1.Już sobie poradziłam.

157 8 4
                                    

"I was walking away,
But she's so beautiful it made me stay,
I don't know her name,
But i'm hoping she might feel the same,
So here i go again
She's got my heart again"

Eleanor znudzonym wzrokiem przebiegła po twarzach ludzi oblegających szkolny korytarz i witających się ze sobą po wakacjach. Jakiś czas temu pewnie właśnie robiłaby dokładnie to samo, ale coś się zmieniło. A może wszystko się zmieniło? Westchnęła głęboko i ruszyła w stronę sali gimnastycznej, na której miał się odbyć apel rozpoczynający rok szkolny. Gdzieś w tłumie mijających ją ludzi, mignęła jej twarz Zoey... Nie rozmawiała z nią od... Cholera! Weź się w garść Len! Zdyscyplinowała się w myślach.

Podczas przerażająco długiego i zastraszająco nudnego przemówienia dyrektora Eleanor czuła się bardziej zmęczona niż po przebiegnięciu pięciokilometrowej trasy.
W tym czasie zdążyła już dostrzec twarze wszystkich ludzi, których jeszcze do niedawna nazywała przyjaciółmi. Ale czy teraz ma do tego w ogóle prawo? Po tym jak wyjechała na cztery miesięce do Virginii, do małego domku położonego mniej więcej w środku niczego, należącej do jej dziadków? Jej rozmyślania przerwał głęboki głos profesora Wilkinsa:
-A teraz zapraszam wszystkich do klas po odebranie planów lekcji na ten rok szkolny - powiedział z uśmiechem nauczyciel i zaczął odczytywać listę sal. Kiedy dotarł do jej klasy, na chwile zamarła, a  później gwałtownie wstała. Powoli schodziła z widowni, kiedy nagle dostała w ramię. Z ust wyrwał się cichy jęk, a notatnik z wszystkim niewyspanych listami, które napisała jeszcze w Virginii, wypadł jej z rąk. Zdenerwowana schyliła się żeby podnieść sam zeszyt i wszystkie kartki, które z niego wyfrunęły.
-Strasznie przepraszam! Już pomagam ci to pozbierać! - wykrzyknął wyraźnie skruszony chłopak.
-Nie trzeba. Już sobie poradziłam. - odpowiedziała lodowatym tonem - Jak zwykle zresztą - dopowiedziała zdecydowanie ciszej i odeszła, tylko na chwile odwracając się do tyłu. Kiedy jej oczy napotkały czekoladowe oczy sprawcy całego zamieszania, szybko odwróciła wzrok, wcisnęła notatnik do torebki i żwawym krokiem ruszyła przed siebie.
Gdy dotarła pod klasę kilka minut później, nacisnęła klamkę. Jej oczom ukazała się jej wyszczerzona od ucha do ucha wychowawczyni i 25 innych osób patrzących na nią z mieszanina strachu i zaciekawienia. Ignorując to wszystko cicho powiedziała "Dzień dobry" i ruszyła do pierwszej wolnej ławki.
Po 15 minutach była już zapoznana ze swoim planem lekcji i mogła iść do domu.
Jednak idąc holem poczuła dziwne uczucie, które zmusiło ja do spojrzenia na ścianę. A tam wisiało uśmiechnięte zdjęcie ostatniej osoby, która chciałaby tu zobaczyć.

