Rozdział XXIV. Początek nowej drogi

219 32 16
                                    

         Był piękny słoneczny dzień. Siedzieliśmy z Jagodą na ławce w parku. Na moich kolanach przysypiał Adaś. Było ciepło i miło. Patrzyłem na skocznię w oddali. Za parę dni wszystko miało wrócić do normy. Już nie będzie takich zwykłych leniwych dni. Już nie będę miał kilku dni pod rząd wolnych, które całkowicie będę mógł poświęcić rodzinie. Zaczną się zgrupowania, treningi i cała otoczka życia skoczka.
    Westchnąłem i poprawiłem sobie Adasia, który mocniej zacisnął rączkę na mojej bluzie.
- On cię nie puści na żadne zawody - szepnęła cicho Jagoda i pogłaskała małego po włosach. Mnie pocałowała w policzek. - Rozpuściłeś go.
- Nie przesadzaj, tylko ja... No nie potrafię mu odmawiać, bo kiedy on robi takie smutne oczka, to i mnie się robi smutno i... No dobra, zgadzam się na wszystko, ale i tak niedługo wyjeżdżam, więc... - chciałem się usprawiedliwić, ale trochę mi nie wyszło.
- Będzie mi ciebie brakować, przyzwyczaiłam się, że ciągle jesteś w domu, że nadal masz pytań, że jest nam razem po prostu dobrze - zaskoczyła mnie tymi słowami, nie zabardzo potrafiła mówić o swoich uczuciach, ale ta wypowiedź była dla mnie czymś wspaniałym i wyjątkowym.
- Możecie jeździć ze mną - zasugerowałem, chociaż znałem odpowiedź i doskonale wiedziałem, że jest to nie realne.
- Będziemy z wami na Mistrzostwach Świata, Stephan chcę sprawdzić jakiś nowy manewr psychologiczny czy coś takiego, więc wystarczy, że będziesz ładnie skakał - powiedziała i dotknęła mojego policzka.
- Czego ten facet nie wymyśli - pokręciłem głową, ale w głębi duszy czułem nieopisaną radość, nic mnie nie mogło bardziej zmotywować.
- No widzisz - uśmiechnęła się szeroko, a potem wyciągnęła rękę. - Idą już.
    Spojrzałem tam i zobaczyłem Asię, prowadzącą za rękę Otylię i jadącego obok nich Kubę. Wszyscy sprawiali wrażenie szczęśliwych. Wstałem, układając sobie wygodnie Adasia i zacząłem iść w ich kierunku. W pewnym momencie, moją uwagę przykół pewien mały szczegół. Mężczyzna miał na sobie firmową bluzę Eurosportu.
- Hej - najpierw przywitałem się z dziewczynami, a dopiero potem nachyliłem się do brata. - Czy ja o czymś nie wiem?
- Kamil mi załatwił pracę dziennikarza w tej stacji. To niesamowite, że mam taką możliwość ja... - przygryzł wargę i się mimowolnie zaczerwienił. - No czuję się do czegoś potrzebny, będę mógł robić coś wspaniałego, mimo że...
     Nie musiał kończyć, tak samo jak ja nie musiałem wspominać o jego próbie samobójczej. Tamten rozdział dobiegł końca. Wszystko zaczynało się układać. Razem zaczynaliśmy nową drogę.
- Chciałbym z tobą porozmawiać - Kuba powiedział na głos to, o czym ja myślałem od dawna. Potrzebowaliśmy tego, a nasze sprawy ,,sercowe" i zawodowe nam na to nie pozwalały.
- No proszę, panowie mają przed nami jakieś sekrety - podkręciła głową Asia, a Jaga zabrała mi Adasia. - Choć idziemy, obok jest taka bardzo fajna i bardzo DROGA restauracja, gdzie na nich poczekamy.
- Bardzo śmieszne - mruknął Kuba, a ja się tylko uśmiechnąłem i złapałem uchwyty przy jego wózku. Zacząłem pchać, ale rozległo się jego ciche chrząknięcie: - Ja sam, Maciek. Chcę przynajmniej zachować pozory samodzielności.
- Oh, tak jasne - wbiłem wzrok w ziemię i stanąłem obok niego.
- Tak zdecydowanie lepiej - powiedział to już prawie wesoło. Ruszyliśmy

***
     Wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się w stronę pobliskiego cmentarza, gdzie w czasie sezonu zawsze było pełno turystów, teraz mieliśmy to miejsce praktycznie tylko dla siebie, idealne na szczerą rozmowę.
- Nie wiem od czego powinienem zacząć - Kuba przerwał panującą między nami ciszę. - Jest wiele spraw, które wymagają wyjaśnienia, albo po prostu załatwienia. Ale nie chcę na razie o tym myśleć, przynajmniej teoretycznie mamy na to jeszcze czas, chciałbym zacząć od czegoś innego. Od naszych relacji.
- Uważasz, że są złe? - zdziwiłem się, może rzeczywiście ostatnio nie widywaliśmy się tak często jak dawniej, ale było to spowodowane całą masą, niezależnych od nas czynników, sam fakt, że udało nam się wygospodarować parę godzin tego popołudnia, graniczyło z cudem.
- Kiedyś było inaczej - odpowiedział.
- Ty chodziłeś, a ja o wszystkim pamiętałem?
- To też, ale chodzi mi o coś jeszcze... Ty po prostu zawsze byłeś moim małym braciszkiem, którym się trzeba było opiekować, a teraz... - westchnął i delikatnie uderzył dłonią w plastikowe oparcie.
- Nadal będziesz mnie mógł ochrzaniać i naprawiać moje błędy - pocieszałem go i uśmiechnąłem się szczerze.
- Jakoś tego nie widzę. Nie wierzę, że to mówię, bo nigdy nie wierzyłem, że to się stanie, ale ty wydoroślałeś, wreszcie dojrzałeś - powiedział. - Nie wiem czy ktoś ci to mówił, ale ty nie jesteś tą samą osobą co kiedyś. Zachowujesz się inaczej, potrafisz lepiej panować nad emocjami i... Nie wiem, jak to opisać, po prostu dojrzałeś.
- Nie no, dzięki, co za komplement - mruknąłem. Szczerze powiedziawszy nie to chciałem usłyszeć.
- Nie obrażaj się, to, niestety jest komplement - złapał moją rękę. - Już nie jesteś naburmuszonym chłopcem.
- To dlaczego ,,niestety" - zapytałem.
- Bo przez to ja czuję się staro - odpowiedział ze śmiertelną powagą, ale w oczach tańczyły mu wesołe płomyki, za którymi tak bardzo tęskniłem.
- No tak, jeszcze trochę i polecisz na emeryturę - przewróciłem oczami.
- A żebyś wiedział, że polecę - zaśmiał się. - Na inaugurację Pucharu Świata w Wiśle.
- To rzeczywiście daleko - podkręciłem głową, ale w tym momencie coś do mnie dotarło. - Zaraz, co?
- Będę was męczył już od pierwszych dni tego sezonu - poruszył zabawnie brwiami, a jego spojrzenie skrywało swojego rodzaju dumę z tego faktu.
- Czyli nie muszę się spinać, aby któryś z Kotów pojechał na Puchar Świata?
- No wiesz, zawsze od biedy, można jeszcze naszego tatusia wysłać - zaśmiał się.
- Nie, ale tak na poważnie, to gratuluję - uśmiechnąłem się.
- A dziękuję, ale muszę dzisiaj zrobić jeszcze jedną rzecz - momentalnie spoważniał, a ja spojrzałem na niego z uwagą. - Chcę cię przeprosić i podziękować, za tamto, no wiesz, w szpitalu, mimo że zagranie z Otylką było poniżej pasa.
- Zna się te najlepsze chwyty - kiwnąłem głową, ale widząc jego minę, nie ciągnąłem tego dalej.
- I pomyśleć, że mogło by mnie, tu tak po prostu nie być - westchnął i spojrzał w niebo. - Skreślił bym wszystko. Zamknął wszystkie drzwi i nie wyszedłbym z ciemności... Wtedy, tam w szpitalu, to nie byłem ja... Ja pragnę żyć, kocham każdą chwilę z Asią, Otylią czy z tobą. Nie mógłbym z tego zrezygnować nawet jeżeli jestem przykuty do wózka i nie ma najmniejszej szansy, że kiedykolwiek zacznę chodzić, czy prawidłowo funkcjonować. Tak samo, jak ty nie byłeś sobą tamtego dnia. Nie poznawałem mojego brata... Wtedy przesadziłeś, ale naprawiłeś to.
- Pięknie to powiedziałeś - zamyśliłem się.
- To po co przerwałeś - burknął trochę obrażony i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Przepraszam, myślałem, że skończyłeś - uśmiechnąłem się. - Proszę kontynuuj.
- Nie - odpowiedział krótko, nawet na mnie nie patrząc.
- Dlaczego?
- Zepsułeś klimat.
- Przepraszałem cię już. No dalej, dawaj.
- Teraz jest już na to za późno. Jak zwykle wszystko zepsułeś.
- Nie, po prostu ty, już nie wiesz co mógłbyś jeszcze powiedzieć - wskazałem na niego, oskarżycielsko palcem.
- Wcale nie.
- Wcale tak! - upierałem się. Uwielbiałem się z nim przekomarzać. Uwielbiałem, jak udawał, że jest na mnie obrażony, chociaż zawsze robił to wyjątkowo nieudolnie.
      Zaczynaliśmy razem nową drogę. Nie tylko jako bracia, ale także jako ludzie, którzy w jednym momencie stracili poprzednie życie. Tamte, wytyczone przez nas szlaki zostały daleko i nie było do nich powrotu. Weszliśmy na nową drogę, ale wiele rzeczy zostawało po staremu, bo są takie zwyczaje i zachowania, które się nigdy nie zmienią...

Może i trochę ten rozdział, i wyszedł mi tak jakoś ckliwie, ale to przed ostatni, więc chyba mi wybczycie.
A no właśnie, do przyszłego weekendu dodam już wszystko. Ostatni rozdział, epilog no i oczywiście podziękowania, liczę, że wytrwacie, całuski😘

Przypomnij mi || Maciej KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz