Witajcie ziomeczki, dziś normalnie będzie opowieść o... No właśnie nie wiem o czym. Tytuł wprawdzie mówi o cytrynach, choć jak byłam w biedronce to kupiłam tylko jabłka. Żadnych cytrusów. Ale reszta mniej więcej się zgadza. A było to tak...
Wstaję rano, idę do kuchni, zaglądam do lodówki i: "CO JA PACZE?". Pustka. Nic. Żadnego żarcia. A wczoraj zjadłam tylko marchewkę i ewentualnie wypiłam szklankę wody. Więc byłam strasznie głodna. Po krótkim dochodzeniu okazało się, że sprawcą mojego smutku był nie kto inny, jak Cole.
Kiedy przez moje wrzaski Wu dowiedział się, że nie mamy jedzenia, kazał mi iść do biedry coś kupić. A czemu akurat mi? Są dwa powody:
a) Mój pech,
b) Dałam Cole'owi styropian do zjedzenia, i zdaniem Wu musiałam ponieść karę.
Chwilę dyskutowałam z białobrodym o tym, że to ten żarłok powinien pójść, ale wreszcie dałam za wygraną, wzięłam portfel i poszłam.
Byłoby wszystko fajnie, gdyby nie to, że... *chwila napięcia* ZGUBIŁAM SIĘ! Spodziewał się ktoś?
Krążyłam i krążyłam, aż wreszcie napotkałam punkt informacyjny, czy jak to się tam nazywa. Wracają wspomnienia... (jeżeli nie wiesz o co chodzi, przeczytaj naszą pierwszą książkę).
Nie zwlekając, weszłam do tej jakby budki i wzięłam darmową mapkę miasta. Poszłam dalej, nawet do niej nie zaglądając. I to był błąd. Chociaż nie. Tak czy inaczej bym się zgubiła, to było nieuniknione. Tak więc, szłam i szłam aż się nie przewróciłam. Po raz czterdziesty ósmy (liczyłam). Wtedy z kieszeni wypadł mi telefon. Przypomniałam sobie, że cały czas miałam go przy sobie, po czym strzeliłam facepalma. Podniosłam się z ziemi, razem z telefonem, odblokowałam go i zadzwoniłam do pierwszej lepszej osoby, nawet nie patrząc kto to jest. Po chwili ten ktoś odebrał i usłyszałam w słuchawce nieznany mi, męski głos. Mówił coś o jakichś listach, ale mu przerwałam.
- Listonosz?!
- Tak, kto mówi?
- Jay, zabiję!!!
- Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Do usłyszenia! - i się rozłączyłam.
Drugim razem postanowiłam wybrać rozsądnej. Ale na ślepo. Tylko tym razem wylosowałam. Przyłożyłam telefon do ucha, i czekałam, aż ktoś nie odbierze. Po kilku sekundach usłyszałam głos Emily.
- Jessy? Czemu dzwonisz? Nie mów tylko, że się znowu zgubiłaś.
- A z jakich innych powodów do ciebie dzwonię?
- No muszę powiedzieć, że z żadnych...
- Ok, to wiesz, jak może dojść od kiosku do biedry?
- Ta... Ale teraz nie mogę ci powiedzieć.
- Co? Czemu?
- Bo właśnie walczę z Cole'em. Chce mi zjeść komórkę.
- Eee... Ok, to pa.
Kolejna rozmowa okazała się klapą. Chciałam jeszcze do kogoś zadzwonić, lecz okazało się, że telefon mi padł. Byłam zdana na siebie.
Po jakiejś godzinie dotarłam na drugi koniec miasta. Westchnęłam ciężko, zawróciłam i poszłam dalej.
Byłam już zmęczona, więc moje tempo było dosyć wolne. Niczym ślimak krążyłam po Ninjago, aż zauważyłam nasz latający statek, a pod nim... Biedronkę. Miałam wtedy takiego foha na życie, że tylko usiadłam na ziemi, wzięłam do ręki moją rozładowaną komórkę, i zaczęłam bić się nią po głowie. Lecz jako że jestem niecierpliwa, szybko wstałam i poszłam do biedry.
Zrobiłam w niej małe zakupy, bo wiedziałam, że mam mało oszczędności. Wzięłam tylko chleb i masło.
Zbliżałam się do kasy. Miałam już płacić, gdy zorientowałam się, że przez przypadek zabrałam portfel Jay'a. Okradziony portfel Jay'a. Chcąc uniknąć nieprzyjemnego spotkania z ochroną, powiedziałam, że zaraz wrócę.
Szybko jak tylko mogłam, wbiegłam do statku i krzyknęłam:
- Kasę muszę!
- Myślałem, że wzięłaś - powiedział Lloyd.
- Wiesz, że ja też? To mogę te pieniądze?
- Ta, masz - rzekł, po czym wręczył mi dwie dychy.
- Dzięki, pa! - i wybiegłam.
Jak najprędzej popędziłam do sklepu, zapłaciłam i z niego wyszłam. Znowu udałam się na Perłę Przeznaczenia, i zmęczona rzuciłam zakupy na podłogę. Rozsypały się, bo przecież nie mogło być inaczej. Bez entuzjazmu popatrzyłam na nie, i ze zdziwieniem powiedziałam:
- A co tu jabłka robią?
KONIEC
Już-nie-wiem-jak-się-podpisać
YOU ARE READING
Bekowe rozdziały
HumorTu będą jakieś rozdziały, które nie mają sensu. I będę je pisać głównie ja - Jessy.