-Co tu do ciężkiej cholery robi zdjęcie mojej matki? - krzyknęła szeptem. Kilka osób spojrzała na nią z politowaniem. Eleanor zacisnęła pięści i nagle ją oświeciło "Ona tutaj przecież uczyła, a teraz nie żyje więc szkoła musiała ją jakoś upamiętnić" pomyślała idąc w stronę drzwi prowadzących na dziedziniec.
-Szkoda, że nie upamiętnili tego jak upokarzała swoją rodzinę na każdym kroku... - mruknęła wyprowadzona z równowagi. Po kilkunastu minutach dotarła do domu. Następne kilkanaście mocowała się z zamkiem trzęsącymi się dłońmi. Cicho zaklęła. W momencie, w którym otworzyła drzwi wejściowe od domu zalały ją wspomnienia.
-Zamknij się mała idiotko! Myślisz, że cokolwiek wiesz?!? Nie! Jesteś tylko mała głupią dziewuchą, która tylko płacze i cały czas żre!
-Przestań... - wydusiłam błagalnym głosem.
-Jesteś taka żałosna, nie dziwię się, że Julianne przestała się z Tobą zadawać! Jesteś tylko małym nic nie znaczącym gównem, które równie dobrze mogło by nie żyć! - krzyknęła moja matka z impetem rzucając we mnie talerzem.
Nawet nie poczuła kiedy jeden z odłamków przeciął jej skórę na policzku. Głosy matki i tłuczących się nad jej głową talerzy, zaczęły dobiegać jak gdyby z oddali. W głowie ujrzała twarz ojca, jego ciepłe spojrzenie i usłyszała słowa, które ojciec powtarzał odkąd skończyła 6 lat : "Kochanie musisz pamiętać, że mama nie mówi tego wszystkiego na poważnie - przerwał na chwilę i spojrzał mi w oczy, jak gdyby chciał się upewnić, że uważnie go słucham - Te wszystkie okropne rzeczy, które mówi mama są spowodowane tym, że mamusia jest bardzo chora."

To nie była ostatnia taka sytuacja zanim tata zawiózł mamę do szpitala. Kiedy Lenny była bardzo mała nie do końca rozumiała co tata miał na myśli i za każdym razem gdy rodzice się kłócili płakała. Kiedy trochę podrosła, w momencie, w którym rodzice zaczynali się kłócić, zaszywała się w swoim pokoju naciągając na uszy słuchawki, które dostała od taty na urodziny. A później dotarło do niej co miał na myśli tata, i próbowała zrozumieć zachowanie matki. Ale każda kłótnia, każde wyzwisko, każda groźba, każde nocne zwierzenie wykorzystane przeciwko niej, każdy odłamek talerza i każda łza sprawiały, że coś w sercu dziewczynki obumierało. Aż pewnego dnia zapłakana i zakrwawiona dziewczyna nie wytrzymała przesączonego jadem głosu kobiety, która kiedyś była jej bliska, a która teraz została wypuszczona ze szpitala na przepustkę, na tydzień, wyszła z domu. A gdy stała tak przed domem serce dziewczyny rozpadło się na miliony ostrych kawałków.

Siedziała tak pod drzwiami do momentu, w którym nie dostrzegł jej ojciec, wychodząc właśnie z garażu. Podbiegł do niej i objął ją, próbując jakoś odgonić ból i pustkę, które aż wylewały się z jego córki. Nie mógł na to patrzeć.
-Chodź Lenny - powiedział do niej czule  - pójdziemy do kuchni, zrobimy coś do jedzenia, a później włączymy jakiś film. Dobrze? - zapytał z nadzieją.
Lenny powoli kiwnęła głową, ale jej oczy nie wyrażały nic, zionęły pustką. Przeraził go ten widok. Nie może tak stracić kolejnej osoby. Po prostu nie może. Nie przeżył by tego. Ale nie podda się, będzie dla niej walczył. Jej matki nie mógł uratować, ale ją może i zrobi to.

Siedziała bez ruchu na kanapie, oglądając z tatą jakiś film. Nie wiedziała nawet o czym jest. Kompletnie się wyłączyła i była bardzo niezadowolona z faktu, że musi się ogarnąć i przygotować na jutro do szkoły.
-Idę się spakować do szkoły. - wyszeptała cicho. Ojciec jej nie odpowiedział. Zasnął. Przykryła go dokładnie kocem. Stwierdziła, że nie będzie go budzić i jak najciszej ruszyła w stronę swojego pokoju. Powoli otworzyła drzwi i obrzuciła spojrzeniem kilkanaście metrów kwadratowych.
-Ale tu burdel.... - westchnęła i z ociąganiem zaczęła podnosić z podłogi porozrzucane ubrania. Po uprzątnięciu ubrań położyła się na łóżku i nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.

Witam wszystkich czytelników!
Czekam na wasze opinie i rady! To dopiero początek, mam nadzieje, że wam się spodoba!
Do zo!
SomeGirlNamedMary

Fixing PeopleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz