Początek wspólnej podróży

57 17 2
                                    

  Dochodziła dwunasta gdy Pierre wkładał niechlujnie ubrania do ciemnego plecaka z kilkoma przegródkami. Chciał jak najszybciej wybyć z tego miejsca, wyruszyć w swoją podróż, którą dzielił z młodszym współlokatorem. Jego starania zdały się jednak na nic, melancholijny pedant wyjmował każde ubranie w celu ponownego złożenia go i zapakowania do pierwszego plecaka. Wszystko robił w bardzo staranny sposób, obcy pomyślałby, że jest niczym gosposia. Zgrabna pani domu w wielkim, żółtym swetrze i z lekko zdartymi kolanami.

   W drugiej nieco mniejszej torbie, która zdobiona była kilkunastoma przyszywkami i plakietkami,  znajdowało się kilkanaście paczek herbatników oraz biszkoptów. Arcypurysta uwielbiał ten rodzaj pożywienia, gdyby nie Pierre zapewne jadłby jedynie słodycze w postaci kruchych ciastek. Pomiędzy pakowaniem próbował nawet podjadać, co nie umknęło czujnemu mężczyźnie. Zganił go i ponaglił do pracy, w końcu jeszcze tyle do zrobienia. Cała sterta odzieży przed nimi przecież sama się nie złoży.

  Kiedy wszystkie ubrania były skrupulatnie poskładane i starannie wciśnięte na spód plecaka, przyszedł czas na spakowanie ulubionego kryminału czarnowłosego. Nigdy nie ruszał się bez niego z domu. Miał go zawsze pod kluczem, jakby w obawie, że ktoś może mu go ukraść. Obserwując poczynania chłopaka, główny bohater zmarszczył kasztanowe brwi.

-- Mamy problem z dopakowaniem ubrań, nie zmieści nam się tu książka. Brakuje jeszcze tylu rzeczy. -powiedział zatroskany wsuwając pod lekturę płaszcz przeciwdeszczowy. Materiał deszczowca wyginał się ocierając o książkę z wręcz obrzydliwym dźwiękiem. Szarooki zacisnął zęby wyciągając bestseller z torby. Docisnął go sobie do serca, tym samym pokazał Pierre, że za nic nie wyjdzie bez tego dzieła. Flegmatyk potarł skronie w zamyśleniu, ostatecznie przystał na jedną książkę, chociaż nie ukrywał, że ma niemały problem z zapakowaniem wody mineralnej do wypchanej po brzegi teczki.

  Skończyli pakowanie po niecałej godzinie, najwięcej zajęło im zastanawianie się co zrobią ze śpiworem i karimatą. Doszli do wniosku, że najprostszym rozwiązaniem będzie wziąć obie rzeczy pod pachę, tak też uczynili. Zbierając z podłogi przedmioty, blady chłopak ostatni raz rozejrzał się posępnie po domu. Pierwsze przezorne spojrzenie padło, na wyczyszczony do perfekcji stolik od kawy. Tyle wspomnień i wylanego wrzątku na kolana. Przejechał szarymi tęczówkami wzdłuż popękanych ścianek, które niegdyś nieudolnie próbował zalepić miętowymi gumami do żucia. Pamiętał jak szarowłosy, który później zdrapywał je ze ścian, irytował się na sam widok tej słodyczy w jego ustach. Przyjrzał się małej półce nad kanapą, zapełniona była cenionymi przez chłopców książkami. Wszystkie ustawione alfabetycznie, płyty z muzyką z lat 80-siątych były ułożone kolorystycznie, zaś nawet same zakładki do lektur były zwinięte gumką recepturką i ułożone na brzegu meblościanki. Nastolatek wiedział, że ostatni raz widzi utrzymany w jasnych kolorach dom introwertyka, ostatni raz czuje zapach spróchniałego drewna i ostatni raz ma pod paznokciami tynk zadrapany że ściany naprzeciw. Dla jego umysłu było pewne, że coś takiego jak tęsknota za tym lokum nie wchodzi w rachubę. Pewnie obrócił się na pięcie, wyprzedził starszego mężczyznę i beztrosko udał się do wyjścia. Wiedział, że w tym momencie zakończył pewien etap życia. W swoim podręcznym notatniku zapisał go jako "wyjście z nory".

   Na początku drogi Pierre zastanawiał się, jak zareagują mieszkańcy na ich zniknięcie. Wiedział, że niewiele ludzi jest zainteresowanych ich osobą. Pragnął jednak skrycie wierzyć, że dziewczyna z naprzeciwka kiedyś zapuka z przeprosinami. Tliło się w nim liche pragnienie aby wybaczyć ludziom, którzy beznamiętnie plotkowali zarówno o nim, jak i o jego niemym kompanie. W jego sercu zagoscił ból. Po chwili jednak zastąpiła go ciekawość, mężczyzna uwielbiał przyglądać się młodszemu. Zwłaszcza kiedy ten miał w rękach swój czarny notes. Rzadko miał okazje zajrzeć do środka, nie był na tyle wścibski żeby o to prosić czy też aby wykradać jego brudnopis. Biernie obserwował jak chłopak nieudolnie bazgrze ciemnym długopisem po pożółkłej kartce. Narysował karykaturę ich domu. Nagie drzewa otaczające dom przypominały bardziej patyki niż rośliny, natomiast sama kamienica wyglądała jak wielka cegła z narzuconym prześcieradłem. Rozbawiło to początkowo introwertyka, który po krótkim namyśle postanowił jednak się odezwać.

-- Chcesz zapamiętać dom? -zapytał patrząc w niekończącą się asfaltową drogę. Miał wrażenie, że idą już kilkaset dni, kiedy w rzeczywistości minęła niespełna doba. W tym momencie do jego sumienia doszedł głos rozsądku wyraźnie mówiący o tym, że ta decyzja była najbardziej spontaniczną w jego życiu. Nawet kiedy przed laty przyjmował do swojego domu czternastolatka, myślał racjonalnie. Postąpił wbrew swoim przekonaniom. Prozaicznie wyszedł z domu i jakby nigdy nic poszedł w świat z niepełnoletnim, niemym dzieckiem. W rozważaniach przerwało mu stanowcze "nie" w postaci kręcenia głową młodszego. Chciał zapytać o coś więcej, postanowił jednak trzymać język za zębami i obserwować zachmurzone niebo.

   Farbowany agregat z początku był przekonany, że podróż będzie zarówno arcybanalna jak i cicha. Tym razem jego umysł się pomylił, przynajmniej w jednej kwestii. Monotematyczna wyprawa już po godzinie nabrała tempa. Chłopcy nawet nie zdawali sobie sprawy, że dogadują bez słów. Wystarczyło wskazać przelatującego ptaka by zaraz obydwoje wypisywali w notesiku młodszego przymiotniki dotyczące jego wyglądu. Cała ich zabawa polegała na napisaniu jak największej ilości słów określających zwierzę. Gra była wyrównana, obydwoje mieli bogaty zasób słownictwa. Osoba obserwująca być może zakpiła by z tego. Niemy oraz bejcowany mężczyzna, który ledwo zdał technikum, mają rozwinięty słownik w głowie, zabawne. Była to jednak prawda, każdy z nich czytał spore stosy książek, mimo że różniły się od siebie skrajnie. Mianowicie młodszy był zwolennikiem kryminalistyki, starszy zaś fanatykiem powieści faktu oraz biografii lekarzy.

-- Wygrałem -powiedział Pierre pochylając się nad młodszym, ten natomiast uniósł się z dumą wywracając szarymi tęczówkami. Agregat o francuskich korzeniach natychmiast parsknął śmiechem spoglądając w srebrzyste niebo. Zapadał zmierzch, chłodny wiatr przeczesywał włosy bohaterów wprowadzając w nich pewnego rodzaju niepewność w stosunku do lasu przed którym się znajdowali.

-- Powinniśmy się tu przespać. Ledwo się trzymasz na nogach. -po chwili można było usłyszeć niosące się echo donośnego i jednocześnie zmartwionego głosu starszego mężczyzny. Niemy kiwnął głową idąc w głąb wysuszonego, enigmatycznego lasu, jedyne co było słychać to dźwięki łamanego igliwia. Przedzierali się przez regiel zaledwie dziesięć minut, nie było to jednak takie proste jak się mogło zdawać. Pajęczyny były niemal wszędzie, dwa razy czarnowłosy podskakiwał w miejscu niezadowolony z brudu na swojej twarzy. Z perspektywy srebrnowłosego było to zabawne, za pierwszym razem nawet uśmiechnął się kącikiem ust.

  Przystali na polanie, zapewne niedaleko strumienia gdyż jego szum rozchodził się w całej okolicy. Jeszcze mokra, zapewne od porannej rosy, trawa wdała się chłopcom we znaki kiedy próbowali nieudolnie rozłożyć na niej karimatę. Ślizgała się, zawijała i wydawała zabawne dźwięk, mimo to chłopcy poradzili sobie z tym wyzwaniem nie brudząc nawet kolan.

  Leżeli daleko od siebie, pedant nie lubił kiedy ktoś za bardzo naruszał jego przestrzeń osobistą. Mimo próśb ze strony introwertyka, smolistowłosy nie zgodził się na rozpalenie ogniska. Być może było to spowodowane traumatycznym przeżyciem, może też lenistwem czy chęcią zrobienia na złość mężczyźnie. Taki mały akt zemsty za swoją niefortunną porażkę podczas gry w przymiotniki.

  Dochodziła północ, tak można było wnioskować po położeniu księżyca na czystym niebie. Melancholik sądził, że w samotności obserwuje migoczące gwiazdy. Mylił się, obok niego siedział nieznajomy. Człowiek z którym, mimo że mieszkał pod jednym dachem, nie miał praktycznie nigdy dłuższego kontaktu. Oczywiście poza dniem wczorajszym. Wtedy uświadomił sobie, że być może nie jest aż taki samotny jak mu się zdawało. Zdawało się, że to dopiero początek wspaniałej przygody.

PopielniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz