six

505 102 6
                                    


10 października, 2016

Sicheng nie mógł się nie uśmiechać na samą myśl o rozmowie, podczas której Koreańczyk zgodził się go przyjąć pod swoje skrzydła. Znowu o tym myślał, a robił to już od tygodnia i jeszcze go to nie znudziło. Robiło mu się ciepło na sercu, przygryzał ciągle dolną wargę, a rumieńce nie schodziły z jego policzków.

"Hyeong", zaczął rozpaczliwie Sicheng, nawet nie czekając na odzew ze strony swojego starszego przyjaciela. Słyszał jego oddech, a to mu wystarczało, by mieć pewność, że słucha, "Pozwól mi u siebie zamieszkać.".

Przez dłuższą chwilę, z drugiej strony nie było żadnego odzewu. Chińczyk był już bliski odwołania swoich słów i przepraszania, jednak w tym samym czasie, usłyszał jak Taeyong zabiera głos.

"Co się dzieje, Fēngmì?", zaczął, wyraźnie zdezorientowany całą sytuacją. Sicheng był pod wrażeniem, że nawet w tym momencie, starszy był wciąż w stanie zrozumiale posługiwać się angielskim, by mu odpowiedzieć, "Coś się wydarzyło w domu? Pokłóciłeś się z mamą?".

"Ja... Tak. Nie. Po prostu...", próbował sklecić jakąś sensowną odpowiedź, ale ciągle się jąkał, "Tak, pokłóciliśmy. Nie o to jednak chodzi", udało mu się powiedzieć, a to, co przeszło mu następnie przez myśl, zaskoczyło jego samego, "Chcę tylko być przy tobie".

Znów cisza. Sicheng miał ochotę spłonąć z zawstydzenia, więc znów zaczął gadać, gorzej od katarynki, "Przepraszam", wyjąkał, "To było takie głupie, zapo...", w tym momencie Taeyong wtrącił mu się w słowo.

"Masz pieniądze na bilet, maluchu?", spytał, a w jego głosie można było usłyszeć nikły uśmiech.

Tak właśnie Sicheng zamiast rozmyślać nad konsekwencjami swojego spontanicznego czynu, siedział w samolocie na jednym z siedzeń pasażerskich i odliczał czas, który mu pozostał do momentu, w którym ujrzy twarz Taeyonga. Bardzo chciał do niego napisać, jednak nie miał możliwości.

Matka zobaczyła z rana Sichenga schodzącego na dół z torbą sportową przewieszoną przez ramię i plecakiem, który trzymał w ręku. Wodziła za nim wzrokiem znad gazety, gdy chłopak otwierał lodówkę i dalej, gdy wkładał do plecaka pakowane jedzenie oraz butelkę z napojem, które kupił dzień wcześniej. Zmrużyła oczy, zastanawiając się, co kombinował.

"Dong Sicheng", odezwała się, składając gazetę na pół i odłożyła papier na stolik, wstając z fotela, który znajdował się w niewielkim salonie połączonym z kuchnią, "Co ty robisz?".

Chłopak momentalnie się spiął. Obawiał się tej rozmowy, dlatego chciał wyjść z domu po cichu, ale najwyraźniej nie było mu dane.

"Wyprowadzam się", próbował mówić spokojnie i był wręcz zaskoczony rezultatem, gdy zabrzmiał niewyobrażalnie beznamiętnie, "Wedle twojego życzenia".

Kobieta lustrowała go wzrokiem bez słowa. Nie mówiła nic do momentu, aż Sicheng zapiął plecak i zarzucił go na wolne ramię.

"Zamierzasz mnie okraść przed ucieczką?", spytała, unosząc brwi. Chłopak odwrócił się w jej stronę.

"Kupiłem te rzeczy wczoraj. Nie za twoje pieniądze", brzmiał niemal na zirytowanego.

"Przedmiot w twojej kieszeni również kupiłeś za swoje pieniądze?"

Bardzo chciał skontaktować się z Taeyongiem, ale nie mógł. Jego matka była surowa i chociaż bolało go, z jaką łatwością pozwoliła mu odejść, cieszył się, że musiał zostawić jej jedynie telefon, a nie ubrania. To by było już naprawdę niezręczne. Na szczęście jego hyeong obiecał mu czekać na niego na lotnisku, więc nie był zbytnio zmartwiony. Nie miał jego adresu, ale mieli się spotkać i razem udać do domu Koreańczyka. 

Nawet się nie zorientował, kiedy zmorzył go sen, a podróż minęła, gdy samolot wystartował z portu lotniczego Yiwu, mijając Hangzhou i Shanghaj, przelatując nad Morzem Żółtym i lądując na lotnisku między Incheon, a Seoulem.

Mostly Strings [NCT, taewin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz