Na podstawie opowiadania 'Wieczorem' autorstwa Karola Chmielewskiego
Dziś znowu nie przyszedł. Za każdym razem mówi, że przyjedzie, a potem nic. Bartek pożyczał piłkę i mówił, że przyjdzie wieczorekiem pod blok i wrzuci na balkon. Niestety za każdym razem nie wrzucał. Miałem tego dosyć. Więcej mu jej nie pożyczę. Spojrzałem na zegarek. Była godzina 22, tzn. dochodziła, bo na tarczy widniały dwie wskazówki: jedna centralnie w dół, druga obok godziny dziesiątej. Na dworze padał deszcz. Możliwe, że to był powód nieobecności, ale przecież nie zawsze padało. Jutro mu wszystko wygarnę, choć jest większy ode mnie. 'Etam', machnął ręką i stwierdziłem, że nie ma się czego bać.
Gdy obudziłem się, nie zrobiłem prawie nic. Wstałem, pożegnałem się i wbrew prostesom rodziny wyszedłem na pole*. Do szkoły mam pięćset metrów, więc ten dystans pokonywałem zazwyczaj pieszo. Przed szkołą o godzinie siódmej nie ma prawie nikogo. Tuż za budynkiem jest budka z egzotycznym jedzeniem. W kieszeni było jeszcze kilka groszy. 'Na jednego kebaba starczy', pomyślałem.
Kiedy wróciłem, na boisku były trzy osoby: Bartek, Stasiek i Stasiek. Grali w piłkę. Moją piłką.
-Bartek, ty cwelu! Miałeś mi oddać piłkę! - zawołałem gniewnie.
-Ochujałeś?! Lało jak z cebra - odparł rozbawiony.
-To już szósty dzień tygodnia, kiedy nie oddałeś mi piłki.
-Jak będziesz tak podskakiwać, to ci przyjebię.
Atmosfera zgęstniała. Czułem, że zaraz coś się wydarzy.
-No to dawaj, hardkorze - sprowokowałem.Bartek był gruby, więc szybko zauważyłem, że wymierza we mnie cios. Uchyliłem się zanim byłby w stanie to zauważyć. Odwróciłem się i chwilę później leżał na boisku martwy.
-A co tu się odjaniepawla? - krzyknął pan Ranel, nasz łysy wuefista, wybiegając z dobudowanej sali gimnastycznej.
-Adolf pobił Bartka - powiedział Stasiek.
-To nieprawda! - zaprzeczyłem.-Bartek, jesteś cały? - spytał nauczyciel podchodząc do ciała. Bartek nie odwrócił się, zrobił to za niego pan Ranel. Twarz chłopca miała okres.
-Adolf, otrzymujesz skierowanie do dyrektora - z kamienną twarzą powiedział nauczyciel.
-Do pokoju zwierzeń! Cha cha! - zaczeli wyśmiewać mnie Staśki.
-Spadajcie sobie do wulkanu - odkrzyknąłem.O dziwo pan Ranel nie odprowadził mnie do gabinetu osobiście, więc postanowiłem ustalić jakiś plan działania. Miałem trzy opcje: mogłem uciec, zabić wszystkich, albo udawać, że nie wiem, co się stało.
Mijałem drzwi w korytarzu, aż doszedłem do pokoju nr 13. Wszedłem bez pukania i od razu oznajmiłem, że pan Ranel wysłał mnie tu, a ja nie wiem, dlaczego. Niestety, zapomniałem o jednym dosyć istotnym fakcie: okna od gabinetu pani Piast wychodziły na boisko. 'Cholera', pomyślałem.
-Nie wiesz, dlaczego, tak? - zapytała. Przełknąłem ślinę, kiwając głową - A ja ci powiem. Co to za przeklinanie na terenie szkoły? Wszystko słyszałam.
'Ufff', pomyślałem.
-Opowiedz mi, co się tam stało.
Nie chciałem mówić, ale pani Piast wyjęła z biórka patyk, skierowała go w moją stronę i rzuciła:
-Imperio.Nie wytrzymałem. Powiedziałem jej wszystko.
-A więc mówisz, że go zabiłeś?
-Tak - wciąż byłem pod działaniem zaklęcia.
-Eh - westchnęła, po chwili jednak dodała - Ja pierdolę. Ci uczniowie zawsze, kurwa, muszą coś spieprzyć.
Chwila ciszy. Poczułem, że odzyskuję władzę nad ciałem.
-Dobra, chodź, mały chuju. Musimy to naprawić.
Nie słyszałem nigdy, aby ktoś przywrócił kogoś do życia, ale po tym, co przed chwilą dowiedziałem się o pani Piast pozwalało mi wierzyć, że jest zdolna do wszystkiego.Otworzyła szafę. Stała w niej dziwna maszyna, na której dyrektorka wstukała kilka cyferek. Z szafy zajaśniało białe światło. Stałem, patrząc w nie, dopóki pani Piast mi nie przerwała:
-Słuchaj, mały chuju, masz wykonywać moje polecenia. Jeśli zobaczę jakikolwiek ślad nieposłuszeństwa, znowu użyję Imperiusa. I Crucio.Po tych słowach wepchnęła mnie do szafy.
*na dwór
