie jestem żadnym gejem! - wybuchł po chwili splatając dłoń z zaskoczonym analitykiem. Blondyn fuknął i odwrócił wzrok słysząc cichy śmiech brązowookiego. Przygryzł wnętrze swojego policzka i chciał coś powiedzieć, jednak ubiegł go agregat o francuskich korzeniach.

-- Zostanie tak? Na dłużej? -zapytał marszcząc nos gdy poczuł zimny zefir na swojej twarzy, nawet nie próbował poprawiać włosów. Wiedział, że mija się to z zamierzonym celem. Na pytanie jednak odpowiedział mu jedynie wiatr i chłodne palce Serka, który pociągnął go w stronę obozowiska. Dopiero tam puścili swoje ręce. Obydwoje wiedzieli, że już są do czegoś zobowiązani. Od tej pory nic nie będzie już takie proste, trzeba jednak zacząć od małych kroczków aby naprawić relacje zielonookiego z malinowłosym. Kiedy tylko się to uda, będą mogli spokojnie dojść do najbliższej wsi aby zaopatrzyć się w nowy zapas żywności i wodę.

PopielniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz