2

19 2 4
                                    


2

02.01.2015 rok

Nieubłaganie tykający zegar dał się we znaki. Jak to się stało, że mimo samotnego Sylwestra, Marta była w stanie wstać na nogi dopiero drugiego dnia stycznia? Kobieta ociężale podniosła swoje zwłoki z łóżka a następnie rzuciła okiem na zarysowany ekran telefonu. Stan szybki aparatu, pozwalał sądzić, że odbył kilka bliższych spotkań z podłogą. Automatyczna sekretarka była pusta, tak samo jak skrzynka smsowa. Poza kilkoma nieodebranymi połączeniami od Ignacego Rostowskiego, prawnika z jej kancelarii, nie miała równie pilnych powiadomień.

Po kilku chwilach odłożyła telefon, na szafkę, który prędko spadł na ziemię. Jeszcze lekko chwiejnym krokiem, kobieta skierowała swoje kroki do kuchni witając w progu swojego potężnego psa.

- Cześć Max.

Mimo bólu głowy, jej uniesione kąciki ust utrzymały się dłuższą chwilę. Oparła swoje ciało o blat kuchenny wyglądając przez nieduże okno w kuchni. Tego sezonu, zima była nad wyraz łaskawa. Jakby chciała odpuścić nam wszystkim za poprzedni rok, który był owiany serią złudzeń i niepowodzeń. Krew lała się strugami, czasem pulsowała niczym z tętnic. Nigdy nic nie mówiła, nie słychać było krzyku ani próśb. Głucha cisza i odgłos rozlewu. W uszach prawniczki, odbijał się spokojny puls uderzających o podłogę ciężkich kropel, zbryzganych równie irracjonalnymi wspomnieniami.

Samochody spokojnie mijały dom mecenaski, mknąc zapewne do pracy, szkoły. Ludzie nad wyraz się spieszyli, co wcale nie poprawiło sytuacji panującej dookoła. Kancelaria prawniczki, była na skraju bankructwa, mimo iż poprzednie lata, były jednymi z najlepszych, pod względem wygrania spraw. Zatem skąd ten minus na każdym rachunku?

Prawą dłonią ściszyła dudniące radio, nie chcąc słyszeć już nic o tym, że jest właścicielką jednego z większych kompromitacji w Poznaniu. Na kromce ciemnego chleba ułożyła kilka plastrów ogórka i głośno westchnęła. Zielony wcale nie uspokajał. Odchyliła swoją głowę by obraz przed jej oczyma znów stał się ostry, lecz im bardziej starała się opanować nerwy tym mocniej czuła, że sól do kanapki dziś będzie jej zbędna. W kilka chwil pochłonęła śniadanie, każąc swojej głowie skupić się na czymś innym.Kobieta pochłonięta myślami o podziale komórek przy trawieniu, na chwilę zapominała o toczącej się batalii w jej nędznym życiu. Jednak tego dnia  mózg był tak nieusłuchany jak kilkuletnie dziecko, lub półtoraroczny pies rasy collie, który właśnie wdrapał się na kanapę. Już odepchnęła się od blatu aby ze strofować zwierzę, gdy nagle jej telefon zaczął wibrować.

Eliza.

Brzmiało to jak wyrok, a raczej konieczność udawania silnej i niezależnej kobiety. W rzeczywistości była wątłym, jak liść na wietrze podmiotem Bożej siły. Gdy nacisnęła zieloną słuchawkę, poczuła, że całe śniadanie podeszło jej do gardła.

- Lepiej się czujesz? - Zaczęła Marta łamiącym się głosem.

- Jak on mógł to zrobić..

Poprzedni rok, mimo strat w kancelarii przyniósł straty w ludziach i nadziejach. Brak odpowiedzi od jej rodziny, był ostatnim zmartwieniem jaki miała na głowie. W zasadzie nawet nie wiedziała, czy jej z pozoru najbliżsi żyją. Równie dobrze, Paweł z Zosią mogli spokojnie przesiadywać za granicami kraju i żyć w przeświadczeniu, że Marta nie podejmuje żadnych prób kontaktu.

- Spytałam.

- Jak ma być kurwa lepiej?

- Minęło prawie siedem miesięcy Elizka. Od listu kilka tygodni.

W zasadzie nie wiedziała od czego. Czy od tego, że jej kancelaria zaczęła spadać na największe dno czy od morderstwa córki jej pracownicy.


To był czerwcowy dzień. Słońce przez konary drzew ogrzewało półnagie ciało prawniczki, opalającej się w zaciszu domowego ogrodu. Zraszacz kołysał się raz w jedną, raz w drugą stronę, wiatr spokojnie wiał podsyłając kolejne fale przyjemnego powietrza. Kostki lodu w soku pomarańczowym powoli się roztapiały, a pod wpływem podmuchów, słomka wirowała się w każdą stronę.

- Jak wyglądam? - Spytała licealistka stając na tarasie.

Jej długie, złote loki doskonale komponowały się z porcelanową cerą i błękitnymi oczami. Jej ciało opinała sukienka w kwiaty, pod którą znajdował się jednoczęściowy kostium do pływania. Okręciła się kilka razy wokół własnej osi i uśmiechnęła się szeroko do matki. Tego dnia miała być jej pierwsze wyjście z chłopakiem. Jak na szpilkach szykowała się od samego rana, by właśnie tej soboty oddać się słodkiej ekstazie i nirwanie lat młodzieńczych, zapomnieć o nadchodzącym jutrze.

Zatrzymała się w miejscu widząc zmieszaną twarz mecenaski a następnie ukucnęła przy leżaku. Położyła na rękę na jej ramieniu i spojrzawszy w ciemne oczy Elizy mruknęła przekonującym głosem.

- Mamo, uśmiechnij się. Wrócę do dziewiętnastej.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Prawniczka spokojnie rozkoszowała się resztą dnia w samotności, głowę uwalniając od wszelkich rozpraw, akt. Słuchała jednym uchem odgłosów lata i śmiechów sąsiadów zza płotu. Późnym wieczorem gdy na zewnątrz zrobiło się nieznośnie chłodno, a zapach grilla poufałych niemiłosiernie przedzierał się na jej posesję, przeniosła się do salonu. Siadając w fotelu, nie przewidziała scenariusza, jak szybko uśnie i obudzi się następnego dnia. Poranek stał się jednak jednym wielkim rozczarowaniem i porodem strachu, gniewu i niepewności. Po przeszukaniu całego domu i obdzwonieniu przyjaciół, kobieta nie mogła zlokalizować, gdzie obecnie znajduje się jej córka.

Do teraz mecenas Klinowska nie dowiedziała się gdzie Anna tak naprawdę zamierzała się udać. Nic nie wskazywało na to, że miała się spotkać z opisywanym przez nią maturzystą. Żadna z jej koleżanek nie potwierdziła jego faktycznego istnienia. Dziewczynka została znaleziona następnego dnia w lesie.

Wisiała całą noc pomiędzy drzewami, w zagajniku oddalonym od domu rodzinnego. Gdy z policjantami kobieta dotarła na miejsce zbrodni, słońce nie potrafiło przedrzeć się przez konary, a wiatr wiał jedynie chłodem. Dookoła nie słychać było żadnego śpiewającego ptaka, jedynie co jakiś czas trzask gałęzi, która powoli rwała się pod ciężarem nastolatki. Jej sina dłoń, kołysała się niczym ogrodowy zraszacz minionego dnia. Żałowała, że nie pochwaliła tego jak wystroiła się jej córka. Nawet na wiszącym trupie sukienka w kwiaty wyglądała zjawiskowo. Nie widziała krwi, gdyby się przypatrzeć, nastolatka wyglądała na szczęśliwą. Jakby zwinny balans własnymi zwłokami sprawiał jej taką radość. 

- Czy ona.. - Wypowiedziała te słowa odwracając twarz.

- Na to wygląda. - Powiedział pewnie, niewzruszony gliniarz.

Córka prawniczki najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Tą wersję przyjęła policja, lecz jak kilkunastoletnia dziewczyna mogłaby coś takiego zrobić samodzielnie? Nikt na to nie wpadł, lecz najwidoczniej wzięli do serca. Poszukiwania trwały, lecz bez efektu.

Dopóki główną oskarżoną o morderstwo, przed świętami Bożego Narodzenia nie stała się mecenas Eliza Klinowska

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 31, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Śmierć paragrafemWhere stories live. Discover now