Prolog

1.1K 53 4
                                    

Ta ciemność mnie przytłaczała. Była wszędzie. Nade mną i pode mną, była dla mnie klatką. Nic nie widziałem, nic nie czułem. Mój umysł otaczała gęsta mgła. Musiałem się kierować instynktem, który kazał mi szukać jasności. Nie było jej tutaj. Szedłem przed siebie, choć każdy krok był dla mnie cierpieniem. I nagle się pojawiła. Mała, jasna plamka, gdzieś wysoko, nade mną. Chciałem ją dotknąć, lecz nie mogłem dosięgnąć. Podskoczyłem.

I wtedy pojawiło się pierwsze uczucie. Ból. Rozprzestrzenił się po całym ciele. Zwijałem się, nie mogłem nad tym zapanować. W moich oczach pojawiły się łzy. Drugie uczucie. Złość. Byłem wściekły na siebie, na własną bezsilność. Trzecie. Determinacja, która sprawiła, że mogłem się wyprostować. Gwiazda się przybliżyła. Radość, która wyparła z mojego ciała ból. Dzięki temu odzyskałem jasność myślenia. Już wiedziałem, że nie znajduję się na lądzie, że moje stopy nie dotykają gruntu. Otaczała mnie woda...

Była wszędzie, czułem ją na swojej skórze, jak obmywa moje ciało i wypiera ku górze. Pozwoliłem jej na to. Stałem się bezwładny. Wszystko działo się jak w przyspieszonym filmie. Coraz więcej wody było pode mną, ale dziwna gwiazda wcale się nie przybliżała. Ruszyłem rękami i nogami. Moje kończyny odnalazły właściwy rytm i sprawiły, że mój cel był coraz bliższy. Na chwilę przestałem, wyciągnąłem do góry dłoń. Brakowało mi kilku centymetrów. Ostatni ruch nogami, ostatnie odepchnięcie się, ostatnia fala, która obmyła moje ciało i o to mogłem dotknąć tej cudownej jasności. Byłem szczęśliwy. Jej blask mnie oślepiał, a dotyk niemal parzył. Całym sobą stałem się jednością ze światłem.

Kiedy to się stało na nowo otworzyłem oczy. Już nie byłem w wodzie. Leżałem na zwykłym łóżku w jakimś jasnym pomieszczeniu. Nade mną stało wielu ludzi, wszyscy oni patrzyli na mnie z radością, ale i nie dowierzaniem, jakbym przed chwilą dokonał czegoś niemożliwego.

- Wybudził się – szepnęła jakaś młoda kobieta i odsunęła się ode mnie.

- To cud – szepnęła druga i skierowała wzrok na jakąś maszynę.

- Przestańcie – jakiś starszy pan machnął rękę.

- Gdzie ja jestem? – zapytałem.

- W szpitalu – odpowiedział i wyjął notes.

- Dlaczego?

- Nie pamięta pan? – mężczyzna zmarszczył czoło i przyjrzał mi się z uwagą.

- Nie – odpowiedziałam.

- A wie pan, jak się pan nazywa? – zapytał i przysiadł na moim łóżku.

- Nie pamiętam. – i dopiero wtedy do mnie doszło, że nie wiem, kim jestem. Mój oddech przyspieszył, serce zaczęło bić w zabójczym tempie. Mężczyzna zadawał mi kolejne pytania, a ja nie byłem w stanie na nie odpowiedzieć. Było mi coraz goręcej, ale on mnie nadal męczył. Torturował potokiem słów. Przesłuchiwał. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy.

- Spokojnie – starszy pan pogładził mnie po głowie. Trochę się uspokoiłem.

- Jagoda – wyszeptałem nagle. To imię pojawiło się w mojej głowie nagle. Niespodziewanie, jakby zmęczony umysł zdołał w pamięci odnaleźć jeden, ale ważny wyraz.

- Słucham – mężczyzna nie zrozumiał.

- To imię jego dziewczyny, doktorze – powiedziała jedna z młodych kobiet i wskazała na przezroczyste drzwi.

Podążyłem wzrokiem za jej dłonią i zobaczyłem ją. Była niska, kolorowe włosy opadały za ramiona. Na rękach trzymała małe dziecko. I znowu przyspieszył mój oddech, kropelki potu pojawiły się na moim ciele, znałem ją. Musiałem ją już kiedyś widzieć, ale nie pamiętałem gdzie. Wiedziałem, że jest dla mnie kimś ważnym, więc dlaczego nie chciałem, aby tu weszła, dlaczego bałem się chwili, w której stanęłaby koło mnie?


Hej, o to moja kolejna książka. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłej lektury:)

Przypomnij mi || Maciej KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz